27 listopada 2017

W zdrowych ciałach - jeden duch


Dzisiaj zapytałam Czytelników, o czym chcieliby poczytać. Jestem ostatnio na krzywej wznoszącej, jeśli chodzi o nastrój, twórczość i chęć do działania, byłam więc w miarę pewna, że napisanie o umyśle grupowym okaże się pestką (dziękuję Agacie za temat!). Kiedy jednak zaczęłam się przymierzać do tego wpisu, trochę się sprawy pokomplikowały...

Wspólne podejmowanie decyzji

Jak wiecie, jestem bardzo konkretną osobą lubię na początek uporządkować dyskusję, zanim zdąży się w niej zrobić bałagan. Zaczęłam więc szukać definicji określenia umysł grupowy i... nic. Przynajmniej nic z takiej definicji, jaka by mnie satysfakcjonowała. Trochę lepiej było po angielsku, bo definicje znalazły się w Słowniku Oksfordzkim i Słowniku Merriam-Webster. Generalnie definicje pojęcia group mind zawierają podstawową informację: umysł grupowy to wspólny pogląd jakiejś grupy na coś, wspólna idea lub pragnienie, które dzielą wszyscy członkowie grupy i dominujące nad zdaniem poszczególnych członków.



Brzmi w sumie coś, co łączy każdą grupę, która z jakiegoś powodu ma wspólny cel. Cel ten jednoczy grupę i sprawia, że grupa trzyma się razem. Co w sumie jest i prawdą w przypadku Wicca i umysłu grupowego kowenu. Spotykamy się razem i mamy wspólny cel, by przeprowadzać rytuały, prawda?
No, niby prawda, ale i tak dawno nie słyszałam takiego niedopowiedzenia.

Magiczne zespolenie

Kowen jest wyjątkowym rodzajem grupy - pracuje razem magicznie i to regularnie, we w miarę niezmiennym gronie. To już nie jest zbiegowisko, ale zespół, którego członkowie są nomen omen zespoleni. Każdy członek kowenu przyjmowany do takiego grona, jest inicjowany i składa magiczną przysięgę, co z kolei prowadzi do wytworzenia się specyficznej więzi, pieczęci, która zespala i scala całą grupę na poziomie energetycznym, ale też duchowym i głęboko mistycznym. Taki rodzaj więzi trudno znaleźć w innych okolicznościach. I to właśnie w momencie inicjacji nowy członek wiccańskiej rodziny zaczyna łączyć się z umysłem grupowym swojego kowenu. A to dopiero początek.

Cały dowcip polega na tym, że to co dostajemy w momencie inicjacji, bądź to co uda nam się wypracować z kowenem do którego chcemy przystąpić (o ile to w ogóle się uda), to dopiero maleńki zalążek porządnego uczestnictwa w grupowym umyśle. Kiedy powstaje nowy kowen i dołączają do niego pierwsze osoby jego group mind jest jeszcze bardzo maleńki. Bardzo pomaga wtedy przyjaźń między członkami kowenu, utrzymywanie kontaktu i spędzanie wspólnie czasu, jednak absolutnie najważniejsza dla ukształtowania silnego i zdrowego umysłu grupowego jest wspólna regularna praktyka - czyli rytuały. No ale chyba po to się zakłada koweny, no nie?

Troszeczkę łatwiej jest, kiedy nowa osoba dołącza do ustanowionego już i silnego kowenu z potężnym umysłem grupowym. Nowa osoba, przy odrobinie zaangażowania nie powinna mieć problemu z dopasowaniem się do zespołu, jeśli zespół otworzy się na tę osobę. Jednak, jak widzicie i tu jest potrzebna chęć współpracy wszystkich stron.

Kadr z serialu "True Blood". Kowen jaki był - taki był, ale kadr jest przepiękny ;)

Różni ludzie, jeden umysł

No i oczywiście na skład jakościowy umysłu grupowego składają się wszystkie poszczególne umysły go tworzące, czyli cechy wszystkich kowenowiczów razem i z osobna. Muszą być do siebie dobrane pod takim względami, aby członkowie kowenu się wspierali, pomagali sobie i by magiczna więź była jak najskuteczniejsza. W pewnym sensie muszą być to osoby pasujące do siebie charakterami, temperamentem, ale nie tylko, bo tych cech, które trzeba brać pod uwagę jest wiele. Do tego należy wziąć pod uwagę pewną spójność poglądów w grupie, zdolności magiczne, zaangażowanie... Udział poszczególnych osób w grupie trzeba rozważyć na wielu płaszczyznach... tym jednak większość z Was nie musi się martwić - już w tym głowa arcykapłanów, żeby dobrać ludzi, którzy będą do siebie pasować.

Widzicie więc, że w Wicca koncept umysłu grupowego jest głębszy i bardziej skomplikowany, niż na to wskazuje jego słownikowa definicja. To już nie tylko wspólna idea, łącząca grupę we wspólnym celu. To więź magiczna, duchowa pieczęć, przenikająca do kości, a z drugiej strony cały czas wymagająca pracy nad jej wzmacnianiem, pielęgnowaniem i pilnowaniem, by wzrastała i dawała siłę i korzyści wszystkim członkiem kowenu.
No dobrze, ale czas zadać sobie pytanie - na co to komu?


Strefy wpływów

Wicca jest ścieżką praktyki grupowej. Nie ma Wicca bez kowenu, bo nie ma rytuału bez grupy, a to właśnie rytuał, praktykowanie to najważniejsza część tej religii i jej rdzeń. I właśnie do tego potrzebny jest umysł grupowy - spajając grupę sprawia, że i nasze rytuały są bardziej spójne. Im silniejszy umysł grupowy kowenu, tym większa jego moc, a rytuały stają się coraz bardziej potężne, mają większy wpływ na świat i na nasze umysły. Dzięki umysłowi grupowemu możemy również rzucać skuteczniejsze zaklęcia i łatwiej angażować się w inne wspólne praktyki. Możemy nawet odprawiać rytuały hermetycznie, to znaczy bez fizycznego spotkania się, a za to łącząc się w naszych umysłach.

Nasze stopione umysły łatwiej "synchronizują się" na czas rytuału, łatwiej dostosowują się do siebie i łatwiej wślizgują się w rytualną przestrzeń wspólnie. Łatwiej jest nam też pracować dzięki temu w samym rytuale, znając siebie nawzajem i wspólne możliwości. Oczywiście tak dobre poznanie umysłu drugiej osoby (niekoniecznie z udziałem intelektu i logiki) prowadzi również do skutków ubocznych. Takie skutki obejmują: zauważanie i komentowanie rzeczywistości tymi samymi słowami w kilka osób na raz, kończenie za siebie urwanych zdań, przygotowanie jedzenia bez wcześniejszego umawiania się i nie kończenie z samymi sałatkami oraz branie do ręki telefonu, kiedy już wiesz, że za chwilę zadzwoni członek twojego kowenu.
To wszystko brzmi zabawnie, ale tak właśnie jest.

Pamiętając oczywiście o tych przyjemnościach nie wolno nam zapominać o najważniejszych cechach umysłu grupowego, jaki tworzymy w kowenie. Jego rolą jest pozwolenie nam na przeżywanie rytuału głębiej i pełniej, na łatwiejszą i lepszą praktykę. Łączy on wszystkich członków rodziny w sposób fundamentalny, bo opiera się na magicznej więzi, jednak aby pełnił swoją rolę jak najlepiej, należy o niego dbać, bowiem im silniejszy umysł grupowy, tym głębsze i mocniejsze rytuały jesteśmy w stanie przeprowadzać. A to właśnie to, jest sercem Wicca.


PS. Po więcej materiałów, polecanych artykułów i newsów - zapraszam na stronę Bloga Czarowniczego na Facebooku.

23 listopada 2017

Fejsikowo 2 - kiczowate obrazki o ocenianiu


Pisałam już jakiś czas temu, jak strasznie mnie wkurzają ckliwe, przeintelektualizowane cytaty, umieszczone na ładnych fotografiach, przepełnione "mondrościom ludowom". "Paolo-Coelhizmy", które wydają się głębokie i przemyślane, a tak naprawdę przypominają bardziej intelektualną kałużę. Poprzedni taki wpis dotyczył "Prawdziwej Rodziny, która nigdy nie ocenia". No to dzisiaj poznamy prawdę o ocenianiu innych ludzi.

Tylko Bóg może mnie sądzić!

To powiedzenie, a właściwie cytat i tytuł utworu Tupaca Shakura, już lata temu straciło oryginalne znaczenie. Sam utwór jest o... umieraniu, kiedy to podziurawiony od kul podmiot liryczny stwierdza, że "teraz, to już tylko Bóg go osądzi". No w takich okolicznościach przyrody trudno polemizować, ale to trochę ironiczne, że ludzie tatuują sobie ten cytat, jako życiowe motto?

Tylko bog moze mnie sadzić - życiowe motto ogrodników
Ok, tylko... co to właściwie znaczy dla osób, które sobie to tatuują? Najczęściej jest to protest przeciwko policji i wymiarowi sprawiedliwości. Hip-hop, rap i ten nasz podmiot liryczny umierający od kul może się kojarzyć ze środowiskiem mającym problemy z poszanowaniem prawa. Ze środowiskiem gnatów i kos, środowiskiem "JP na 100%".
W internecie jednak bardzo szybko pojawili się "krewniacy" tego mema. "Memy-kuzyni" mówiące, że już nawet nie Bóg, ale nikt i nic nie jest w stanie nas osądzać. Że jesteśmy wyjątkowymi płatkami śniegu. Że nikt nigdy nie miał takich samych przeżyć jak my, nikt nigdy nie czuł się, tak jak my i nikt nigdy nie popełnił takich samych błędów jak my.



Wyjątkowi w bólu

Nie cierpię tego mema. Nie cierpię, bo sprawia, że osoby, które w jakiś sposób czują się poszkodowane, zranione, smutne, nakręcają się jeszcze bardziej, utwierdzając się w wyjątkowości swojego nastroju. Łatwo wpaść wręcz w specyficznego rodzaju zachwyt nad własnym cierpieniem. I jasne, każdy musi się od czasu do czasu wypłakać, ale to nie jest tak, że nikt nigdy nie czuł się tak jak my. To zwyczajnie nieprawda.
KAŻDY ma czasem gorszy dzień. KAŻDEMU kiedyś nie udało się w miłości. KAŻDY kiedyś się bał. Wiele jest osób, które krzyczały w bólu albo udawały, że nic ich nie boli. Jest wiele osób, które chorowały i chorują na depresję lub mają podobne problemy zdrowotne. Jasne, każdy przypadek jest inny, ale trzeba starać się rozglądać za pomocną dłonią, wychodzić z tego, szukać rozwiązań. Takie chwalenie się swoją wyjątkowością i pogrążanie w smutku siebie lub osób, które będą oglądać obrazki na twojej facebookowej ścianie jest po prostu szkodliwe.

Krytyka jest dla słabych

W końcu istnieją obrazki takie, jak na górze wpisu. Obrazki w stylu "mam swój świat", "mam prawo do swoich błędów", ewentualnie "mam wyje*ane". Moje decyzje są moje i nikt nie może o mnie powiedzieć złego słowa. Nie będę się do nikogo dostosowywać, będę robić co chcę, a tobie nie wolno tego komentować



Bujda na resorach... 
Zasadniczo wszystkie te memy "nie można mnie oceniać" - całą szeroką rodzinę, należy wrzucić do jednego śmietnika. Ludzie będą oceniać. Zawsze oceniają. Oceniają Ciebie, oceniają mnie, oceniają tę dziewczynkę z obrazka. Takie są konsekwencje życia w społeczeństwie - taka jest konstrukcja tego społeczeństwa. Możemy jedynie wybrać, jakie opinie będą dla nas ważniejsze, a jakie mniej ważne, czyja krytyka jest dla nas bardziej istotna. Gdyby nie krytyka, społeczeństwo, które nas ocenia i swoimi ocenami umieszcza w pewnych kategoriach - skąd będziesz wiedziała, dziewczynko z koczkiem, czy twoje decyzje były błędne i czy ich później żałować? 

Oczywiście, takie oceny będą różne, ba, pewnie w wielu przypadkach będą skrajnie sprzeczne. Ale to dobrze! To właśnie pozwala nam reagować na tę krytykę, odnosić się do niej, oceniać oceny innych. Nie można jednak ludziom powiedzieć, że nie mają prawa do ocen. - grunt, żeby oceny te wyrażać w sposób kulturalny i wyważony

Wiccańskim okiem...

A tak jeszcze na koniec... krzyczenie i demonstrowanie, że co prawda robić będę co chcę, ale niech nikt mnie nie ocenia i nie wyraża zdania - jest bardzo niewiccańskie. W Wicca cały czas uczymy się rozważać swoje czyny, bo cały czas będą nas dotykać ich konsekwencje. Kreowanie przekazu, że "mam prawo błądzić, ale niech nikt mnie z tych błędów nie rozlicza", zwłaszcza przez osoby uważające się za uduchowione czy też (jeszcze gorzej) będące jakimś duchowym autorytetem dla innych to jakiś absurd. To jak próba stawiania pola siłowego przed konsekwencjami, które są i będą zawsze nieuniknione. Wiccanin nie powinien tak robić. Czarownica świadoma, dorosła, wie, że wszystko co zrobi, będzie do niej wracało. Nie będzie krzyczeć "nie oceniaj mnie", ale za każdy czyn i za każde słowo poniesie lepsze lub gorsze konsekwencje. I zrobi to z dumą i podniesionym czołem, bo wiccanin, który jest dość dojrzały, żeby znieść oceny swoich działań, to człowiek prawdziwie wolny.


PS. Oczywiście zapraszam do polubienia Fanpage Bloga Czarowniczego na Facebooku.

21 listopada 2017

Energia seksualna

Karta z wyroczni autorstwa Toni Carmine Salerno

O energii seksualnej w Wicca bardzo często się rozmawia, ale jeszcze częściej się spekuluje, plotkuje i snuje domysły. W końcu jeśli te całe tajemne rytuały odbywają się nago, to przecież musi być coś na rzeczy? A prawda jest taka, że bardzo, bardzo trudno jest wielu osobom zrozumieć wiccańskie podejście do seksu, zwłaszcza, że należy odróżnić seks od seksu i ilość seksu w seksie ;)

11 listopada 2017

Dlaczego piszę po polsku, czyli post za długi na Facebooka


Dzisiaj jest nasze Święto Narodowe. Dzień Niepodległości. Dzień, w którym 99 lat temu Polska wróciła na mapę, a Polakom - zwrócono Wolność.

I pomyślałam, że napiszę Wam, niejako z tej "okazji", coś o tym blogu i FanPage'u na Facebooku.
Na FanPage'u bowiem nie pojawiają się żadne linki (przynajmniej nie za mojej pamięci... w każdym razie staram się ich unikać) do zagranicznych niepolskojęzycznych materiałów, gify z napisami nie po polsku, ani teksty, które sama napisałabym po angielsku. Nie dlatego, że nie umiem.

Wręcz przeciwnie - uważam, że umiem w angielski całkiem nieźle, zważywszy na nie tylko możliwość czytania książek w tym języku, ale i na to, że to przecież w Anglii uczyłam się, doskonaliłam i nadal praktykuję w tamtejszym kowenie. A możecie mi wierzyć, że to wymaga płynnej znajomości języka, by nie tylko wiedzieć, co kto w rytuale mówi, ale i czuć co kto mówi. W tych słowach tkwi energia, magia, trzeba je więc nie tylko słuchać i wypowiadać, ale też je odczuwać.

Nie chodzi też o to, że mam użytkowników internetu czy Facebooka za ignorantów. Ja wiem, że językiem sieci i tak jest angielski i niemal każdy potrafi go zrozumieć w stopniu, pozwalającym ogarnąć gify z ładnym widoczkiem w tle. Że użytkownikami portali czy uczestnikami blogosfery są głównie ludzie młodzi, kształcący się, który wszechobecny angielski pochłaniają niemal przez skórę. To naprawdę nie jest tak, że ja nie doceniam umiejętności i inteligencji internautów.

...bo tak na prawdę, to...

...widzicie... to był po prostu mój świadomy wybór. Przemyślana decyzja, której staram się konsekwentnie trzymać. Pisać o Wicca po polsku, dla Polaków i dla Polski.

Ja wiem, że to trochę pompatycznie i nadęcie brzmi. Innym może się skojarzyć niemal jak szowinistyczne zawołanie, ale to kompletnie nie o to chodzi.

Mieliśmy i mamy pewnie nadal wiele wiccańskich, czy para-wiccańskich stron, stronek, forów, na których przepisywane są niemal jeden do jeden teksty z publikowanych książek, cytaty z zagranicznych artykułów, linki do międzynarodowych portali. Pojawiają się też strony całkowicie po polsku, ale ich zawartość bywała... negocjowalnej jakości i dopiero od paru lat mamy kilka rzetelnych źródeł informacji, o które były trudno "za moich czasów" - czyli 14 lat temu, kiedy dopiero odkrywałam Wicca. Dlatego postanowiłam dołożyć swoją cegiełkę.

Nie ma wielu innych, stricte wiccańskich blogów po polsku. W większości blogów na które się natknęłam, a na których temat Wicca się pojawia, to flufikowe lub nietoperkowe twory prowadzone zwykle przez młodzież, zajmujące się magią w kategoriach od sasa do lasa, albo raczej o wszystkim i niczym i powielające wikipedyczne notki i stereotypy. Co oczywiście w pewnym momencie zaczyna bardziej smucić i złościć, niż bawić.

I wypełniłam niszę.

Ja po prostu chcę pisać o Wicca i o magii na poważnie. Z serca. Nawet jeśli niezbyt często, to wkładając w to kawałki moich, mam nadzieję nie tak najmniejszych, wiedzy, doświadczenia i kompetencji. Zaczęłam działalność w internecie i blogosferze dawno temu i przez cały ten czas staram się podawać aktualne i sprawdzone informacje. Przez cały czas stałam na straży najpierw mojego marzenia, potem mojego treningu, a teraz - mojego domu, jaką jest Wiccańska Tradycja. Z tej ścieżki nie zbaczam i nie zawracam, stałam się jej częścią a ona - częścią mnie.

I chcę się tym dzielić po polsku, bo, jak powiedział Wajda, "myślę i czuję po polsku". Dość jest anglojęzycznych portali i stron, które służą z powodzeniem ludziom posługującym się tym językiem. Ja chcę mówić o tym, co dla mnie ważne językiem, który jest dla mnie ważny i który jest ważny dla wielu innych osób. A często - nawet jedyny. Wiele osób, choć napis pod śmiesznym obrazkiem odczyta, nie poradzi sobie z materiałami o duchowości, inicjacji i rytuale w obcym języku. Znam też kapłankę, która angielskiego nie zna niemal wcale. Czy ze względu na brak znajomości jakiegoś języka należy ludzi odrzucać, mówić im, że nie nadają się na czarownice i kapłanów w Wicca?

Chcę umożliwiać ludziom z Polski poznawanie Wicca. Chcę mówić do nich ich językiem i pokazywać im, jak cudownie można praktykować i rozwijać tradycję w ich kraju. W naszym kraju. Do tego staram się, co wydaje mi się ważne, pisać z Polskiej perspektywy. Wiem, jak trudno znaleźć tutaj kowen, jak skomplikowane może być zorganizowanie spotkania, jak mało jest możliwości kontaktu. Znam nasze polskie realia, naszą historię, naszą politykę - całe nasze tło, na którym wszyscy mieszkający w Polsce musimy funkcjonować. I staram się pokazywać, że się da, że można.

Polska zasługuje na Wicca a Wicca - na Polskę. Jestem przekonana, że wielu Polaków byłoby wspaniałymi czarownicami i kapłanami, że Wicca może się w Polsce fantastycznie rozwijać. Już teraz Polaków i Polek - wiccan jest powoli coraz więcej. Wicca to jedna z cięższych, ale i piękniejszych misji w moim życiu. Jeden z wspanialszych darów, który kiedykolwiek od kogokolwiek otrzymałam. Tak cudowne rzeczy aż chce się przekazywać dalej, dzielić się nimi z innymi ludźmi. Ja chcę się nim dzielić z moimi rodakami, w naszej Ojczyźnie, która choć czasem nam daje w kość, to tu nam przyszło żyć i ją kochać.
I chcę się nim dzielić w naszym, polskim języku.