24 lipca 2014

Droga czarownicy - część 3 - Krok w tył, skok do przodu

Wejście do Awarii przy Garncarskiej wcale nie okazało się takie łatwe. Niesiona na skrzydłach inspiracji podfrunęłam pod drzwi... i odkryłam, że nie wiem, co dalej ze sobą zrobić. Weszłam ostrożnie do środka - pusto, tylko jedna grupa 3-4 osób siedzi pod ścianą. To pewnie oni - eklektyczna zbieranina osobników różnej płci, w różnych kształtach i w różnym wieku, a takich zbieranin nie widuje się często w pubach przy jednym stoliku. Uśmiecham się więc do nich, oni do mnie... ale nie mam pojęcia do powiedzieć! Uciekam więc z knajpy na dwór, żeby odetchnąć, po czym robię podejście numer dwa. Uśmiecham się do nich, oni do mnie... i znów uciekam, bo jednak odetchnięcie niewiele pomogło.

Trzecim razem wchodzę uzbrojona w plan. Podchodzę bliżej i niepewnie wyrzucam z siebie z wrodzoną elokwencją:
- Dzień dobry... Eee... przepraszam... Eee... Państwo możeee... na to spotkanieee... na siedemnastą?
- Tak, to my!
- UFF! Jak dobrze, że to wy! To ja, Sheila!

Potem już było tylko lepiej. Spotykaliśmy się kilka razy, nawiązałam konktakt z nowymi znajomymi, chociaż w większości nici tych znajomości już dawno się porwały. To było zupełnie nowe uczucie, móc po prostu posiedzieć z ludźmi, którzy myślą, czują i wierzą podobnie, jak ja, pogadać z nimi, posłuchać ich historii. To było bardzo inspirujące, bo nigdy dotąd nie spotkałam takich ludzi na żywo i w pewien sposób dało mi to możliwość spojrzenia na nich jak na ludzi właśnie, a nie jedynie na internetowe nicki, którymi byli do tej pory. Świat wirtualny, stając się światem realnym dał mi nadzieję na dalszy rozwój i na poruszanie się w kierunku, który sobie obrałam - inicjacji w Wicca.

Z czasem jednak, po pierwszej fascynacji, Poznańskie Forum Pogańskie wpadło w naturalny cykl istnienia internetowych bytów... i zaczęło zamierać. Coraz trudniej nam się było spotkać, bo i coraz trudniej było się nam umówić, a ludzie po prostu stopniowo odpłynęli każde w swoją stronę. W dodatku te moje szanse na inicjację, po spojrzeniu na nie trzeźwym okiem, były marne, bo ani w towarzystwie nie mieliśmy nikogo inicjowanego, ani nikt z nas jeszcze wówczas inicjowanych nie znał, a na domiar złego byłam jeszcze niepełnoletnia. I tak, mimo chwilowej poprawy, trzeba było z powrotem dać nura w Internety.

Tak to pozostało bez zmian przez 2 lata. W owych mrocznych czasach Internet generalnie był domem dla wielu czarownic. Chociaż to, że w latach 2005 - 2007 moje pogańsko-magiczne życie towarzyskie ograniczało się do kontaktów wirtualnych, to bynajmniej nie oznacza, że nic się nie działo - bo działo się u mnie bardzo wiele. Swojej magicznej wiedzy może nie pogłębiałam intensywnie, ale stale, powoli i to już głównie nie przez strony, ale fora, bo jednak kontakt z żywym człowiekiem, choćby i po drugiej stronie kabla, zawsze uczy więcej, niż martwy tekst. Bardziej zmusza do myślenia, składania wypowiedzi, opisywania myśli i odczuć. Do ich analizy u siebie i u innych.

Wiele się też zmieniło w innych dziedzinach mojego życia. Pełnoletność przyszła... i poszła, nie niosąc ze sobą większych zmian, poza tą zaplastikowaną kartką, co ją każdy ma w portfelu. Jakieś wielkie nadzieje, że jak tylko będę 'dorosła' od razu pojawi się nauczyciel, a wszystkie inne rzeczy w moim życiu wywrócą się do góry nogami okazały się płonne i może dobrze, bo widocznie nie byłam na nie gotowa. Przyszła i poszła też matura i rekrutacja na studia. Zostanę biotechnologiem.

Teraz, tych kilka lat później, myślę, że ta przerwa była mi bardzo potrzebna. Pozwoliła na oddech i na skupienie się na maturze i tym tak ważnym etapie dojrzewania. Z drugiej strony - na przekonanie się, w co naprawdę wierzę i co na prawdę chcę zrobić ze swoim życiem duchowym. Teraz coś mogło się na prawdę wykuć i okrzepnąć, już nie w słomie, ale w tlących się nieprzerwanie węglach.

Robię się jednak coraz bardziej bezczelna, czasem używam (nadużywam?) swojej wiedzy, żeby wrednie kogoś upomnieć, że się myli. W końcu w Internetach całe mnóstwo ludzi się myli i ktoś ich poprawiać musi. Jakoś nie wspominam tego czasu źle, ze wstydem, nie mam wyrzutów sumienia, bardziej śmieszy mnie dzisiaj moje młodzieńcze zacietrzewienie w niektórych momentach. Czasem takie uwagi wywoływały 'flejmy', ale i mogą sprawić, że pozna się przyjaźń na wiele, wiele lat.
Prawda, Nefre? ;)

Zerkam oczywiście cały czas na Poznańskie Forum Pogańskie, które ewidentnie już dogorywa, chociaż sama jeszcze nie chcę tego przyznać - w końcu to mój pierwszy i ostatni łącznik z żywymi poganami! W ostatnich podrygach PFP, umawiamy się raz jeszcze na spotkanie. Osób przychodzi bardzo niewiele, ale tym razem postanawiamy, że będziemy się spotykać tak, jak Warszawiacy - regularnie co miesiąc. W końcu zbierze się nas więcej.

Jest wiosna 2007 roku.
Rodzi się Polska Sekcja Międzynarodowej Federacji Pogańskiej.

Coś tam powoli zaczyna się dziać na około-wiccańskiej scenie. Pojawiają się aleksandrianie, przyjeżdżają gardnerianie. Latem trwają warsztaty, niestety, tylko w Warszawie, która wtedy wydaje się być drugim końcem świata. Mijają jednak miesiące. Ze spotkania pogańskiego na kolejne spotkanie pojawia się coraz więcej osób, PFI PL się rozrasta, a ja coraz bardziej czuję, że mimo tego wszystkiego stoję w miejscu.

Czas mija i PFI PL zaczyna przygotowywać konferencję i to pod Poznaniem. Przyjadą wiccanie, więc już w ogóle nie ulega dyskusji, że i ja tam będę. Tak sobie myślę, że może będą mnie mogli do kogoś pokierować, bo czas już znaleźć nauczyciela. Już dawno przestałam się wiccańsko rozwijać i inicjacja wydaje mi się koniecznością, żeby zrobić jakikolwiek postęp. Móc w końcu być prawdziwą wiccanką - chociaż jeszcze wtedy nie wiem do końca, z czym to się wiąże i jak to będzie wyglądać dalej. Wiem, że tego chcę, że muszę i że potrzebuję dalszego rozwoju.

W końcu nadchodzi dzień konferencji PFI PL w Stęszewku pod Poznaniem - konferencji, która dla mnie zmienia wszystko i otwiera przede mną nowe drzwi.

Jest maj 2008 roku.




Ośrodek wypoczynkowy w Stęszewku pod Poznaniem - zdjęcie z serwisu noclegi.pl
CDN...

22 lipca 2014

Droga czarownicy - część 2 - Internet

To nie było tak, że kiedy tylko spojrzałam na te strony, zapragnęłam zostać czarownicą. Magia fascynowała mnie od dziecka - to prawda, ale nie taka. Piękne czarodziejki, magowie z wysokich wież, maleńkie wróżki mieszkające w pniach drzew, stare wiedźmy z magicznymi kotłami i szklane kule - to świat dziecięcych fantazji. Nie pochodzę z rodziny, gdzie ciotka była starą znachorką a mama - tarocistką. Nie jestem też z tych "radiomaryjnych", żebym musiała jakoś szczególnie się wyrywać. Normalna rodzina polaków-katolików, gdzie msza niedzielna była obowiązkowa, ale reszta przekonań już raczej mocno średnio.

Prawdą jednak jest, że na przełomie lat 2004-05 moje przekonania zaczęły się zmieniać. Chciałam czegoś porządnego, czegoś mocnego, nie odpowiadała mi katolicka bylejakość. Niestety, im bardziej chciałam mogą wiarę pogłębiać, tym mocniej ja i Chrześcijaństwo odpychaliśmy się od siebie, jak niepasujące części, powoli, stopniowo. Z drugiej strony zaś był ten świat ludzi, którzy czują, że jest poza nami coś większego, coś potężniejszego i byli przekonani, że nie jest to Bóg, jakiego znałam do tej pory.

Poznawałam ten świat tak, jak mogłam - przez Internet, czytając praktycznie każdą stronę, która miała "Wicca" w nazwie czy chociaż w tekście. Szybko jednak okazało się, że Internety mają to do siebie, że straszny w nich bałagan, a niektóre informacje są wręcz sprzeczne, więc szybko przeprowadziłam niezbędną selekcję. Skupiłam się głównie na tym, co mówiło o tzw. BTW - Brytyjskiej Wicca Tradycyjnej. Z tą obszerną definicją o inicjacyjnej religii misteryjnej i praktyką w kowenie. Reszta, chociaż w wielu wypadkach ciekawa i rozwijająca w pewien sposób jawiła mi się jako "podróba". I, muszę przyznać, do dzisiaj tak w dużej mierze jest. Oczywiście ta selekcja nie przebiegła bardzo dokładnie, więc przydarzyło się parę "wpadek", które sobie uświadomiłam po czasie.

Jak już wspomniałam, do opisywanego momentu byłam jeszcze katoliczką. Im jednak częściej się nad tym zastanawiałam, przemyśliwałam, rozważałam, przede wszystkim im więcej czytałam, tym bardziej stawałam się czarownicą, a katolicyzm coraz bardziej mnie uwierał. Jakby to przedstawić na wykresie, "akcje" chrześcijańskie z czasem spadały, na łeb, na szyję, a "akcje" pogańskie szybowały w górę. W końcu te wykresy przecięły się, nawet nie zauważyłam dokładnie kiedy. Po prostu w pewnym momencie stwierdziłam, że chcę być wiccanką.

Na szczęście cały okres fluffictwa i puszystości, nazywania się wiccanką i chęć zrobienia wszystkiego na raz trwał u mnie niezbyt długo - jakieś 2 miesiące. W sumie dość naturalnie się to wypaliło. Próbowałam zainteresować swoim nowym odkryciem jakieś koleżanki, ale w sumie nic z tego nie wyszło, więc nic dziwnego, że słomiany zapał ostygł przy braku kompanii. Ale, mimo że w słomie, coś się już wykuło i właśnie krzepło. Nie chce nikt ze mną wiccanić, tak? Jak nie drzwiami, to oknem. No to z powrotem - nurek w Internety i na fora.

W sumie też nie pamiętam, jak to było dokładnie (kolejny "przypadek"), chyba mnie ktoś zaprosił, o ile pamiętam przez GG, na tworzące się właśnie Poznańskie Forum Pogańskie - czyli twór mający zrzeszać osoby o poglądach pogańskich (w domyśle - wiccopodobnych) z naszej okolicy. Zaczęliśmy toczyć dyskusje, jakie się na takich forach w tamtych dawnych czasach toczyły. Kto co wie i skąd wie. Jak świętować Sabaty. Wicca - czy tylko inicjacyjna. No i obowiązkowo - o naturze Bogów. W końcu ktoś wpadł na genialną myśl - "jesteśmy wszyscy z okolicy zróbmy spotkanie!"

Umawianie się trwało długo a namiętnie, bo próbowaliśmy umówić się tak, żeby pasowało wszystkim, a, jak powszechnie wiadomo, nie da się dogodzić wszystkim. W końcu padło na pewien piątek, 17:00, w (nieistniejącej już od lat) knajpie Awaria przy ulicy Garncarskiej. Nie posiadałam się z radości - w końcu zobaczę innych pogan i to na żywo!

Ulica Garncarska w Poznaniu - zdjęcie pochodzi z serwisu poznan.fotopolska.eu
CDN...

18 lipca 2014

Droga czarownicy - część 1 - Początek

Kiedy zbierałam na FB listę tematów, którymi moi Czytelnicy byliby zainteresowani, pojawiła się prośba o notkę o tym, jak zostałam arcykapłanką drugiego stopnia. Zastanawiałam się jednak, od kiedy zacząć - gdzie moje stawanie się arcykapłanką tak na prawdę się zaczęło. Po krótkim namyśle stwierdziłam, że zaczęło się pewnie jak każda historia - od początku.
Postanowiłam więc Wam całą historię opowiedzieć.

Chcę jednak szczególne zaznaczyć, że pewnie niektórzy moi Czytelnicy odnajdą siebie w tej historii - wspomniani indywidualnie czy w grupie. Jesteście ważną częścią tej historii i całej mojej historii. Pamiętam o Was, wspominam ciepło i pozdrawiam serdecznie.

* * *
 
Jest pewnie coś koło roku 2004. Z niewielkiej miejscowości pod Poznaniem trzeba dojechać do centrum, do liceum. W drodze najlepiej się drzemie albo czyta książki - te fantastyczne. Zaczęło się jakieś 3 lata wcześniej "Harrym Potterem" i "Władcą Pierścieni", teraz bezkrytycznie łykam wszystko, co ma do zaoferowania osiedlowa biblioteka na regale "literatura fantasy". Dobrze, że to jeszcze te czasy, kiedy w jednym domu był tylko jeden komputer, bo na czacie fantastów i RPGowców spędzałabym nieprzyzwoite ilości czasu.

Jak wspomniałam - kiedy się to wszystko zaczęło, byłam w liceum. Moi przyjaciele wiedzą, że jak już się z kimś przyjaźnię, to na lata, ale nowe znajomości do dziś nawiązuję z trudem, a co dopiero w liceum. Nie wiem do dzisiaj, jak to dokładnie było i co mnie podkusiło, żeby się odezwać do wykrzykujących zaklęcia i próbujących odgrywek ludzi ze świetlicy - jak się okazało z równoległej klasy. Pewnie jeden z wielu tak zwanych "przypadków". Wciągnęli mnie w towarzystwo i zaprosili na swoją imprezę... i tak zostałam LARPowcem.

Kiedy ma się już jakieś hobby, człowiek nie tylko chce mu poświęcać czas, nie tylko, żeby dobrze się bawić, ale też żeby być coraz lepszy w tym, czym się zajmuje. Chciałam więc się dowiedzieć więcej na temat użycia magii na LARPach - w końcu nie tak łatwo określić, czy udało się rzucić zaklęcie i czy miało ono odpowiedni efekt na wojowniku, który biegnie na ciebie z mieczem. Niczego nie świadoma wpisałam słowo "magia" w Google. Wikipedia... słowniki... stawianie kart... wróżby... o! Jakaś strona, która ma w adresie słowo "krasnolud" - bingo! Klik!

A tam... inny świat. O matko! To ludzie tak na serio!
Cała witryna składała się zaledwie z 4 pod-stron. Jedna o Thelemie, jedna o Wicca, jedna o Satanizmie i jedna o Magii Chaosu. Z tego, co pamiętam jak przez mgłę, była nawet w miarę rzetelna. Mówiła o tym, że magia nie jest biała i czarna, ale w odcieniach szarości. Mówiła o tym, że Wicca założył Gardner, a wiccanie przechodzą inicjację. Wspominała o LaVeyu i Crowleyu. Przebiegłam ją wzrokiem, zdumiona, że są ludzie, którzy na prawdę w magię wierzą i ją uprawiają i odkryłam, że składa mi się to w jakąś logiczną całość i nie jest tak absurdalne, jak mi się wydawało. Zapamiętałam, żeby w wolnej chwili jeszcze raz przeczytać tę stronę, jako ciekawostkę, ale zamknęłam ją. To nie było to, czego szukałam. Do następnego dnia zapomniałam o niej.

"Przypadki" mają jednak to do siebie, że nie chcą tak łatwo zrezygnować z człowieka. Gdzie ja bym dziś była, gdyby nie fantaści z czata? Rozmawiałam kilka tygodni później, z koleżanką. Nie pamiętam już od czego się zaczęło - pewnie jak zwykle od rozmowy "o pogodzie", aż się zeszło na filozofię i religię. Koleżanka wspomniała wtedy, że pewnie nie kojarzę, bo w Polsce praktycznie nikt tego nie zna, że ona się interesuje taką religią, co się Wicca nazywa. Szuflada z tyłu mojego mózgu otworzyła się z hukiem - "Oczywiście, że kojarzę!" Szybko odszukałam stronę "krasnoluda" i wszystkie pod-strony łyknęłam za jednym zamachem. Stronę o Wicca ze 3 razy. Teraz wiedziałam, czego szukam. Google - Wicca. Enter. Klik!

Jednak Wicca nie okazała się tak bardzo nieznana w Polsce. Wicca.pl, Na Korze Brzozowej Spisane, Czarostwo Belladonny, Mrooczlandia i wiele, wiele innych, a wraz z nimi otworzył się przede mną nowy wielki świat do odkrycia, świat ludzi, którzy uprawiają magię, wyznają wielobóstwo i wcale nie jest to tak absurdalne, jak powinno być. Chciałam go poznać, zobaczyć co mają w głowach Ci ludzie.

I taki był właśnie początek historii...

Zdjęcie pochodzi z portalu edukacyjnego Liceum św. Marii Magdaleny w Poznaniu
CDN...

14 lipca 2014

Ortopraksja - dlaczego nie możesz "wierzyć jak wiccanin"

Rozmawiając z wieloma osobami nie będącymi inicjowanymi w Wicca, ale jednak chcącymi nazywać się wiccanami, wielokrotnie zderzałam się z pytaniem: "Dlaczego odmawiasz mi nazwy 'Wicca', kiedy wyznaję tych samych Bogów, co wiccanie? Kiedy wierzę w to, w co wierzą wiccanie?"
Przyznaję teraz - wielokrotnie brakło mi odwagi, żeby odpowiedzieć tak prosto i tak szczerze, jak teraz:

Nie ma czegoś takiego, jak "wierzenie w to, co wiccanie", bo Wicca wcale nie polega na wierzeniu.

Większość religii, które znamy w naszym kręgu kulturowym jest ortodoksyjna - oparta na dogmatach i jedynym słusznym sposobie myślenia i wierzenia, gdzie odstępstwo od tego sposobu i tych dogmatów jest nazywane herezją i w jakiś sposób karane.
W opozycji do nich Wicca jest heterodoksyjna - niejednorodna, jeśli chodzi o doktrynę, gdzie różne punkty widzenia są dopuszczalne i nie ma żadnych dogmatów, ale ortopraksyjna (słowo tak u nas rzadkie, że aż wpisu na polskiej Wikipedii - i w innych słownikach - brak). Jest to przypadek, gdzie można mówić o prawidłowej praktyce, z której następnie wywodzi się teorię. A tą praktyką jest, oczywiście, misterium w wiccańskim rytuale, wspólne dla wszystkich wiccan, którzy mogą mieć setki różnych interpretacji tego, co się w nich dzieje.

Oczywiście, może troszeczkę przesadzam i troszeczkę przerysowuję, bo każdy zna jakieś wiccańskie wierzenia. Koło Roku. Potrójna Księżycowa Bogini Magii, Władczyni Magii, Matka Ziemia. Rogaty Bóg Łowca, Słoneczny Bóg, Pan Śmierci i Odrodzenia. Żywioły. Magia. Wszystko to jest wspólne dla większości wiccan i to z kilku powodów. Po pierwsze - z pewnością nie da się uniknąć przekazania chociaż części swoich poglądów swoim uczniom, kiedy się ich naucza i tak 'doktryna' nauczyciela przekłada się na 'doktrynę' ucznia. Sprawa druga - jak pisałam, doktryna wywodzi się z praktyki, a trudno by było, by mając taką samą praktykę mieć diametralnie inne poglądy na nią, więc zazwyczaj są to zbliżone punkty widzenia. Nie zapominajmy też o tym, że pewnie Umysł Grupowy też ma tu coś do powiedzenia.

Wiecie jednak zapewne, Drodzy Czytelnicy, że wiele kwestii regulowanych przez religie ortodoksyjne, Wicca całkowicie pozostawia swoim wyznawcom - są to między innymi kwestie społeczne, czyli podejścia np. do innowierców, mniejszości etnicznych i seksualnych, patriotyzm oraz wiele podobnych kwestii. Wiele jest pośród wiccan poglądów na życie po śmierci. Ba! Są wiccanie, którzy nawet nie uznają stosowania magii w ogóle! Nie uważają przeprowadzania rytuału za działanie magiczne, a innych nie czynią.

A tak naprawdę dowolność poglądów w Wicca rozciąga się daleko dalej, nawet jeśli chodzi o postrzeganie Bogów, którzy, osobom z zewnątrz, wydają się być w Wicca tak jednolici i stali. Znam, na ten przykład, osobę, wiccankę od wielu, wielu lat, wciąż czynną, praktykującą, która uważa, że Potrójna Księżycowa Bogini to bullsh*t i bajanie - tak jej wyszło po latach praktyki. I chociaż sama się z nią nie zgadzam, wiem, że takie podejście wcale niczego nie zmienia, nie wpływa na pracę w rytuale i nie czyni tej osoby w niczym gorszą czy lepszą wiccanką ode mnie.

Jak już o tym w pewnym sensie pisałam w poprzednim artykule - nie jest ważne, jakie masz konkretnie wierzenia dotyczące życia i Bogów, nie ważne, jaki masz staż po inicjacji, nawet sama inicjacja nie jest tak ważna, jeśli nie praktykujesz. To praktyka - rytuał i misterium - są sercem Wicca.

Wierzenia przychodzą z czasem.

"Ritual" - Bob Woods

10 lipca 2014

Inicjacja się tak bardzo nie liczy


Wiem, że tytuł brzmi kontrowersyjnie i że pewnie wielu z Was jest zdziwionych. W końcu sami wiccanie tak często powtarzają, jak istotna w Wicca jest inicjacja, że jest bramą i początkiem, i wcieleniem w szeregi wiccan i w kowen, i połączeniem z tradycją, i w ogóle...
I wszystko to najprawdziwsza prawda.
Dlaczego w takim razie inicjacja miała by się tak bardzo nie liczyć, jak to - nie ma znaczenia?

8 lipca 2014

Garść cukierków i dziesięć kawałków

Kochani Czytelnicy!

Obiecałam, że wstrzymam się z kolejnymi podsumowaniami na jakiś czas, ale myślę, że garść bieżących informacji się przyda.

Po pierwsze - przypominam o
KONFERENCJI DUCHOWA ALCHEMIA
jeszcze cały czas można na nią zgłaszać! Będzie na prawdę wielu niesamowitych gości, zarówo prelegenci jak i uczestnicy konferencji zjeżdżają z całej Europy, więc będzie to niesamowita okazja, by dowiedzieć się czegoś o magii - nie tylko Wicca, ale też Thelemie, Alchemii, Enochii... Wykłady będą prowadzone zarówno w języku polskim jak i angielskim, organizatorzy zapewnią tłumaczy tak, żeby każde zajęcia były zrozumiałe dla ich uczestników. Okazja jest na prawdę niesamowita, więc jej nie przegapcie!
 
Sprawa druga - wiccańskie spotkania w Warszawie, które zaczęłam prowadzić, zyskały swoją nową nazwę. Z przyjemnością więc ogłaszam pierwszy odjazd WKD ;) czyli
WICCAŃSKIEGO KRĘGU DOŚWIADCZEŃ
Proszę wsiadać i drzwi zamykać! Następna WuKaDka odjedzie w południe spod Rotundy w niedzielę 20 lipca w kierunku kawiarni Między Słowami. Maszynistka będzie czekać z czerwonym kwiatkiem na wszystkich chętnych, niezależnie od stopnia ich doświadczenia, płci i wieku.
Mile widziane osoby, które jeszcze nie miały styczności z wiccanami "na żywo" - nie wstydźcie się, tylko wpadnijcie i zadajcie wszystkie pytania dotyczące Wicca, jakie się Wam nasuną. Będziecie przynajmniej mieli pewne źródło, bo niestety, wciąż jeszcze w Internecie a nawet w książkach jest wiele bzdur.

Może z czasem, jeśli będzie większa grupa osób, która będzie miała ochotę konsekwentnie spotykać się i rozmawiać ze sobą, będziemy mogli zorganizować wspólne świętowanie Sabatów, wspólne obchody kolejnych świąt? To na razie pieśń przyszłości, ale marzyłoby mi się, żeby WuKaDka dojechała kiedyś do tej stacji.

Obawiam się, że ze względu na charakter tego bloga nie będę w stanie podawać tutaj informacji o każdym spotkaniu, ale zaglądajcie, proszę, na grupy facebookowe i na forum Wiccańskiego Kręgu, do TEGO toppicu. Właściwie to w ogóle zaglądajcie do toppiców na forum ;)

Ilustracja pochodzi z serwisu Urzędu Miasta Stołecznego Warszawa
Bytowanie w Warszawie sprawia, że niestety nie ma mnie w Poznaniu. Wspominam o tym, bo raz na jakiś czas dostaję informację o kimś, kto chciałby spotkać się z wiccanami w tym mieście. Przykro mi, że nie jestem w stanie na razie pojawić się w Wielkopolsce, zwłaszcza że przybywa osób zainteresowanych Wicca w ogóle w skali kraju, również na mojej ukochanej poznańskiej ziemi. Na razie nie planuję żadnych spotkań w tym mieście, bo nie mam możliwości się tam zjawić.
Obiecuję natomiast, że kiedy będę się wybierała w rodzinne strony i będę mogła takie spotkanie zorganizować, dam Wam znać, również na blogu. Będziemy mogli sobie wtedy pogadać twarzą w twarz. Oczywiście w tym czasie zapraszam serdecznie w miarę Waszych możliwości do Warszawy.

Ilustracja pochodzi z serwisu Poznańska Wiki
Mam też kilka informacji dotyczących samego bloga "Czarowniczo...". Przede wszystkim, zrobiłam małą aktualizację - jeśli spojrzycie na górne zakładki, zauważycie, że przybyła jedna strona. We wszystkich stronach poprawiono też stare linki i dodano nowe tak, żeby zawierały wszystkie ważne notki na blogu. Postaram się w przyszłości aktualizować te listy notek bardziej na bieżąco.
Ilustracja pochodzi z bloga srhcblog.blogspot.com

No i ostatnia informacja - na liczniku stuknęło już DZIESIĘĆ TYSIĘCY ODSŁON! Co prawda wydarzyło się to już chwilkę temu, ale wtedy trzeba było zająć się notkami na bardziej poważne tematy, więc postanowiłam poczekać chwilę z tą informacją.
Za wszystkie wejścia dziękuję serdecznie zarówno Kochanym Czytelnikom, jak i wszystkim osobom, które udostępniają na swoich stronach, blogach i profilach w serwisach społecznościowych. To również dzięki Wam mam możliwość informować internautów o swoich przemyśleniach związanych z Wicca i nie tylko oraz wiadomościami o spotkaniach i warsztatach.
Zachęcam tym samym do dalszego dotrzymywania mi towarzystwa na tym blogu - wpadania i czytania notek jak również podawania dalej linka do bloga.

Wielkie dzięki, Kochani!

4 lipca 2014

Cukierek przez papierek


Zaproponuję Ci dziś pewne ćwiczenie.

Wyobraź sobie, Kochany Czytelniku, że leży przed Tobą cukierek.
Jest cały twój, więc możesz z nim zrobić co zechcesz.
Z jednym wyjątkiem.
Nie możesz go zjeść.

W pierszej wersji powyższego akapitu użyłam sformułowania "Nie wolno Ci go zjeść", ale zmieniłam je. Bo jeśli cukierek leży przed nami, kto nam zabroni? Czyim przyzwoleniem się kierować? Tak więc załóżmy, że po prostu istnieje fizyczna niemożliwość, żebyś tego cukierka mógł skosztować. Nie można go odwinąć z papierka.

Chcesz jednak go mieć, chcesz o nim wiedzieć jak najwięcej, poznać jego smak - w końcu jest Twój, no nie? Ale z drugiej strony na to patrząc, co można zrobić z cukierkiem, którego nie można zjeść? Ano popatrzeć właśnie.

Jak jest zawinięty?
Jaki to papierek?
Czy papierek jest kolorowy, czy też można dostrzec kolor cukierka?
Co na papierku napisano?
Co na papierku narysowano?
Co sama otoczka mówi nam o wnętrzu?

Samym patrzeniem jednak niewiele zdziałasz. No ale cukierek jest Twój. Co Ci szkodzi po niego sięgnąć? Obróć go w palcach, a dowiesz się nowych rzeczy.

Czy otoczka jest z papieru, czy z folii?
Jaki wydaje odgłos?
Czy Twój cukierek to twarda landrynka, czy miękka galaretka
Czy wyda dźwięk upuszczony na stół?
Jak czuć papierek a pod palcami?
Czy jesteś w stanie wyczuć, gdzie otoczka się kończy, a zaczyna wnętrze?

W końcu podnieś cukierek do twarzy. Możesz polizać papierek z zewnątrz, ale to chyba na niewiele się zda, prawda? Chociaż pewnie drobiny cukru mogą znajdować się i na zewnątrz papierka, więc pewnie poczujesz delikatny, słodkawy posmak. Czy wiesz jednak, że za większość naszych smakowych doznać odpowiada nos? W końcu język rozpoznaje tylko 4 podstawowe smaki, a jedząc skomplikowane potrawy możesz poczuć całą ich symfonię.

Spróbuj więc powąchać swojego cukierka
To czekolada? Lukrecja? Może owoce?
Czy pachnie naturalnie?
Czy może sztucznymi aromatami?
Pachnie słodko, czy kwasem?
Co na podstawie zapachu możesz wywnioskować o smaku?

W końcu ostatnie co możesz zrobić. Rozejrzyj się. Znajdź porównaj swoje obserwacje z kimś, kto też ma takiego cukierka. Albo po prostu zapytaj o zdanie kogoś, komu udało się tego cukierka w końcu zjeść. No w końcu nie ty jeden na świecie masz cukierki! Pogadaj, zadawaj pytania, zaufaj, a może dzięki swoim obserwacjom i radom innych uda Ci się i swojego cukierka zjeść?
Ilustracja pochodzi z serwisu Interia.pl





A ty, wielki pożeraczu cukierków? Jak Ci nie wstyd?! Sam masz możliwość zjedzenia cukierka, ale innym choćby i samo patrzenie na nie chcesz obrzydzić? Dlaczego nie pozwolisz choć papierka polizać? Dlaczego zniechęcasz do powąchania? Dlaczego chcesz rozpędzić Klub Dyskusyjny Cukierkowiczów? To na obecną chwilę ich jedyna szansa, by cukierki poznać najlepiej, jak umieją, najlepiej, jak mogą.

Im lepiej i im więcej czasu spędzi się na poznawaniu cukierka od zewnątrz, tym bardziej cukierka w środku się pragnie. Tym lepszym i bardziej uważnym konsumentem cukierka staje się, kiedy w końcu już ktoś to wnętrze odwinie dla nas z otoczki i doprowadzi do sedna.
Albo też pozwala na upewnienie się, że jednak nie jest się zwolennikiem łakoci.

Ale trzeba dać szansę na ten "cukierek przez papierek".
To jedyna możliwość dla tych, którzy nie mogą go jeszcze zjeść.
Bo to jedyne, co można dać.