Generalnie jestem wielką zwolenniczą czytania i to wszystkiego. Piszę, żeby postawić sprawę jasno i żeby w trakcie czytania tej notki nie zamieszało się Wam w głowach.
Czytać można dokument i fikcję, beletrystykę i naukowe opracowania - wszystko poszerza nie tylko ogólnie pojęte horyzonty, ale też naszą wiedzę i naszą wyobraźnię. Coraz częściej jednak świat, który mnie otacza próbuje mnie przekonać, że czytać nie należy, a już na pewno nie książek dotyczących Wicca, więc zabawię się w adwokata diabła i spróbuję i Wam (tylko na chwilkę!) taki pogląd zaszczepić.
Zaczęło się, kiedy niedawno weszłam do magicznego sklepiku i zmartwiałam, zobaczywszy kolejną pozycję stworzoną przez Raven Silverwolf "Nastoletnia Czarownica. Wicca dla nowego pokolenia." To pierwsza i podstawowa wada naszego rynku wydawniczego (który jeśli chodzi o tę tematykę jest w opłakanym stanie) - książki, które mają być zgodnie tytułem czy sugestią wydawcy o Wicca prawie na pewno nie są o niej wcale. Bolączką naszych polskich wydawnictw jest publikowanie tłumaczeń amerykańskich książek, które traktują o bardzo luźnej interpretacji tego, czym jest nieinicjacyjne czarownictwo, zamiast książek o Wicca faktycznie. Na prawdę, trzeba się przekopać przez tony głupot, zanim trafi się na jakąkolwiek w miarę poważną pozycję. Ostatnia książka i dodatek do niej (kupić można razem lub oddzielnie) z instrukcjami do zaklęć miłosnych czy "jak sprawić, by nauczyciel spojrzał łaskawszym okiem" wydaje mi się po prostu szkodliwa, nie tylko dla nastoletnich czarownic, ale dla każdego niedoświadczonego czytelnika. Do tego bardzo często autorzy tych książek, wbrew opisom na okładkach, nie są wiccanami, albo nawet nie znają nikogo, kto wiccaninem jest. Dlatego zanim się zdecydujecie na przeczytanie czy kupno książki, warto zasięgnąć Drugiej Opinii, lub po prostu poradzić się bardziej doświadczonych znajomych.
Inny typ książek, którymi czytelnicy, chcący zdobyć wiedzę o Wicca, się często ekscytują, to książki z Wicca powiązane bardzo luźno i które mają bardzo niewiele wspólnego z dzisiejszą tradycją. Przykład? Opiewane często "Współczesne czarownictwo" Gardnera. Pełno w nim jakichś strasznych bzdur, między innymi o tym, że Wicca to kult, który przetrwał ze starożytnych, przedchrześcijańskich czasów, a w który mieli być również zaangażowani Templariusze. W czasach Gardnera może były to uzasadnione tezy naukowe, ale cóż... w czasach przed Galileuszem i Kopernikiem płaskość Ziemi też wydawała się tezą uzasadnioną. Podobnie ludzie szaleją na punkcie "Białej Bogini" Gravesa czy "Aradii..." Lelanda i podane tam tezy czy zwyczaje przytaczają później jako wiccańskie. Nic bardziej mylnego! Owszem, pewne fragmenty, wyjątki mogły być inspiracją dla Gardnera czy innych czarownic, które zdecydowały się je później wprowadzić do swojej praktyki, ale nic więcej! Dlatego książki te bardziej zaciemniają obraz Wicca, niż rzeczywiście go pokazują.
No dobrze, a co w takim razie z książkami pisanymi przez współczesnych, inicjowanych i doświadczonych wiccan? Otóż tych nie należy czytać również. Książki te bowiem najczęściej nie zawierają wiedzy, jedynie wskazówki albo (co gorsza dla początkujących w temacie) przemyślenia. Paradoksalnie może to zawęzić czytelnikowi ogląd na Wicca ze wszystkich spojrzeń, jakie mógłby sam wypracować, do wskazanego przez autora. Może rozbudzić pewne oczekiwania lub chęć odczuwania pewnych emocji i doznań, których czytelnik nigdy nie będzie miał - w końcu każdy jest indywidualną jednostką, a doświadczenia w Wicca są bardzo indywidualne, a za to zamknąć go na to, co sam mógłby przeżyć. Może narzucić pewne tryby myślenia, analogie, podczas gdy czytelnik mógłby wypracować swoje, lepiej dla niego działające i bardziej odpowiednie, niż te które wyczytał.
Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego wszystkiego nadal pamiętacie, kochani Czytelnicy, że się z Wami droczę, ale chciałam tą notką zwrócić Waszą uwagę na niezwykle istotną rzecz. Lektury dotyczące Wicca należy dobierać ze szczególną uwagą, jeśli człowiek nie chce sobie zamieszać w głowie. I zawsze należy mieć tę głowę otwartą, gotową odsiać plewy, gotową przyjąć nowe pomysły. W każdym momencie możecie z resztą poradzić się osób bardziej od Was doświadczonych w temacie danej książki czy autora. Ja zaś dalej trzymam kciuki za polski rynek wydawniczy, by w końcu zaczęło ukazywać się więcej dobrych, mądrych i przemyślanych książek zamiast wszechobecnej tandety.
I pamiętajcie, Drodzy Czytelnicy, że w Wicca najważniejsze jest doświadczanie i przeżywanie, a tego nie dadzą Wam żadne książki. Nic nie zastąpi kontaktu z żywym wiccaninem, który na bieżąco wyjaśni wątpliwości i przedstawi różne punkty widzenia, a może, kto wie, wskaże drogę do inicjacji i pełnego przeżycia misterium. Nie po książkowemu. Po swojemu.
21 lutego 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Świetnie napisane. A teraz zabieram się dalej za pisanie książki :) Agni
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś doczekamy się nie tylko rzetelnych tłumaczeń wiccańskich autorów, ale również publikacji naszych polskich wiccan:)/choćby tych na obczyźnie/ Akki
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam książkę Agnieszki Mojmiry Antonik. Zgadzam się z tobą Sheilo, nie warto czytać takich bezwartościowych rzeczy.
OdpowiedzUsuńDroga Sheilo,
OdpowiedzUsuńJakie pozycje wobec powyższego polecasz? /Mv
Mv - jak wspomniałam - nie polecam w 100% niczego ;)
UsuńMam nadzieję, że wkrótce, jeśli mi starczy sił, pojawią się na blogu recenzje książek, więc może wtedy coś wybierzesz