3 września 2014

Nie jestem kobietą!


Pochłonęła mnie ostatnio na trochę blogosfera, zwłaszcza ta młócąca tak zwane tematy bieżące (społeczne czyli) i nie tylko. Piszę więc ten wpis, coby się trochę oczyścić po tym eksperymencie psychicznie, bo trochę słabo mi się zrobiło na myśl, ile razy można wałkować to samo. To samo, czyli: gendery, filmy o superherosach, aborcję i antykoncepcję, tęczę w Warszawie, miszczostwa w gałę i 50 twarzy Greya. Wszystko z towarzyszeniem rozważań na temat roli kobiet i byciu hetero tudzież ich braku w wyżej wymienionych.

Nie, żebym ja się miała na co uskarżać - jestem młoda, biała, hetero, pracuję od 8 do 16 przy kompie i na jedzenie mi wystarcza (tylko ta religia jakaś dziwna ;) ). Nie, żebym miała jakiś problem do osób, które młode, białe, hetero lub zatrudnione nie są - bo każdy kto mnie zna choć troszeczkę wie, że tak nie jest. Nie jest to też tak, że starzy, kolorowi, LGBT i bez pracy nie mają pod górę, bo wszyscy doskonale wiemy, że mają.
Ale może zamiast celebrować te różnice i ciągle o nich nawijać, co tylko uwydatnia i utrwala, może w końcu dojrzejemy i przejdziemy nad tym do porządku dziennego?

Ile można w końcu wałkować, że kobiety też mogą się interesować sportem i wiedzieć, co to spalony (nie tylko kotlet), że geje mogę tworzyć stałe związki (szok!), że filmy o bohaterkach mają mniejszy budżet niż te o bohaterach (zwłaszcza na scenariusze, mam wrażenie) i że "gender" to po prostu co innego niż "sex", ale jedno drugiego nie wyklucza (odkrycie Ameryki).

Ilustracja pochodzi z serwisu Polskiego Radia

Stąd mój wielki comming out. Nie jestem kobietą! Przynajmniej społecznie. Nie chcę być kobietą, rola "baby" mi nie odpowiada "Faceta" z resztą też nie. Jestem człowiekiem. Po prostu.
Jestem pracownikiem w pracy. Jestem klubowiczem na imprezie. Jestem graczem na sesji. Jestem bloggerem w Internecie. Jestem geekiem, trochę nawet nerdem. Czy na prawdę trzeba przypominać, że kobiet w branży IT jest mniej - ale też są, na każdym kroku? Albo że rzadziej interesują się  grami, ale, wow, są kobiety, które też nawalają w WoWa? Dalej - że są faceci, który interesują się modą, geje grają amantów, imigranci, którzy płynnie władają poprawną polszczyzną?
W końcu im więcej na takie tematy rozprawiamy, im więcej uwagi im poświęcamy, tym te podziały stają się bardziej wyraźne.
Chyba jesteśmy już na tyle dojrzali, żeby stwierdzić w końcu, że w życiu społecznym nie ma kobiet i mężczyzn, białasów i kolorowych, "normalnych" i "nienormalnych", tylko są, do jasnej anielki, ludzie? W końcu wymienione przeze mnie cechy nie wpływają na to, jakim ktoś jest pracownikiem, jakie ma hobby, czym się interesuje, co lubi jeść na drugie śniadanie.

Kobietą to ja sobie mogę być w innych sytuacjach. Tam, gdzie moja płeć i orientacja mają znaczenie. I bardzo lubię nią być! Szalenie lubię być kobietą w swoim związku. Uwielbiam być kapłanką swoich Bogów. Ale to w zasadzie tyle. No, liczę się jeszcze ze swoją przyszłą rolą kobiety ciężarnej - bo mężczyzna choćby nie wiem, jak by się starał, to nie podoła (kwestia sex, a nie gender ;) ). Generalnie w pozostałych obszarach mojego życia ja w ogóle nie odczuwam i chyba nawet nie chcę odczuwać bycia kobietą. Bo pracuję, piję piwo, jem, gram, oglądam telewizję i klnę, jak się wkurzę, tak, jak inni ludzie.

Szanujmy nawzajem swoje różnice. Ale celebrujmy podobieństwa.
Ilustracja z serwisu CWLC

0 komentarze:

Prześlij komentarz