Zwykle zaczyna się od zakręcenia na tle nowopoznanej religii. Taki zakręcony człowiek, poszukując drogi do Wicca zaczyna ją poznawać, dowiadywać się szczegółów, poszukiwać nauczyciela. Jeśli już go znajdzie i pomyślnie przejdzie inicjację (a często również wcześniej) staje się nagle członkiem grupy ludzi, w której nie zawsze wie, jak się zachować ani jak ją traktować. Wiele jest kowenów, które w pewnym sensie zostają na tym poziomie. Ludzie spotykają się wyłącznie na rytuałach a krótko po nich - rozchodzą się do swoich domów.
Nie można jednak powiedzieć by byli sobie obcy - całą ideą wiccańskiego rytuału jest przecież praca w grupie, grupowy umysł i wspólne przeżycie misterium. Na pewno muszą więc poznawać się, by móc tworzyć umysł grupowy i przeprowadzać dobre, czyli energetyczne rytuały. Moim zdaniem nie jest to jednak takie samo zapoznawanie się, jak to "na codzień" prowadzące do nawiązywania się przyjaźni, bo w rytuale, pozbawieni masek dnia powszedniego, przepełnieni energią jesteśmy jednak kimś trochę innym i pracujemy sami z sobą a także z sobą nawzajem na zupełnie innym poziomie. Celem takiego modelu może być maksymalne skupienie na rytuale, kiedy się go przeprowadza. Poza tym ludzie nie znający się - a zatem nie przyjaźniący się, ale i nie plotkujący ze sobą - nie kłócą się i nie powodują takich problemów, jak zerwane przyjaźnie, obrażanie się.
W niektórych kowenach zdarza się również, że kandydatom nie wolno spotykać się z innymi wiccanami lub nawet wiccanami ze swojego przyszłego kowenu, nawet jeśli osoby te nie ukrywają swojej tożsamości.
Dużo częściej opisywanym podejściem jest traktowanie wiccan ze swojego kowenu (czasem nawet i linii) jak rodziny. Często mówi się (a raczej pisze w Internecie), że kowen jest magiczną rodziną. Sami wiccanie często mówią o sobie "Bracia i Siostry w Wicca", a inicjacja jest często opisywana jako ponowne narodziny - narodziny w nowej rodzinie. Nie rozszerzanie jednak tego o obszerniejszy opis, wyjaśniający pewne zależności, jest okropnym spłycaniem i prowadzi do nieporozumień.
Wiele osób traktuje określenie "Wicca = rodzina" bardzo dosłownie, stąd nic dziwnego, że wielu wiccan od tego określenia chętnie się odżegnuje. Nie wolno traktować kowenu jako zastępnika rodziny, w której się wychowało, a wydaje się, że wiele osób wyznających ten uproszczony pogląd poszukuje w kowenie i w wiccanach czegoś, czego zabrakło im w domu rodzinnym lub wśród przyjaciół. W kowenie nie ma miejsca dla tych, którzy nigdy nie będą się zgadzać z innymi, bo nie będzie tu wybaczania "do usranej śmierci".
Kowen może być pewnym rodzajem magicznej rodziny, o której trzeba pamiętać, że samemu się ją wybrało. Na zasadzie obustronnej umowy możemy postanowić, że ty będziesz moim dzieckiem, a ja będę twoją mamą - będziemy się szanować, kochać i sobie ufać, będę się tobą opiekować, pokazywać świat, ale musisz być posłuszny i robić o co cię poproszę. Nie zawsze będzie idealnie, ale będziemy się starać. Tymczasem, jeśli "dziecko" będzie knąbrne i nie uszanuje "rodziców", lub odwrotnie - jeśli "rodzic" nie opiekuje się "dzieckiem" taką umowę można po prostu zerwać. Wybraną dla siebie rodzinę można bez przeszkód opuścić... lub z niej wylecieć.
Związek kowenu z jego członkiem, skoro już przy rodzinie jesteśmy, może często przypominać bardziej związek małżeński, niż przysposobienie. W związek taki wstępują osoby dorosłe, odpowiedzialne, posiadające pełnię odpowiednich praw. Jeśli jednak nie mogą siebie znieść - należy się rozstać, bo szkodzi się wówczas sobie nawzajem i osobom w otoczeniu takiej pary.
Z kolei często w liniach, w których panuje "rodzinna" atmosfera członkowie kowenu znają się nie tylko z rytuałów, dzięki czemu, moim zdaniem, uzyskuje się pełniejszy obraz danej osoby. Może, niestety nastąpić przegięcie - chęć pokochania kogoś, kogo się nie lubi, w myśl powyżej opisanego "wybaczania do porzygania", mimo nieustającego braku szacunku. Takie przejścia są bardzo bolesne, ale zdarzają się dużo częściej w grupach, które powstają z niczego, w grupach, które nie mają przykładu z nikąd. Tak bardzo chcą być rodziną, że robią to źle. Ploteczki przeradzają się w plotki, ciągłe przebywanie ze sobą, jak przyjaciółki z jednej ławki, z czasem zaczyna męczyć.
Jednak pod okiem doświadczonych - nie tylko Arcykapłanów, ale również starszych stażem wiccan, mając ich przykład i rady w magicznej rodzinie mogą się z czasem zawiązać nicie przyjaźni, koleżeństwa, szacunku. Nie musimy się zawsze uwielbiać ani wymieniać codziennie ploteczek, ale już wzajemny szacunek wystarcza, by móc się spotykać, rozmawiać, organizować wspólne imprezy i wycieczki... byle nie za często ;)
Czy w ten czy tamten sposób - konflikty są moim zdaniem nie do uniknięcia, bo wiccanie również są tylko ludźmi, bywają wredni i mili, pochłonięcji pasją lub zimni, skupieni w ciszy lub łatwo rozpraszający się. Dodatkowo trudno unikać kontaktów w dobie portali społecznościowych i komórek, więc pewnie plotki i przyjaźnie - pewnego rodzaju rodzinne stosunki nawiążą się tak czy inaczej. Z drugiej strony - sprzęt zawsze można wyłączyć.
Zdjęcie znalezione na http://www.dydan.net/
A wy, drodzy czytelnicy? Stawiacie na Krewnych czy Znajomych? Jak wyobrażacie sobie stosunki w wiccańskim kowenie? I jak - jeśli w ogóle - widzielibyście w nim siebie?
Bez względu na to czy to o przynależności do rodziny czy też do kowenu mówimy - podstawą jest wzajemny szacunek i chęć porozumienia. Jeśli ktoś ma postawę roszczeniową, to bez względu na to do jak dobrej rodziny lub kowenu będzie przynależał - zawsze będzie się czuł pokrzywdzony.
OdpowiedzUsuńAkki
Stawiam na dobór indywidualny. :-) Z jednym jak ze znajomym, z innym jak z rodziną. New age'owa moda na miłość i światło dla wszystkich to utopia, w końcu jesteśmy tylko ludźmi. I w 100% zgadzam się z twierdzeniem, że kowen (lub grupa magiczna) to rodzina Z WYBORU. Pozdrawiam! Atena805
OdpowiedzUsuńBardzo fajny artykul. Poruszylas wazna kwestie 'przykladu z gory' co sie laczy z wchodzeniem w istniejacy i sprawdzony egregor grupy zamiast tworzenie go od poczatku. Sama o tym pisalam w jednym ze swoich angielskich artykulow ostatnio. Zgadzam sie z toba i Akki co do postawy roszczeniowej - to droga ku szybkiemu upadkowi a niestety przyklady takiej postawy obie znamy. Wlasciwie zgadzam sie ze wszystkim :) Co bym dodala do twojego artykulu: wielu wiccan w Tradycji Gardnerianskiej nie uwaza tylko kowenu za rodzine ale mowi ze cala linia a nawet tradycja to rodzina. Rodzina, w ktorej nie zna sie wszystkich ale w ktorej jest sie gotowym dac milosc, zaufanie i szacunek na kredyt w nadziei, ze inni dowioda ze sa tej milosci, szacunku i zaufania godni. Rozmawiam z wiccanami z naszej Tradycji Gardnerianskiej z Ameryki i duzo z nich mowi o nieznanych im Wiccnach z Europy jako o rodzinie, ktora chcieliby kiedys poznac. Biorac pod uwage wpisy z aleksandryjskich, polskich forow zastanawiam sie czy to traktowanie wicca jako rodziny nie jest typowe tylko u Gardnerian, podczas gdy w Tradycji Aleksandyjskiej czesciej panuja modele typu: nie kontaktowac sie, nie przyjaznic itp. Agni
OdpowiedzUsuń