13 października 2020

Okropna pogoda


Wiele moich współczarownic uwielbia jesień. Piękne kolory na drzewach, mile wieczory z kakao i kocykiem, i możliwość odpoczęcia po długich letnich dniach i upałach. Pamiętam jak rok temu rozmawialiśmy o tym na spotkaniu wiccańskim, jak wiele osób cieszyło się z nadejścia jesieni.

A mnie bardzo szybko zaczęło się robić zbyt głupio, żeby się odezwać. Nie cierpię jesieni. Zwłaszcza takiej, jak dzisiaj. Kiedy już kolejny dzień pada, a niebo cały dzień jest tak ołowiane, jakby słońce odmówiło współpracy w ogóle. Nie lubię krótkich dni, zimna i listopada. Zwłaszcza, że klimat się nam zmienia i złota jesień staje się z roku na rok coraz krótsza i ostatnimi laty trwa maksymalnie tydzień. Jedynym światełkiem w tym czasie są horrory (które coraz bardziej lubię) i Halloween, które miało być w tym roku świetną imprezą, a odbędzie się online - w najlepszym przypadku.


I tak było zawsze, co roku, od bardzo bardzo dawna. Wiem oczywiście też, że to, że ja czegoś nie cierpię cokolwiek powstrzyma. Wiem, jak bardzo ten okres jest potrzebny planecie i naturze. Jak bardzo jest potrzebny, najwyraźniej, moim znajomym i przyjaciołom, którzy muszą, jak słyszałam, odpocząć od lata. I świadomość tej potrzeby pozwala mi łatwiej przeżyć ten czas.

Żeby było ciekawiej, to nawet dzięki świadomości konieczności istnienia mojej znienawidzonej pory, nauczyłam się ją w specyficzny sposób po wiccańsku celebrować. Świętować, jako część naturalnego cyklu przyrody. I paradoksalnie świadomość Koła Roku i tego, że mój znienawidzony okres w roku ciągle wraca, bardzo mi pomaga. Bo jeśli ciągle będzie przychodził, znaczy, że musi co roku skończyć się i odejść, dając mi spokój. To przynosi specyficzne ukojenie mojemu niezdiagnozowanemu profesjonalnie SADowi.

Warto celebrować czas, który mamy i okoliczności, które się nam przytrafiają. Nawet nielubiane, nawet robiące nam niedobre rzeczy, czasem są nam potrzebne. Nawet ten okropny, wielodniowy deszcz. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz