Szczerze mowiąc, chciałam po trosze tego tematu uniknąć i to z kilku powodów, które pracę nad taką sprawą mocno mi utrudniają. Po pierwsze dlatego, że kwestia tej ustawy nabrała bardzo dużo politycznego szumu i czuję się z tym niekomfortowo. Czuję się "rozgrywana", manipulowana przez teksty kolejnych polityków, dla których nagle ubój rytualny stał się żywotnie ważny, mimo że przy wczeniejszych obradach w tej sprawie sala posiedzeń świeciła pustkami. Stał się żywotnie ważny, bo w ciągu kilku tygodni sprawa została nagłośniona w Internecie na tyle, że pojawił się nagle rząd wyborczych dusz, o które można zawalczyć. A co gorsza - spora część tego rzędu da się na to żywe zainteresowanie sprawą uboju nabrać.
Do tego mogłabym jeszcze dodać, co myślę o którym polityku, ale to bez sensu na tym blogu - nie taki jest jego cel. I nie chcę się ze swoimi politycznymi sympatiami obnosić, bo to powoduje często sprzeczki, kłótnie nawet, kompletnie nie potrzebne. Wybrani przyjaciele je znaja - choć pewnie i oni bardziej się ich domyślają, niż faktycznie o nich wiedzą. A i są znacznie mniej ciekawe, niż sprawy religii.
Ano własnie - religia. To drugi powód, dla którego nie chciałam pisać o ustawie w sprawie uboju rytualnego na blogu - jakby nie patrzeć - religijnym. Uważam, że wplątanie religii żydowskiej w tę całą sprawę to jedno, wielkie nieporozumienie. Nie rozumiem nakazu religijnego, który wymusza dręczenie zwierząt - ale to nie moja rola rozumieć, tylko zaakceptować, że są religie, który taki nakaz mają i ludzi, którzy decydują się w nakazach swojej religii trwać. Nie potrafię jednak zaakceptować mieszania religijnych nakazów do sprawy, która ma z tym na prawdę niewiele wspólnego.
Prawda jest taka, że produkcja mięsa na potrzeby religijne nie tylko Żydów, ale i Muzułmanów w Polsce kiedy była możliwa, wielokrotnie przewyższała potrzeby takich osób w naszym kraju. Zdecydowana większość tej produkcji szła na eksport, do Izraela i krajów arabskich... oraz na rynek lokalny, do naszych supermarketów. Nie ma żadnego dowodu na to, że teraz polscy Żydzi nie będą mieli możliwości jeść mięsa, jak twierdzi Liga Przeciw Zniesławieniu. Mięso takie wciąż można importować z innych krajów lub też - jak donosi prasa - wciąż dozwolone jest, na mocy umowy między państwem a gminami wyznaniowymi, ubijanie zwierząt na cele rytualne na potrzeby własne. Angażowanie w ten spór rzekomego antysemityzmu uważam więc za grę na emocjach, stereotypach... i nerwach.
Nie chodzi też raczej o polskie rozlnictwo i miejsca pracy, skoro nie ma jednoznacznych danych ile rzeźni faktycznie zajmuje się ubojem rytualnym. Ich liczba rośnie w zastraszającym tempie, zależnie z kim się o tym rozmawia - od 19 do 80. Nikt nie ma pojęcia też, ile rzeźni zajmuje się wyłącznie takim ubojem. Przytaczane wizje utraty 4 czy 5 tysięcy miejsc pracy są po prostu wzięte z Księżyca.
O co więc chodzi, jak nie wiadomo o co chodzi? Czy jak zwykle w takich sprawach - o pieniądze? Być może, ale nie jestem takim znawcą ekonomii, by o tym decydować.
Mnie osobiście jest strasznie żal tych zwierząt. Teksty o tym, że krowa, która nie ma przeciętego rdzenia kręgowego, nie czuje cierpienia jest wierutną bzdurą. Że wszystko trwa kilka sekund... pewnie dłużej, ale nawet jeśli - nikt z nas nie chciałby tak umrzeć. Kilka sekund bezkresnej agonii bólu i poczucie, że życie ulatuje z ciebie wraz z tryskającą z twojej szyi krwią, której zapach czujesz... której zapach czują ci, którzy są w kolejce za tobą. Każdy z nas chyba czuje, że to nie jest właściwy sposób odebrania zwierzęciu życia. W końcu nikt z nas nie uśpiłby w ten sposób ukochanego pieska, ulubionego kotka, szczurka nawet. Instynktownie czujemy, że zadanie takiej śmierci zwierzątku jest wynaturzeniem, potępiamy osoby, które robią coś takiego.
Pewnie nie jestem bez winy w tym wszystkim. Pewnie wiele osób uzna, że, skoro mięso jadam (i je lubię) nie powinnam mieć za wiele do powiedzenia. Również bycie zdeklarowaną relatywistką pewnie nie poprawia tutaj mojej sytuacji. Jednak zadawanie cierpienia tak bezkresnego i bezsensownego w świetle tego, że każdy, kto ma taką potrzebę, może ją w świetle prawa zaspokoić - i to na kilka sposobów - to moja granica. Nie ma takiej szali, która mogłaby dla mnie przeważyć takie masowe mordy.
źródło: fakt.pl
Jeszcze kilka słów podsumowania - dziękuję bardzo wszystkim Czytelnikom za ponad 50 komentarzy, za więcej niż 7500 wejść i za 20 obserwujących - dzięki Wam chce się pisać dalej.
Jak pisalam gdzie indziej. Zgadzam sie z tym ze to polityczne, zgadzam sie ze zal (ale kazdego zwierzecia a nie tylko tych z uboju rytualnego) i zgadzam sie ze nie powinnismy oceniac innej religii o ile nie krzywdzi ale nie zgadzam sie z tym ze rytualny uboj jest gorszy od innego (wystaczy posluchac co mowia o nim ci ktorzy wiedza najwiecej na jego temat) i mimo ze czytalam ten tekst dwa razy, mam wrazenie ze sprzeciwiasz sie jednak ubojowi rytualenmu a nie tylko jak wyjasnilas na facebooku - masowce.
OdpowiedzUsuń"W końcu nikt z nas nie uśpiłby w ten sposób ukochanego pieska, ulubionego kotka, szczurka nawet. Instynktownie czujemy, że zadanie takiej śmierci zwierzątku jest wynaturzeniem, potępiamy osoby, które robią coś takiego."!!!
OdpowiedzUsuńMądry i przepełniony ludzkim współczuciem artykuł.
A ja nie widzę różnicy pomiędzy ubojem rytualnym a zwykłym przemysłowym. Być może zwierzę nie czuje, jak życie ulatuje z niego wraz z każdą kroplą krwi, ale bólu jest w tym tyle samo. Różne zakłady rzeźniarskie mają różne metody - jedne używają gazu, inne używają prądu - ale zwierzę ból również czuje. Oraz czuje, stojąc w kolejce, że stoi w kolejce na śmierć. Perspektywa bezradności, jaką ma dane zwierzę, jest taka sama w obu rodzajach uboju. I takiej śmierci, jaką doznają zwierzęta zabijane w sposób przemysłowy, też nie zadalibyśmy swoim domowym pupilom. Osobiście jestem przeciw mordowaniu zwierząt w sposób rytualny, ale osobiście jestem również przeciwko jakiemukolwiek zabijaniu zwierząt tylko po to, aby zaspokoić własne kubki smakowe... Co, tak przy okazji, jest nieprawdą, bo mięsu smak nadają hormony do niego wtłaczane, odpowiednie aromaty oraz przyprawy. Ale wiem, że jestem w mniejszości, jak cała reszta wegetarian na świecie ;)
OdpowiedzUsuńRiannon