10 lutego 2021

Oczyszczenie


 Ten Imbolc wydaje mi się wyjątkowy. Chociaż nie, wróć, każdy Imbolc, każdy Sabat, może nawet każdy dzień jest na swój sposób wyjątkowe. A ten Imbolc jest wyjątkowy z wielu różnych powodów.

Hermetycznie

Po pierwsze, to bardziej pierwszy taki pandemiczny Imbolc. Pamiętam jeszcze ostatnią Wigilię Lutową sprzed roku, gdy widzieliśmy się wszyscy z kowenem osobiście. Pamiętam uściski, pocałunki i magię rytuału. I szykowanie się na wiosnę, na wielkie przemiany i wielkie wydarzenia, które nadejdą wkrótce. W tym roku uścisków i całusów nie było, rytuał przybrał inną formę, a dziś uderzyła mnie świadomość, że wielkich wiosennych planów nie udało się zrealizować i czas jakiś jeszcze nie zrealizują się. Przez czas jeszcze długi podróże nie będą bezpieczne, ani dla podróżujących, ani dla gości, ani dla ich  gospodarzy. Przez czas dłuższy nie będę mogła spotkać się z przyjaciółmi i martwię się o nich, bo mam też przyjaciół posuniętych już w latach. 

Zapach Imbolcu

Pogoda też jest jakaś inna. Pojawiła się jakże potrzebna nam zima. I to właśnie bardziej zimą niż wiosną tegoroczny Imbolc pachnie, inaczej niż zwykle. Matka Natura naprawdę przywdziała dziewiczy, biały welon. Teraz, gdy Słońce wspina się coraz wyżej, ma czas, aby się zregenerować, zapaść w sen. Bóg daje nam więcej światła, lecz gleba, pozbawiona matczynej troski, jest zmarznięta na kość. To nawet nieźle - gdy smog zelżeje, jest jeszcze szansa na spacer w zimnym, rześkim powietrzu w promieniach zachodu słońca. Wiosna czeka w napięciu, żeby się ujawnić, ale wie, że to jeszcze nie jej czas.

Wisielec

Całość tej lutowej atmosfery sprawia, że czuję się jak Wisielec. Zawieszona, w napiętym oczekiwaniu, ale też jakby pokornym, bo już się oswoiłam (ja i chyba wszyscy dookoła) do sytuacji, w której jestem. Wiszę z głową w dół, gdzie od nadmiaru zbierającej się w mózgu krwi, zaczynają się już zawroty. Jedną nogę mam tylko zgiętą, bo to jedyne, co zgięte mogę mieć. Do kina nie pójdę, do przyjaciół nie pojadę, z rodziną się nie zobaczę, ot, stopą mogę sobie tylko pomajtać.

Kokon

Dzięki temu czasowi mam więcej czasu dla siebie, mniej obowiązków, a więcej wolnych myśli. Nie wszystkie są dobrze spożytkowane, wiem o tym, ale się staram. Wykorzystuję ten imbolcowy czas, by, czerpiąc inspirację z Bogini, oczyścić się.  Co prawda nie biel teraz noszę, ale czerń, ale dzięki temu czuję się bardziej schowana, ukryta. Ten mój Wisielec na gałęzi zmienił się trochę w gasienniczkę na gałązce. Zagrzebałam się w swoim kokoniku i dobrze mi tu. Ciemno, ciepło wygodnie. Mam nadzieję, że uda mi się przeżyć tę zimę i wyjdę z tego doświadczenia przeobrażona. Że Bogini podzieli się ze mną i z nami wszystkimi swoją łaską oczyszczenia. Potrzeba nam spokoju, ukojenia, ale i wyjścia na świat, a będzie to możliwe tylko, gdy będziemy gotowi wkroczyć w ten świat ponownie z czystym spojrzeniem i jasnymi myślami.

I tego Wam i sobie życzę.



21 stycznia 2021

ZOZO był... niezły - podsumowanie

2020 skończył się. Tak bardzo wypatrywałam w przyszłość rok temu, aż przeczytałam sobie ponownie wpis sprzed roku. Jaki zeszły rok był - każdy z nas wie, ale może podsumujmy sobie to raz jeszcze. Nie z dzikim entuzjazmem ani nie z miną grobową. Na zimniej.

Blogowanie

Wiele projektów planowałam na ten rok i, jak się nad tym zastanowię, to wiele z nich udało mi się zrealizować, choć nie wszystkie tak, jakbym chciała. Udało mi się napisać więcej notek, niż 4 (brawo ja!) chociaż mogłoby być ich więcej. Mam przynajmniej 2 stricte wiccańskie artykuły rozgrzebane do połowy i przynajmniej 2 kolejne z przemyśleniami, takimi czy innymi, które trochę są o bólu, trochę o zmęczeniu, a trochę o konsekwencjach swoich decyzji i nie wiem, czy te dokończę. Być może je opublikuję, a być może ich czas bezpowrotnie minął. Tego niestety nie wiem, ale wrócę do porządkowania notek i się dowiem. 

Pojawiły się też 2 wiccańskie, magiczne dowcipy. Jeśli jesteście zainteresowani, by takich treści było więcej, dajcie znać, a może się uda dowieźć coś jeszcze w tych klimatach.

Współpraca z wydawnictwem

W 2020 roku powstało wydawnictwo Arcadia Mystica. Współtworzy je część Wiccańskiego Kręgu i choć nie jestem członkinią core'owej ekipy AM, to współpracuję z nimi w niektórych projektach. M. in. robiłam redakcję polskiego przekładu "Wicca: stara religia...", tak, żeby praca, która była rozciągnięta na kilka lat była spójna w stylu i poszczególnych wyrażeniach. Dużą część roku siedziałam też nad tłumaczeniem kolejnej książki, która ukaże się nakładem AM wiosną.

Przygotowuję się do recenzji książki "Gdy księżyc znajdzie się w pełni" i, być może, "Magicznego Życia", pozostałe książki przez wzgląd na moje bezpośrednie zaangażowanie nie będą tu recenzowane, ale być może ukaże się notka na temat tego, jak taka praca nad tłumaczeniem książki wygląda. Planuję oczywiście dalszą współpracę z Arcadią Mysticą, ale zobaczymy, jakie konkrety przyniesie przyszłość. Dotychczasowe tytuły ukazujące się nakładem AM możecie kupić TUTAJ.

Steamy, zoomy, online'y rozmaite

Niestety, nie było w tym roku Wiccaniska. Nie było też większości spotkań, ani w Warszawie, ani w Łodzi, na których zwykle można mnie spotkać. Liczę się z tym, że straciłam przez to wiele okazji do spotkań ze znajonymi i wiele możliwości, by poznać nowych przyjaciół. Większość spotkań odbywała się online. Do sieci przeniosły się spotkania warszawskie. Zamiast imprez organizowanych przez WK, możecie wziąć udział w zoomie organizowanym przez Michiru. Mnie udało się zorganizować dla Was kilka streamów na YouTube, gdzie trochę opowiadałam Wam na różne tematy i odpowiadałam na Wasze pytania. W pewnym momencie musiałam i z tym trochę zwolnić, ale o tym później.


Do "onlajnu" przeniosły się też spotkania naszego kowenu. Rytuały uległy całkowitemu przeorganizowaniu, ponieważ same obrzędy odbywają się tylko niematerialnie, a spotkania kowenowe, warsztaty i dyskusje, w miarę możliwości robimy sobie zdalnie. Działa to nawet nieźle, ale wszyscy nie możemy się doczekać, aż spotkamy się na żywo, uściskamy się i będziemy mogli pracować i świętować jak dawniej. Nie odbyła się również moja podróż do Londynu w połowie marca, która była dla mnie bardzo ważna. Może to i lepiej, wszystko się do tego czasu jakoś lepiej "uklepie", ale jestem bardzo zawiedziona, bo bardzo chciałam spotkać się z naszą Starszyzną. Mam nadzieję, że uda się to niebawem.

Osobiście 

Powiem Wam jednak, tak zupełnie szczerze, że dla mnie prywatnie to nie był zły rok. Mimo sytuacji gospodarczej, jaką mamy w tej chwilę ani ja, ani mąż nie straciliśmy pracy, wręcz przeciwnie, ze względu na specyfikę branż nasi pracodawcy mają się relatywnie dobrze. Mamy możliwość spokojnej i komfortowej pracy z domu. Przetrwaliśmy w zdrowiu, jak większość członków naszej rodziny. Co najważniejsze udało się nam kupić mieszkanie, które, mamy nadzieję,, będzie nam na wiele lat domem, schronieniem, świątynią, otwartymi drzwiami dla mojego kowenu i naszych przyjaciół. Stąd też moje wycofanie się z działalności internetowej w drugiej połowie roku - żyłam w większości na kartonach, gdzieś między remontem łazienki a innym malowaniem, woskowaniem podłóg, czy czym jeszcze. Nie miałam czasu niemal na nic, co nie byłoby związane z pracą albo przeprowadzką i trochę sobie tym napsułam zdrowia. Mimo wszystko udało mi się już trochę odpocząć i zerknąć z dumą na to, co udało się nam zrobić w tym roku.

Pierwsze Przesilenie w nowym domku 

Plany na ZOZI

Jakie plany na bieżący rok? Powiedzmy sobie szczerze, że kontynuacja zeszłego roku nie byłaby zła. Nie łudźmy się, że Covid-19 zniknie wraz z dopuszczeniem do obrotu szczepionek. Myślę, że większość tego roku będzie taka, jak większość poprzedniego. Dystans społeczny, maski, home-office będą nam towarzyszyć przez dłuższy czas jeszcze, więc trzeba się z tym pogodzić. Nie będzie planowanego na początek lutego Wicca Study Group w Warszawie ani międzynarodowej konferencji alchemicznej w Krakowie. Być może nie będzie też Wiccaniska, a raczej przez dłuższy czas nie wybiorę się do Londynu.

Będę starała się dalej prowadzić kowen, mając na względzie rozwój i możliwość praktyki, jak i zdrowie wszystkich jego członków. Będę starała się dalej pisać, pracować z wydawnictwem AM i postaram się pojawiać częściej na spotkaniach online, nawet jeśli nie zawsze jestem w stanie pokazać swojej mordki. Będę się starała kontynuować moją pracę dla Wicca i dla Was, jak będę mogła. Może w końcu tego roku zaczniemy powoli wracać do normalności - bardzo na to liczę. 

Życzenia 

Tymczasem wszystkim Wam (i sobie) życzę w tym roku normalności. Może nie koniecznie normalności sprzed pandemii - tam wbrew pozorom nie było znowu tak normalnie, jakbyśmy często chcieli. Więc może sprawiedliwości sobie życzmy, wolności, czystego powietrza i wody... Życzmy sobie, byśmy wkrótce znów mogli się spotkać, przytulić. Pobyć ze sobą.

No i tradycyjnie - by ten rok był lepszy niż poprzedni. Tym razem te życzenia brzmią wyjątkowo szczerze. 

25 grudnia 2020

Spacerowo

 

Lekko przejedzona świątecznymi daniami (tegoroczna Gwiazdka to w ogóle jest historia na inną historię), postanowiłam spożytkować chociaż częściowo ten nadmiar kalorii i poszłam do lasku. Może to naiwne, szukać spokoju w lasku miejskim, przemocą ucywilizowanym, w wielu miejscach bardziej przypominający park niż dzikie ostępy, ale postanowiłam spróbować. I nie zawiodłam się, ku mojemu szczeremu zdumieniu.

Byłam bowiem przekonana, że w tak ciepłe, świąteczne południe w lasku bedzie się roić od biegaczy, rowerzystów, rodzin z pokrzykującymi dzieciakami. Spotkałam może parę osób, z czego połowa wyglądała na złych, albo spieszących się dokądś. Dla mnie to dziwne - w moim domu rodzinnym tradycją było, że zawsze niemal w dowolne święta, szło się na świąteczny spacer. Po to, żeby nie tylko próbować choć częściowo zużyć kalorie, ale spędzić czas na powietrzu, nie jak na codzień - za biurkiem, w kuchni, przed telewizorem.

Mam wrażenie, że generalnie kultura spacerowania powoli zanika. Wydaje mi się, że coraz mniej osób spaceruje dla samej przyjemności spacerowania. Bycia na świeżym powietrzu. Monotonnego ruchu, który, wbrew pozorom, odpręża nasze ciało, a myślom pozwala lekko odpłynąć. Jeśli już  ludzie idą, to raczej dokądś lub skądś. Czasem, by zaciągnąć na spacer nawet kogoś bliskiego, trzeba użyć tego jako wymówki.

A prawda jest taka, że my, jako ludzie i jako czarownice, bardzo tych spacerów potrzebujemy. Dla takich mieszczuchów, jak ja, którzy nie wyobrażają sobie, by układać życie gdzieś indziej niż w betonowej dżungli, ważne są te laski i parki, skwery i trawniki, gdzie, choć tego często nie zauważamy na pierwszy rzut oka, tak naprawdę tętni życiem. I często samo to wystarczy. Spacer, na którym docenimy owe maleńkie cuda natury. A jak zejdziemy z głównej ścieżki, ubłocimy buty i uda się nam usłyszeć śpiew ptaków, kucie dzięcioła, wrzask dzikiej kaczki i te wszystkie odgłosy gdzieś w krzakach... wtedy robi się jeszcze fajniej! 

27 października 2020

***** ***



Od kilku dni myślę, jak i co o tym napisać. 

No i kurde nie. Nie da się napisać jakiegoś merytorycznego wywodu, podpartego moją wiedzą z 5-cioletnich studiów, skoro na usta ciśnie się tylko "wypie***lać". Bo szczerze, brak słów innych. Brak słów merytorycznych, gdy słyszy się wezwanie do spokojnego dialogu, jak zdanie wcześniej powiedzieli Ci, że "żadnego kompromisu być nie może". Jak jakiś dziad mówi, że Twoja reakcja jest histeryczna, bo nie rozumiesz, ale on Ci wytłumaczy. Jak ktoś metaforycznie, a potem faktycznie wypowiada Ci niemalże wojnę. Jak ktoś mówi, że jak Twoje dziecko bedzie tak chore, że po porodzie umrze, to... No po prostu umrze. Jak ktoś Ci wmawia, że tortury fizyczne i psychiczne można stosować, bo tany emocjonalne są stanami przejściowymi

No, kurwa, do cholery, nie. 

Bogini jest kobietą

Jest świętą kobiecością i uświęceniem kobiecości, swoich czarownic i kapłanek. Jest wolna. Zawsze i niezmiennie, jako hasająca po łąkach Dziewczyna, jako Matka, obdarzająca uczuciem tych, których sama wybierze i jako Wiedźma, która podzieli się swoimi magicznymi sekretami z tymi, którzy okażą się tego warci. 

Sojusznik

Zachodzi w ciążę, kiedy nadchodzi na to czas, a czas jest wtedy, kiedy ona sama zdecyduje, kiedy odnajdzie kochanka. To ona tę ciążę nosi i to ona wydaje na świat Dziecię Słońce. A jej ukochany wiernie stoi u jej boku, ale nie podejmuje za nią decyzji. Trzyma jedynie za rękę, kiedy trzeba. A kiedy trzeba - sam się poświęca. 

I jeszcze jedno. W Wicca nie ma koncepcji grzechu. W Wicca można wierzyć w Niebo, można wierzyć w anioły, ale nie ma chyba mniej wiccańskiej idei, niż grzech. Każda sama za siebie podejmuje decyzje. Każda decyduje za swoje sumienie, swoje ciało i swoją duszę. I każda ponosi odpowiedzialność i konsekwencje takich czynów na własną rękę. Nie należy w wolną wolę, w wolność do decyzji ingerować. Nie wolno, zwłaszcza w sprawie tak ważnej, jak kontynuowanie ciąży z ciężko uszkodzonym płodem, odbierać prawa do własnych uczuć, przemyśleń, czynów i idących za nimi konsekwencji. Zabranianie prawa do tej decyzji, to zakładanie z góry, że biedna, mała kobietka zdecyduje źle, więc trzeba wybrać za nią. A to nie prawda.

Zdecyduje po prostu po swojemu 

Bo w każdej kobiecie (i w każdym mężczyźnie) drzemie Bogini. Wielka, Potężna i Wolna. Kto spróbuje ją sobie podporządkować bez jej zgody i jej decyzji, poniesie karę. Mam taką szczerą nadzieję. 

I pozdrawiam z tego miejsca wszystkie osoby spacerujące. Dziękuję.

Pobrane z fanpage OSK


13 października 2020

Okropna pogoda


Wiele moich współczarownic uwielbia jesień. Piękne kolory na drzewach, mile wieczory z kakao i kocykiem, i możliwość odpoczęcia po długich letnich dniach i upałach. Pamiętam jak rok temu rozmawialiśmy o tym na spotkaniu wiccańskim, jak wiele osób cieszyło się z nadejścia jesieni.

A mnie bardzo szybko zaczęło się robić zbyt głupio, żeby się odezwać. Nie cierpię jesieni. Zwłaszcza takiej, jak dzisiaj. Kiedy już kolejny dzień pada, a niebo cały dzień jest tak ołowiane, jakby słońce odmówiło współpracy w ogóle. Nie lubię krótkich dni, zimna i listopada. Zwłaszcza, że klimat się nam zmienia i złota jesień staje się z roku na rok coraz krótsza i ostatnimi laty trwa maksymalnie tydzień. Jedynym światełkiem w tym czasie są horrory (które coraz bardziej lubię) i Halloween, które miało być w tym roku świetną imprezą, a odbędzie się online - w najlepszym przypadku.


I tak było zawsze, co roku, od bardzo bardzo dawna. Wiem oczywiście też, że to, że ja czegoś nie cierpię cokolwiek powstrzyma. Wiem, jak bardzo ten okres jest potrzebny planecie i naturze. Jak bardzo jest potrzebny, najwyraźniej, moim znajomym i przyjaciołom, którzy muszą, jak słyszałam, odpocząć od lata. I świadomość tej potrzeby pozwala mi łatwiej przeżyć ten czas.

Żeby było ciekawiej, to nawet dzięki świadomości konieczności istnienia mojej znienawidzonej pory, nauczyłam się ją w specyficzny sposób po wiccańsku celebrować. Świętować, jako część naturalnego cyklu przyrody. I paradoksalnie świadomość Koła Roku i tego, że mój znienawidzony okres w roku ciągle wraca, bardzo mi pomaga. Bo jeśli ciągle będzie przychodził, znaczy, że musi co roku skończyć się i odejść, dając mi spokój. To przynosi specyficzne ukojenie mojemu niezdiagnozowanemu profesjonalnie SADowi.

Warto celebrować czas, który mamy i okoliczności, które się nam przytrafiają. Nawet nielubiane, nawet robiące nam niedobre rzeczy, czasem są nam potrzebne. Nawet ten okropny, wielodniowy deszcz. 

14 czerwca 2020

2 kwietnia 2020

30 marca 2020

Pandemicznie




Innego tytułu pełnie się spodziewaliście, ale dajmy sobie spokój, bo naprawdę, ten Marquez zużył się już w pierwszym tygodniu izolacji i stał się niczym wyświechtany mem "w czasach zarazy", więc dajmy mu wreszcie spocząć w pokoju. Przyznać trzeba jednak bez żadnego owijania w bawełnę, że pandemia zmieniła nasze zwyczaje, rozwaliła nam plany i zmusiła do przystosowania się do obecnej sytuacji.

23 marca 2020

17 marca 2020

Tajemnica magicznych skryptów - po co wiedźmom ściągi




Dawno, dawno temu na blogu powstał tekst o planowaniu rytuałów. Okazało się, że tamtym postem o planowaniu namieszałam bardziej niż bym chciała. Chciałam potem wytłumaczyć i wyklarować niektóre rzeczy dotyczące miejsca odbywania się rytuałów co, jak można się domyśleć, też nie odbyło się bez pewnych kontrowersji.