29 maja 2015

Nie jesteś przeklęty, do choinki!

Niektórzy być może uważali, że mój wpis o osobach poszukujących na wszystko zaklęć był trochę surowy. Obawiam się, że dzisiaj będzie jeszcze bardziej stanowczo. Obserwuję w dalszym ciągu co się dzieje w ogólnomagicznym półświatku egzoterycznym i ze zgrozą stwierdzam, że wśród osób roszczeniowo szukających zaklęć na każdą okazję jest specjalna podgrupa, najbardziej chyba wytrwała w szukaniu prostych rozwiązań niewymagającymi ścieżkami.
Przeklęci...

Przeklętych na takich otwartych forach czy innych towarzystwach można pęczkami rwać. Każdy szuka lekarstwa na niepowodzenia wywołane złym okiem, ociotowaniem, klątwą, urokiem, voodoo czy innym strasznym rytuałem. Ofiarami padają wszyscy, sami użytkownicy owych forów, ich partnerzy, rodzina i znajomi... Należy się strzec, bo nigdy nie wiadomo, kiedy klątwa dosięgnie i Ciebie, mój Czytelniku!
Opisana przeze mnie niedawno postawa takich roszczeniowych poszukiwaczy nie pozwala im oczywiście sprecyzować szczegółów. Dopytywanie się o nie zwykle nie przynosi skutków, bo zanim normalny człowiek spróbuje się dowiedzieć poza tym, że "ta baba w pracy jest wredna a mi wszystko idzie źle", już pojawi się kilku "specjalistów", którzy zapewnią ofiarę magicznej zbrodni, że wystarczy świeczka w odpowiednim kolorze lub klikną "na priv". Okazuje się, o czym się dowiedziałam niedawno, że część owych "specjalistów" zajmuje się właśnie głównie ściąganiem klątw. Bardzo często za odpowiednią opłatą.

Nie zrozumcie mnie źle, ja bardzo współczuję ludziom, którym się nie układa. Są chwile w życiu, kiedy sypie się dosłownie wszystko dookoła. Człowiek będący w takiej sytuacji zrobi przecież wszystko, żeby sobie pomóc. Zapewne jest skłonny zapłacić nawet niemałą kwotę. Nawet osobie obcej, podejrzanej, anonimowej i nie dającej żadnej gwarancji poprawy. Ja wiem, że nieszczęście może odebrać rozum, ale błagam o minimum logicznego myślenia. W końcu chodzi o to, żeby zwoją sytuację poprawić, a nie pogorszyć, a pomoc pseudoeksperta zwykle niewiele pomoże. Zwłaszcza, że nie jesteście przeklęci.

Do jasnej choinki, skąd się biorą takie pomysły? Żeby kogoś przekląć, nie tylko na kogoś marudzić i złorzeczyć, ale na prawdę, na serio przekląć, potrzeba dużo mocy, doświadczenia i trzeba wiedzieć, co się robi, nie wystarczy być "wredną babą z pracy". Oczywiście jest łatwiej wierzyć, że dosięgła nas klątwa, nie trzeba sobie wtedy zaprzątać głowy swoją winą w tym, co nas spotyka. Klątwa to świetny kozioł ofiarny, kiedy nie mamy odwagi przyznać się przed sobą, że jesteśmy odpowiedzialni za to, co nas spotyka. Tak, drodzy Przeklęci - sami jesteście sobie winni!

Nie szukajcie winy dookoła, nie obwiniajcie innych za swoje niepowodzenia! Może jesteście mało zaradni albo nierozważni i stąd was spotykają nieszczęścia? Gapy z Was, po prostu, nieuważne, dlatego wszystkie te małe wkurzające rzeczy spotykają właśnie Was.
Może jesteście zestresowani i nerwowi, nie potraficie się wyluzować i zrelaksować, stąd zepsuły się Wam relacje ze współpracownikami i bliskimi? Pewnie sama obgadałaś "wredną babę z pracy" a teraz sytuacja odbija się na tobie, albo kuzyn "zapomniał" o twoich urodzinach, bo nie pamiętałeś o jego święcie. Kiedy człowiek jest ciągle spięty trudno się na nikogo nie wydrzeć i nie popsuć domowej atmosfery.
Może sami próbowaliście kiedyś rzucić klątwę, albo zrobiliście coś wrednego? Każdy z nas sam może być "wredną babą z pracy" i nasze uczynki odbiją się na nas samych. Z pewnością nie zaszkodziłby rachunek sumienia i przemyślenie, czy aby na pewno wszystkich traktujesz tak, jak sam chciałbyś być traktowany. W końcu karma to... niemiła czasem jest.
A w końcu - może już był czas, żeby się trochę popsuło w życiu? W życiu nie może być zawsze pięknie. Spokój oznacza stagnację, tylko zmiany niosą rozwój. Może te zmiany, które Ciebie dotyczą, muszą zajść? Nie raz jeszcze przyjdzie Ci coś zburzyć, żeby na tych gruzach zbudować coś lepszego.

Klątwy oczywiście istnieją, ale nie uwierzę, że dotyczą chociaż jednego procenta osób, które szukają od nich uwolnienia. Więc, że sama zaklnę - do choinki! Przestań się wykręcać klątwą i weź odpowiedzialność za swoje czyny i swoje życie!
Zwłaszcza, że odpowiedzialność, poza ponoszeniem przykrych konsekwencji i znoszeniem nieprzyjemności, kiedy dzieje się źle, daje też skutek odwrotny - możesz sam sobie przypisać wszystkie zasługi, z czystym sumieniem smakować rozkoszy swojego niezależnego życia.
A kiedy cię znów dopadnie "klątwa" niepowodzeń - masz pełne prawo i obowiązek dążyć do poprawy samodzielnie.

Ilustracja pochodzi ze vitryny Eurovision Ireland

PS. Zapraszam do śledzenia Bloga Czarowniczego na Facebooku!

20 maja 2015

Ile wiccanin wie o Wicca

Ostatnio bardzo mile zaskoczyło mnie szalenie ciekawe pytanie zadane na jednym z forów. Choć stosunek do owego forum mam... no dość powiedzieć, że ambiwalentny, to sam temat był na tyle interesujący, że postanowiłam na zagadnienie odpisać na blogu. Mam nadzieję, że się nie pomyliłam, że uznacie ten temat za warty uwagi.

Pytanie brzmiało tak:
"... naszła mnie myśl, że tak naprawdę skoro jest to religia stosunkowo urozmaicona i niejednorodna (nie wolno zapominać o jej początkach w XX wieku), to ile tak naprawdę o Wicca wie Wicca? Ile sama religia jest w stanie o sobie nam opowiedzieć, i ile jest w stanie zdobyć wiedzy o Wicca sama czarownica? (...) Bo wiadomo - dogmatyka (jeśli można o takowej mówić) w Wicca jest tak różna jak różne są koweny. Zastanawia mnie więc fakt na ile da się zgłębić temat, czy się go w ogóle da zgłębić, bo wiadomo, że z grubsza chodzi o doświadczanie a nie o analizowanie/definiowanie, tego co Wicca niesie ze swoją praktyką. Dwa pytania - czy Wicca da się nasycić? Czy Wicca kiedyś się "kończy", czy da się ją zamknąć w jakiś ramach?"
Do tego, co ma "dogmatyka" do kowenów jeszcze dojdziemy, ale chciałabym, żebyśmy najpierw zmienili trochę płaszczyznę interpretacji i odeszli na chwilę od powtarzania, że Wicca jest religią. Mówienie o religii prawie wszystkim kojarzy się z wiarą, wyznaniem jakiegoś obrazu Bóstwa, co prowadzi do albo szukania dogmatów i odgórnie narzuconych interpretacji, albo wręcz przeciwnie - do mówienia, że wierzyć można jak się chce, bo ludzkiej wiary nic nie ogranicza.

Byłoby cudnie, jakbyśmy, choć na trochę, na potrzeby dzisiejszego wpisu, podeszli do Wicca jak do magicznego zakonu, do pewnego zestawu praktyk, do ortopraksji zamiast ortodoksji. Jak w każdym innym zakonie magicznym, w Wicca również jest pewien zestaw praktyk. Każdy wiccanin ma Księgę Cieni - tę podstawową książkę kucharską, z bazą podstawowych przepisów. Każdy wiccanin operuje podobnymi technikami bazowymi, zna podstawowe teksty, wiccański sposób na przyzywanie żywiołów, wiccański patent na zwołanie Bogów i wiccańskie misterium. Wszyscy na równi otrzymujemy możliwość nauki i korzystania z tych praktyk po inicjacji, więc wśród wiccan taką wiedzę i wprawę, jeśli praktykuje się w rytuałach regularnie i pod czujnym okiem swoich arcykapłanów, jest dość łatwo zdobyć. Dzięki temu można łatwo zorganizować rytuał na wiele osób, nawet na wiele kowenów, zaprosić innego wiccanina lub samemu być gościem. Wszyscy mamy te same podstawy i ten sam warsztat, każdy w rytuale się odnajdzie, bo każdy wie, co ma robić, kiedy i jak.

Inna sprawa, że, jak każdy inny magiczny zakon, Wicca zakłada doskonalenie się i transformację, dążenie do przebudzenia i oświecenia, magiczną podróż do mistrzostwa. W tym sensie - jak mające nas transformować i przekształcać rytuały na nas działają, dokąd uda nam się zajść - nigdy się nie dowiemy. Nie wiemy też dokąd zajdą nasi najbliżsi w Wicca - nasi arcykapłani, uczniowie, członkowie kowenu - i jak to działa na nich. Nie dowiemy się też nigdy dokładnie, ile jeszcze tej drogi pozostaje przed nami. Zmienia się też podejście do wiary. Jak już pisałam, w Wicca wiara wynika z praktyki rytualnej, a w każdym razie zdecydowanie bardziej wiara wynika z praktyki niż praktyka z wiary (jak jest np. w chrześcijaństwie). To sprawia, że w miarę praktyki nasza wiara, jej kształt (Kim są Bogowie? Jacy są Bogowie? Jak działa rytuał? Czym jest energia? Te i wiele innych pytań wiccanie zadają sobie wciąż i wciąż...) ulega zmianie, bo rytuały, energia, umysł grupowy, wpływają na nas. Największe znaczenie ma tutaj, oczywiście, misterium - spotkanie z Bogami może mocno wpłynąć na nasz sposób postrzegania ich mocy czy odczuwania ich obecności. Poza tym jesteśmy normalnymi ludźmi, którzy też wątpią, więc wypada od czasu do czasu podjąć refleksję nad tym, w co wierzę, co ja robię, i po kiego grzyba się w to wpakowałem...

Wrócę teraz do tego określenia "dogmat", którego, w przypadku Wicca, jednak wolę jak ognia unikać. Dogmat to coś, co Kościół "podaje do wierzenia", dogmaty wygłaszane są (nomen omen) ex cathedra, czyli że nie wolno z nimi dyskutować, należy je przyjąć bezkrytycznie. W Wicca swoje wierzenia wszyscy wynoszą z praktyki, więc nie ma w niej żadnych dogmatów. Wszystkie jej elementy wynikają jeden z drugiego, tworząc łańcuch przyczyn i skutków. Wynikają z praktyki. Z rytuałów. Wszystko ma swój logiczny ciąg, gdzie jedno do drugiego się odnosi, ma swoje miejsce i porządek. Oczywiście, podejście do wiary może się różnić między kowenami, jednak jeśli spotkacie kowen, który będzie Wam chciał coś "podać do wierzenia" i będzie mówił o dogmatach należy... no może nie wiać, ale podchodzić z ostrożnością i zweryfikować, dlaczego mówią tak a nie inaczej.

Wracając jeszcze do pierwszej części mojej wypowiedzi - pisałam w niej, że każdy z nas zna podstawy swojego rzemiosła. Podstawowe teksty i rdzeń praktyki. Natomiast warto pamiętać, że wiele kowenów wprowadza w te teksty modyfikacje. Po latach praktyki może się okazać, że jedno słowo zastąpiło inne, kilka wersów zostało dodanych, inne lepiej pasują do klimatu całego święta po przeniesieniu w inne miejsce. Często też się zdarza, że rytuały modyfikuje się "na raz", żeby spróbować innego podejścia, zweryfikować, jak będzie wyglądać praca w lekko zmienionym trybie albo też by zwyczajnie dopasować rytuał do liczby osób biorących w nim udział (staramy się zawsze zaangażować wszystkich uczestników). Tutaj również możliwości są niemal nieograniczone, więc na pewno trudno będzie wszystkie warianty chociażby obejrzeć.

Jeśli weźmiemy pod uwagę to wszystko, to można by powiedzieć, Wicca ma dwie ramy - ciasną i szeroką. W tej ciaśniejszej jest jej rdzeń, który każdy wiccanin nie tylko może sprawnie poznać, ale i powinien dobrze znać. Co do tych ram szerokich - ciągną się one jak bezkresny horyzont możliwości, który aż czeka na poznawanie, zgłębianie i wykorzystywanie, by samemu coraz lepiej się rozwijać.
I tak wiccanin wie o Wicca wszystko i zarazem nic, może ją więc wciąż odkrywać na nowo, kawałek po kawałku, a każda część jest fascynująca.


PS. Zachęcam do polubienia Bloga Czarowniczego na Facebooku!

18 maja 2015

Kartony z mlekiem

Przez długi czas siedziałam zamknięta w swoim bezpiecznym światku wiccańskich stron i forów, tłumacząc sobie książkę, organizując spotkania no i generalnie mając styczność z ludźmi, którzy wiedzą, o co w tym wszystkim biega. Postanowiłam więc wyjść trochę z mojego grajdołka i zaczęłam zerkać trochę na szersze grono osób, które "chcą się zajmować magią", nawet jeśli nie wszystkie z nich wiedzą, co to znaczy albo co z tego wynika.

Pierwsza, mniej liczna grupa w tym gronie to "specjaliści", o których pisał Verm. No ale wiadomo, że wśród początkujących zawsze się tacy znajdują, coby im świecić przykładem.
Druga, znacznie większa grupa, to ludzie szukający porad. Na wszystko.
Moją ulubioną częścią tej grupy jest ta o zaskakującej precyzji pytań. Tacy, którzy piszą, że "szukam nauczyciela", "polećcie dobre książki", wspominałam już chyba o koledze, który "szukał odpowiedzi na trudne pytania", a ostatnim moim hiciorem było "chętnie coś kupię - oferty na priv". No wybaczcie, ale jeśli nie napiszecie, o co Wam chodzi, to nikt Wam nie odpowie. Jeśli ktoś jednak odpowie, to możecie być pewni, że może to być jeden ze "specjalistów", albo ktoś, kto nie ma pojęcia, o czym mówi. Precyzujcie swoje pytania, bo "magia", tak jak "nauka" czy "sztuka" ma wiele gałęzi, a przecież kubistyczne malarstwo na płótnie a realistyczna rzeźba w kamieniu to dwie różne sprawy! Bez informacji o co tak na prawdę pytacie, udzielenie informacji staje się niemożliwe.

Inną podgrupę stanowią ludzie, którzy szukają zaklęć. Wszystkich zaklęć. Na miłość i na odegnanie uczuć, na pieniądze, na pracę, na poprawienie samooceny, na zmianę koloru włosów, na niewidzialność, na poprawę atmosfery a nawet klątw. Powiedzieć, że to roszczeniowe to mało. Powiedzieć, że bez sensu - też za mało. To jest, po prostu niebezpieczne, zwłaszcza jeśli taki wpis okraszony jest prośbą o zgłaszanie się "na priv".
Wiele takich próśb czy poszukiwanych zaklęć jako żywo kojarzy mi się z zaklęciami z pewnej niesławnej witryny internetowej, na której znajdowały się takie zaklęcia jak wspomaganie odchudzania ("Bogini, uczyń tę lodówkę niewidzialną dla mnie"), bądź na znalezienie miejsca parkingowego. Zawsze wspominam wtedy powiedzonko z jednego z dawnych forów - "nie otwiera się magią kartonu z mlekiem". Magia po prostu nie służy do wszystkiego, nie jest odpowiedzią na wszystko i nie da się nią wszystkiego załatwić. Jest naiwnym sądzić inaczej, jeszcze gorzej - dawać się wpędzać w maliny przez zgłaszających się na priv "specjalistów". Serio, chcecie przyjmować rady w sprawie pracy, miłości czy zdrowia od jakiegoś anonimowego obcego spotkanego przypadkowo na ulicy? To czemu robicie to w Internecie?

Nie twierdzę, że magii należy używać zawsze tylko w ostateczności, ale zawsze należy zwracać uwagę na wagę sytuacji, w której się znaleźliśmy. Nikt rozsądny nie pomyślałby nigdy o używaniu magii właśnie do otwierania kartonów z mlekiem - bo i po co? Szukać pracy - no jeśli potrzeba dodatkowej pomocy, to czemu nie? Magia ma nam służyć, ale trzeba się z nią obchodzić po prostu rozsądnie. Jak każde narzędzie używane w zły sposób - będzie działać na naszą niekorzyść. 
Tak jak, znajdywane przeze mnie w różnych zakamarkach sieci, zaklęcia na podniesienie samooceny, dodanie wiary w siebie, poprawienie humoru. Zwykle chodzi w nich o zapalenie świeczki w określonym kolorze, ale nawet jeśli - nie rób tego! Jeśli czujesz się źle, jesteś przybity, czujesz się słaba - nie rzucaj zaklęć, NIGDY. Jest wiele sposobów, które pomogą z samooceną czy wiarą we własne możliwości, ale magia w dużej mierze polega właśnie na korzystaniu ze swojej siły i pewności. Mag czy czarownica, słabi, pełni zwątpienia i przygnębieni, mogą łatwo zostać "pożarci" przez swoje zaklęcie. Pomijając fakt, że kiepsko się skupić w takich okolicznościach, często okazuje się, że nasza magia staje się silniejsza niż my, co może skończyć się nieszczęśliwie.

Magia jest narzędziem przydatnym, ale subtelnym i nie zniesie lekkomyślnego obchodzenia się z nią. Warto jej używać, kiedy sprzyjają temu okoliczności, ale zawsze zważ wcześniej plusy i minusy rzucenia zaklęcia w danej sytuacji. Tylko na litość boską - nie zdawaj się w tym na rady internetowych "specjalistów"!
Zadawaj mądre pytania, szukaj, eksploruj.
I dochodź do odpowiedzi samodzielnie.


PS. Oczywiście zapraszam też do polubienia Bloga Czarowniczego na Facebooku!

10 maja 2015

Dziewięć - czyli trzy po trzy

Pisałam na blogu o trójce już jakiś czas temu, czas w końcu ruszyć do przodu i przyjrzeć się kolejnej magicznej liczbie - czyli dziewiątce.
Wpis dedykuję Marzenie i Nefre.

Podobnie jak trójka, dziewiątka była znana od najdawniejszych czasów, chociaż nie zawsze budziła pozytywne skojarzenia. W Starożytnym Egipcie hieroglifem dziewięciu łuków oznaczano na przykład wrogów Egiptu, zaś w dalekiej Japonii słowo "dziewięć" brzmi bardzo podobnie do słowa "ból" lub "cierpienie" (kyu), więc dziewiątkę uważa się za liczbę przynoszącą pecha. Źle może się też skończyć spotkanie z kumiho - koreańskim lisim demonem o dziewięciu ogonach. Początkowo uważane po prostu za psotne stworzenia, z czasem zaczęto wierzyć w ich apetyt na ludzkie mięso. Miały polować na całe rodziny, bądź też wykopywać ludzkie serca z grobów.
Kumiho - wszystkie ilustracje we wpisie pochodzą z Wikimedia Commons
Bardzo duże znaczenie dziewiątka ma w kulturze Indii. Nazwą Navaratna - dziewięć klejnotów, określano grupę dziewięciu osobistości na dworze cesarza. Hinduscy astronomowie zakładali istnienie dziewięciu planet, a Navaratri - święto ku czci dziewięciu form Bogini Durgi trwa dziewięć dni. 
Co ciekawe, w Chinach dziewiątka budzi zupełnie inne skojarzenia niż w Japoniii czy Korei i uważa się ją za dobrą i przynoszącą szczęście. Słowo "dziewięć" brzmi dla nich tak samo, jak "długowieczny", pewnie stąd jest to liczba smoków. W przeciwieństwie do naszego wawelskiego potwora, chiński smok jest symbolem magii i mocy. Może występować w dziewięciu formach, opisuje się go dziewięcioma atrybutami, ma też dziewięciu synów. Smok był często symbolem cesarza, jego władzy i siły.
Wyłożona glazurą ściana w Datong, przedstawiająca dziewięć smoków, pochodzi z 1392 roku. To największy taki zabytek w Chinach.
Spójrzmy w końcu na Europę, bo tu również dziewiątka odgrywała ważną rolę. W Starożytnej Grecji na przykład dziewięć muz towarzyszyło orszakowi Apollina. Mawiano, że dziewięć dni i nocy należy wędrować, żeby sięgnąć do niebios. Tyle samo zaś miało trwać spadanie z nieba na ziemię i kolejne dziewięć - by z ziemi spaść aż do Tartatu. I co dla nas ważne - dziewięć dni trwać miały misteria eleuzyjskie ku czci Demeter, którą często przedstawiano z dziewięcioma kłosami. Niektórzy Grecy twierdzili zaś, że najdoskonalszym wiekiem, którego człowiek mógł dożyć, to 81 - dziewięć razy dziewięć.
Ważna dziewiątka była również dla Skandynawów. Na wielkim drzewie Yggdrasil znajdowało się 9 światów, zaś do samego drzewa by zdobyć wiedzę o runach, przybity był Odyn - aż na 9 dni i 9 nocy.
Przedstawienie kosmosu z mitów skandynawskich - ilustracja z połowy XIX wieku
Nową jakość dziewiątki zyskały w monoteizmach, gdzie dziewięć oznacza pełnię, duchowość czy doskonałość - ponieważ dziewięć to trzy razy trzy. W islamie, na przykład, sznur modlitewny ma 99 paciorków, zaś w Koranie zapisano 99 różnych imion Allaha. Natomiast mocno widać wagę dziewiątki w przypadku chrześcijaństwa. Wyróżnia się tu między innymi dziewięć chórów anielskich. Wiele bożych łask można uzyskać zmawiając trwającą dziewięć dni nowennę lub przyjmując komunię przez dziewięć kolejnych pierwszych piątków w miesiącu. Za to grzesznicy idący do piekła przechodzą przez 9 bram - kolejno trzy spiżowe, kamienne i żelazne (może to stąd pomysł Dantego, by piekło miało dziewięć kręgów).

Ciekawym zjawiskiem są też malowidła i rzeźby przedstawiające Dziewięciu Bohaterów. To trzy triady legendarnych i historycznych postawi, uosabiające ideał średniowiecznego rycerstwa. Każdy chłopak starający się zostać rycerzem musiał ich znać. Co ważne, wszyscy Bohaterowie byli rycerzami, nie zaś potomkami królewskich rodów. W triadzie chrześcijan idealnych rycerzy znaleźli się Karol Wielki, król Artur i Gotfryd z Bouillon. Trzema poganami byli Juliusz Cezar, Hektor i król Aleksander Macedoński. Triadę żydowską tworzyli zaś król Dawid, Jozue i Juda Machabeusz. Niezależnie od triad, Bohaterowie zawsze byli przedstawiani razem - sztukę obrazującą Dziewięciu Bohaterów można dziś znaleźć głównie w Europie Zachodniej, przede wszystkim na terenie Francji i Niemiec.

Czternastowieczne przedstawienie Dziewięciu Bohaterów w Sali Hanzeatyckiej w ratuszu w Kolonii
 W magii dziewiątka to kompletność i spotęgowanie. W swojej wymowie jest bardzo podobna do trójki, bo dziewiątka to właśnie przede wszystkim trzy razy trzy. Napędzające się koło akcji i reakcji - cokolwiek zrobisz, wróci do ciebie po trzykroć, a to co otrzymasz po trzykroć oddajesz znów dziewięć razy. Dziewiątą sefirą Drzewa Życia jest Jesod, co wiąże dziewiątkę także z Księżycem (przecież i kształtem przypomina przybierający sierp). Triady łączą się w triady osiągając pełnię. Koło cyfr się toczy i po 9 znów mamy 0 - cykl zaczyna się od początku. 
Na koniec wpisu - roślina o pięknej nazwie - dziewięćsił
PS. Nie przegapcie kolejnych wpisów - na bieżąco tylko na fanpage Czarowniczego Bloga!

3 maja 2015

Politycznie

Już za chwilę w naszym pięknym kraju będziemy wybierać prezydenta, co jest ważnym wydarzeniem w naszej, dość jeszcze młodej demokracji. Dodatkowo niedługo będą również wybory parlamentarne, do tego za sobą mamy wybory do Europarlamentu i struktur samorządowych - choć równie dobrze możemy powiedzieć, że niedługo będą kolejne. Przy takim kalendarzu wyborczym można by powiedzieć, że w kraju panuje ciągła kampania wyborcza i, nie oszukujmy się, w dużej mierze tak jest.

Ilość nowości i wiadomości politycznych w serwisach społecznościowych zaczęła mnie ostatnio trochę przytłaczać. Widzę, jak moi znajomi różnych wyznań i pochodzenia angażują się, podając dalej linki i wklejając obrazki. To tylko w necie, za to telewizji czy radia już nie sposób włączyć i uniknąć przedwyborczej gorączki. A ja sobie stoję z boku, cicho i spokojnie, i sobie obserwuję. Nie dlatego, że mnie to nie obchodzi - wręcz przeciwnie. Dlatego się nie wtrącam.

Nie wiem, czy wy też tak macie, ale ja nie policzę, ile razy wkurzałam się, kiedy (niejednokrotnie niepytani o zdanie) księża wypowiadali się dla mediów o tym czy innym pomyśle polityków.
No właśnie... 
Jakoś tak się złożyło, że od kiedy zaczęłam funkcjonować w Internecie, na forach, blogach, od tego momentu już wypowiadałam się z perspektywy osoby zainteresowanej pewną religią. Ba! Teraz, kojarzenie mnie z Wicca musi być wielokrotnie silniejsze, po tym jak stałam się arcykapłanką. 
Arcykapłani katoliccy wypowiadają się politycznie w Polsce często i chętnie, a ich stanowisko jest utożsamiane ze stanowiskiem całej wspólnoty. W zasadzie tak powinno być w religii o tak hierarchicznej strukturze, z drugiej strony chętnie przypisujemy grupie poglądy jednostki z tej grupy. Nawet, jeśli jednostka ta jest po prostu głośna, a jej opinie - niereprezentatywne, to łatwiej nam wtedy zaszufladkować całą grupę i żyć dalej w świecie, który jest uporządkowany.

Ja uznałam, że się politycznie zaszufladkować nie dam. Jestem kapłanką, i to głównie w tej roli ludzie mnie widzą, kiedy wypowiadam się publicznie, więc wara mnie od głośnych opinii na temat polityki! Nie chcę nikomu nic wskazywać, agitować, proponować ani stanowić wzoru dla ludzi, którzy mogliby wpaść na pomysł naśladowania mnie w politycznych poglądach. 
Doprowadziłam się tym samym do paradoksu, bo okazało się, że jeśli nie wypowiadasz się o polityce publicznie, musi to oznaczać, że jesteś apolityczny, że nic cię to nie obchodzi. To totalnie nieprawda! Interesuje mnie polityka, politycy, ich opinie, prawa, które wprowadzają i to, jak głosują. Mam bardzo silne poglądy w sprawach polityki w wielu jej aspektach. Jak ktoś jest już bardzo ciekaw, to zdradzę tylko, że żadna z obecnych na szerokiej scenie propozycji nie odpowiada mi do końca. Natomiast moja zachowawczość i to, że staram się nie rozmawiać o polityce inaczej, niż w domu po obiedzie, stworzyła, zdaje się, nawet wśród moich znajomych, iluzję tu-mi-wisizmu w tych sprawach.

Iluzja ta kompletnie nie oddaje rzeczywistości i musicie wiedzieć, że na polityce, podobnie jak na wielu innych rzeczach, o których nie rozmawiam głośno, bardzo mi zależy. 

Więcej Wam już nie podpowiem. Po prostu uważam, że sojusz tronu z pentagramem byłby tak samo zły, jak sojusz tronu z ołtarzem krzyża.
Dlatego bardzo proszę - idźcie na wybory, skreślcie odpowiedniego kandydata/kę w zgodzie i spokoju swojego sumienia.

Bądźcie zadowoleni i dumni ze swojego oddanego głosu!

Ilustracja pochodzi z serwisu NowaRuda24.pl
PS. Nie zapomnijcie zajrzeć na fanpage Bloga Czarowniczego!