2 grudnia 2015

Zapraszam na Wiccanisko 2016

Zespół "Wiccańskiego Kręgu" serdecznie zaprasza wszystkich pełnoletnich zainteresowanych Wicca, inicjowanych i nieinicjowanych, a także sympatyków na nasz coroczny zjazd!

Zdjęcie ze strony Wiccański Krąg

Kiedy i gdzie?

Wiccanisko 2016 odbędzie się w dniach 25 - 28 sierpnia (od czwartku po południu, do południa w niedzielę). Poznamy niesamowicie magiczne i otwarte na ciekawych ludzi miejsce położone niedaleko Jeleniej Góry, miejsce, gdzie łąki i pola spotykają się ze sztuką alternatywną. (Dokładna lokalizacja wraz ze wszystkimi niezbędnymi informacjami zostaną przesłane uczestnikom Wiccaniska nieco później, gdyż, zgodnie z pradawnym zwyczajem, miejsca spotkań wiedźm objęte są tajemnicą... a poza tym nie chcemy zbędnego rozgłosu wśród niezainteresowanych tematem.)

Ekscytujący, nowy program

W programie Wiccaniska znajdą się między innymi Warsztaty Wicca Study Group, które wprowadzą w świat Wicca osoby raczkujące w temacie, potrzebujące informacji o Kole Roku, wiccańskich wierzeniach, inicjacji czy podstawach rytuału i magii. 
Nie zapominamy też o naszych starych znajomych, którzy chętnie dowiedzą się czegoś nowego. Dla nich będą między innymi: 
• Wykład, dyskusja oraz nauka interpretacji snów
• Warsztat o korespondencjach żywiołów, talizmany i amulety
• Wykład oraz dyskusja: "Czy dywinacja to Wicca czy bardziej ezoteryzm?"
• Warsztat o mocy kolorów, jaki wysyłają komunikat i jak na nas wpływają
• Czarowniczy bazarek na którym będzie można sprzedać i zakupić przeczytane książki czy magiczne rękodzieło
• Ludowe sposoby ochrony osób i mienia
• Magia a księżyc - czyli kiedy wykonywać jakie zaklęcia
• Dla fanów Terrego Pratcheta: "Jak Kapelusz Pełen Nieba i Babcia Weatherwax mogą nas przygotować na wiccańską naukę?"
• Dla fanow Tolkiena przygotowaliśmy rytuał eksperymentalny, skupiający się na symbolice Silmarilionu
• Na prośbę uczestników powtórzymy wykłady na temat hinduskich Bogów oraz "Mistycznym w symbolizmie pszczół w starożytności i w Wicca"*

W tym roku warsztatów będzie znacznie więcej. Oprócz nich odbędą się również pathworkingi, sezonowy rytuał, medytacje i ćwiczenia energetyczne związane z wiccańską praktyką.
W integracyjnej części będą gawędy i śpiewy przy ogniskach każdego wieczoru. Mamy nadzieje, że na jeden z nich uda się nam zorganizować dużą imprezę z ekstatycznym bębnieniem. 
Więcej informacji podamy już wkrótce.
*przedstawiony program może ulec zmianie

Gdzie można się wyspać?

Przygotowaliśmy dla was następujące możliwości zakwaterowania na miejscu, gdzie znajduje się ośrodek goszczący Wiccanisko 2016:

A) Za 250 zł zapewniamy 3 noclegi w dużej sali, na wygodnych materacach z pościelą, pełne wyżywienie (3 posiłki dziennie) - ok 20 miejsc 
B) Za 220 zł zapewniamy 3 noclegi w dużym namiocie na terenie ośrodka (śpiwór i materac/karimata we własnym zakresie), pełne wyżywienie - ok 15 miejsc 
C) Również za 220 zł zapewniamy 3 noclegi na polu namiotowym (namiot, śpiwór i materac/karimata we własnym zakresie), pełne wyżywienie 
D) Za 190 zł - opcja z noclegiem we własnym zakresie, zapewniamy pełne wyżywienie (Osobom wybierającym tę opcję prześlemy kilka propozycji, gdzie w okolicy naszego ośrodka można zarezerwować miejsce)

Wszystkie "własnej produkcji" posiłki wegetariańskie będą przygotowane z ekologicznych produktów wyhodowanych na lokalnej farmie.Jeśli nie możesz czegoś jeść (dieta wegańska, cukrzycowa, bezglutenowa, cierpisz na alergie pokarmowe), daj nam znać w zgłoszeniu. W razie konieczności możemy za symboliczną opłatą pomóc w dojeździe(szczegóły później).
Bardzo prosimy o przesyłanie zgłoszeń z wybraną opcją noclegu przesyłać na adres mailowy wiccanski-krag@wp.pl

Zwracamy się też prośbą o wpłacenie do końca bezzwrotnej zaliczki w wysokości 50 zł - wpłata ta zagwarantuje rezerwację miejsca na Wiccanisku 2016. Numer konta znajdziecie z mailu zwrotnym, odpowiadającym na Wasze zgłoszenie.

Kilka ważnych informacji na koniec...

Pamiętajcie proszę, że członkowie Wiccańskiego Kręgu nie pobierają żadnych opłat za prowadzenie warsztatów czy organizację zjazdu i nie mamy z tej imprezy żadnych materialnych zysków. Całą wpłatę przeznaczamy na rezerwację ośrodka i wyżywienie oraz na materiały niezbędne do dobrego przeprowadzenia warsztatów i rytuału.

Serdecznie zapraszamy do zapisów wszystkie pełnoletnie osoby zainteresowane lub sympatyzujące z Wicca i Czarostwem. (Osoby niepełnolenie! Jeśli chcecie wziąć udział w Wiccanisku 2016 proszę, o wstępny kontakt na mail).
 Więcej informacji o dotychczasowych edycjach naszych spotkań znajdziecie na stronie http://www.wiccanski-krag.com/spotkanie.html . Zachęcamy też do lektury artykułów z naszej "Biblioteczki" i "Kociołka Inspiracji" na http://wiccanski-krag.com/ oraz do odwiedzenia forum.

Serdecznie pozdrawiamy!
Blessed Be!
Redakcja Wiccańskiego Kręgu

... a poza oficjalnym ogłoszeniem

Niedługo będzie nowy post, w którym postaram się wyjaśnić, co się dzieje, że tak długo nie ma nowych wpisów. Mam nadzieję, że się zmieni to za czas jakiś, ale sami wiecie... czasem potrzebna jest priorytetyzacja.
Mam nadzieję, że nadal lubicie Blog Czarowniczy na Facebooku!

6 lipca 2015

Wiccanisko 2015

W końcu wróciłam i wypoczęłam, i jestem gotowa na napisanie podsumowania tegorocznego Wiccaniska, które odbyło się w tym roku w dniach 3-5 lipca. Wypoczynku potrzeba było sporo, bo pracy było sporo, a i podróż była długa. Wyjechaliśmy wraz z ekipą "wesołego autobusu" z Warszawy już o 6 rano, by na Farmę Martynika w Jaroszówce dotrzeć dopiero po 15:00. 

Po chwili odsapnięcia już biegłam na swój pierwszy wykład - opowiadałam na temat wiccańskiego rytuału. Wieczorkiem zaś, niejako jako wstęp do imprezy, opowieści i dyskusję o ludowym czarownictwie poprowadził Verm (polecam przy okazji jego bloga, gdzie można wyczytać wiele ciekawostek na ten temat)

Najwięcej pracy czekało mnie w sobotę. Agni, która miała być gościem honorowym, ale i prelegentką, z dnia na dzień i na krótko przed imprezą rozchorowała się, przejęłam więc jej wykład i warsztat (w końcu ktoś musiał). Wtedy okazało się, że na Wiccanisku mam najwięcej programu do zrealizowania - ale co to dla mnie ;) Po śniadaniu czytałam przygotowany przez Agni wykład o pszczołach w magii, religii i ich znaczeniu dla Wicca. Wykład był dość długi, ale na szczęście ukaże się niedługo na stronie Wiccańskiego Kręgu w postaci artykułu, więc zaglądajcie na nią raz po raz. Równolegle Arek prowadził wykład i dyskusję o wiccańskich wierzeniach - część programu WSG. Następnym warsztatem, będącym częścią Wicca Study Group był wykład na temat wiccańskich inicjacji. Równolegle odbyła się dyskusja na temat Wicca ateistycznej. Nie mogłam niestety na niej być, skoro mówiłam o inicjacjach, a bardzo żałuję. Padały na niej ponoć ciekawe pomysły i wnioski, słyszałam, że wzbudziła ona kontrowersje, ale i zachwyt uczestników.

Po obiedzie odbyły się warsztaty praktyczne - z run, sigili, oraz magii i energii w Wicca. Wieczorem zebraliśmy się na rytuał Midsummer. Oczywiście pojawiły się drobne wpadki, ale generalnie wypadł on całkiem dobrze. Punktem kulminacyjnym rytuału była krótka inscenizacja, przedstawiająca bitwę między Królem Dębu i Królem Ostrokrzewu oraz koronację zwycięzcy pojedynku. Słyszałam, że ten moment rytu bardzo się podobał. Szkoda, że musieliśmy kończyć rytuał tak szybko, ale czekał nas jeszcze jeden fascynujący punkt programu - przygotowane przez Nefre, Vivien i Piotra opowieści o najważniejszych osobach w naszej wiccańskiej historii. Dzień zakończył się imprezą przy ognisku, która trwała do białego rana.

Cała impreza zakończyła się w niedzielę. Nefre poprowadziła opowieść o wiccańskim Kole Roku, pomagając nam prześledzić historię Słonecznego Boga opowiedzianą w ośmiu sabatach - naszych świętach. Równolegle Arek przybliżył uczestnikom Wiccaniska fascynujący świat hinduskich mitów.

Dziękuję pięknie Marcie i Matkowi oraz reszcie gospodarzy z Farmy Martynika za gościnę w tym przeuroczym zakątku, jak również organizatorkom - Mojmirze i Driadzie - za wysiłek, który zaowocował tym spotkaniem (jak również wcześniej odbywającymi się Luminatami). Dzięki też wszystkim prelegentom i prowadzącym warsztaty, żałuję, że nie udało mi się  przyjść na wszystkie punkty programu, ale niestety, nie umiem się jeszcze rozdwoić. W tym miejscu pozdrowienia przekazuję przede wszystkim Nefre i Arkowi oraz Vivien i Piotrowi, za współprowadzenie warsztatów z programu Wicca Study Group.
Szczególnie dziękuję osobom, które pomagały i wzięły czynny udział w naszym rytuale Midsummer - przede wszystkim naszym pięknym Białemu Bogu i Czarnemu Bogu oraz Zielonej Bogini (czyli Toporowi, Piratowi i Nefre) za ten mistyczny teatr, dzięki któremu pojedynek Światła i Ciemności stał się również naszym udziałem. Byliście wspaniali!

Mam nadzieję, że zobaczymy się wszyscy niedługo ponownie, oby było nas jeszcze więcej i oby na kolejną imprezę wszyscy zaproszeni goście dotarli bez problemu. Niechaj wiedza o Wicca dalej rozwija się w Polsce i niechaj magia rośnie w siłę! Do zobaczenia na kolejnych spotkaniach, warsztatach i wyjazdach! Widzimy się już niedługo!


PS. Następne spotkanie będzie na przykład 25 lipca w Warszawie w ramach Wiccańskiego Kręgu Doświadczeń - śledźcie informacje na Facebooku i forum WK. Zapraszam serdecznie!

PPS. Zapraszam też oczywiście do śledzenia strony Bloga Czarowniczego na Facebooku!

2 lipca 2015

Wakacyjna nie-całkiem-przerwa


Pewnie zauważyliście, że ostatnie wpisy pojawiały się w ciut dłuższych odstępach czasu, niż to bywało wiosną. Przyznaję, że byłam w tym miesiącu bardziej zakręcona, niż jeszcze do niedawna, ale to nic, już się porządkuję, systematyzuję i odkręcam.

Nastał w końcu czas lata i, choć w mojej etatowej robocie biurowej jest to (jak w każdej takiej firmie) okres wakacyjno - urlopowy, to lato zwykle okazuje się być dla mnie czasem wzmożonej pracy wiccańskiej i czarowniczej. W przeciwieństwie do listopadowego "Czasu Niczyjego", lato to mój czas największej aktywności i produktywności, więc chcę je jak najlepiej wykorzystać. Poza tym zwykle to na wakacje wypadają mi warsztaty i konferencje, w których zwykle uczestniczę aktywnie.

Z tych właśnie powodów Przez najbliższe dwa miesiące będzie mnie na blogu trochę mniej. Będę oczywiście publikować, ale rzadziej, niż wiosną. Chcę skupić się trochę bardziej na moich innych czarowniczych projektach. Chciałabym też część czasu normalnie poświęcanego na pisanie przeznaczyć na doprowadzenie bloga do porządku. Trzeba by było nadać mu trochę bardziej współczesnego i, powiedzmy sobie szczerze, profesjonalnego wyglądu. Co pewnie zajmie całe wieki, bo ja nie za bardzo umiem internety i htmle, ale spokojnie, krok po kroczku (a przy okazji - jak ktoś chciałby pomóc, to się nie obrażę). Nie zdziwcie się więc, jeśli któregoś popołudnia wejdziecie na Blog Czarowniczy i zobaczycie, że jakoś dziwacznie wygląda.

Poza tym mam też plany odnośnie warsztatów - już bardziej jesienno-zimowe, ale to się jeszcze okaże, czy będę te plany wcielać w życie. Na razie zostawmy to jako niespodziankę. Takich niespodzianek w przygotowaniu mam więcej niż jedną, ale rzeczone przygotowania zajmują wieki, więc proszę o cierpliwość i wyrozumiałość.

Póki co zapraszam do odwiedzania bloga i śledzenia zmian, jakie się będą na nim dokonywać. Zachęcam też do polubienia facebookowej strony "Czarowniczo" i wpadania na spotkania Wiccańskiego Kręgu Doświadczeń w Warszawie.
No i do napisania w poniedziałek, w relacji z Wiccaniska!

29 czerwca 2015

Za miotłę i jeszcze dalej!

Nie chcę, żebyście mi zarzucili, że umyślnie recenzuję tylko starocie, bo tak nie jest. Nie chcę też, żebyście myśleli, że recenzuję tylko złe książki. To też nie do końca prawda - po prostu zdecydowałam się, że będę recenzować tylko te książki, które ukazały się po polsku, a nasz "wiccański rynek wydawniczy" wygląda niestety tak, jak wygląda. Poza tym nie przeczę, że to prawda czasem poczytać coś zabawnego. Dzisiaj jednak weźmiemy na warsztat książkę wydaną niedawno (w 2012 roku) i to książkę bardzo dobrą. Przeczytałam bowiem w końcu "Poza miotłą" Morgany, w tłumaczeniu Enenny i Morven.

 
Napisanie, że książka była niedawno wydana po polsku to dość uczciwa, ale być może trochę myląca informacja. Jej treść ukazała się po raz pierwszy już w 1980 roku, jako seria artykułów po angielsku na łamach "Wiccan Rede" - czasopisma wydawanego przez Międzynarodową Federację Pogańską (której Morgana jest koordynatorką od wielu lat). W formie książkowej zaś po raz pierwszy ukazała się po holendersku w 1982. Szkoda, że musieliśmy czekać na jej ukazanie się po polsku aż 30 lat! Na szczęście treść nie straciła na aktualności.

Zanim jednak przejdziemy do treści, zerknijmy na formę. Urocza okładka nie różni wcale od oryginału - tak jest z resztą we wszystkich tłumaczonych wydaniach (a trochę ich jest, od Włoch po Skandynawię, ostatnio ukazała się wersja rosyjska). Niestety, okładka ta zasłynęła z... błędu, który się na niej znajduje. "Rozmyślania o filozofi i wicca" zamiast "filozofii wicca" nie wyglądają dobrze. Z bólem stwierdziłam, że nie tylko na okładce się to zdarzyło. Wstęp (zakładam, że od tłumaczek) nie jest podpisany, a szkoda. W całym tekście jest sporo literówek, cudzysłowie pisane na różne sposoby (po "polsku", po "angielsku"), lista "Dalsze lektury" w połowie zmienia czcionkę, niekonsekwencja jest też w samym zapisie słowa "Wicca", bo raz jest pisane ono wielką, a raz małą literą. Sporo też jednoliterowych spójników i przyimków na końcach wierszy. Nie zrozumcie mnie źle - tłumaczki zrobiły dobrą robotę. Ale takie rzeczy powinny być wyeliminowane podczas korekty - trochę szkoda.

Na pierwszej stronie, zaraz za stroną przedtytułową, pojawia się informacja, czym jest ta "Stara Religia", o której będzie w książce. Osobiście mam ambiwalentny stosunek do tego określenia, ale to tylko moja fanaberia. Sam tekst, choć ma tylko stroniczkę, podaje w pigułce, kim są czarownice i co robią. Świetna robota.

Przed wstępem (w domyśle - od tłumaczek) pojawia się reklama czasopisma "Trzy kolory". Mojego wewnętrznego estetę to zabolało, ale możliwe, że znów się czepiam (wiecie przecież, że jestem czepialska). Wstęp wspomina czym jest Wicca, opowiada też trochę o autorce. Fajnym elementem jest to, gdzie pada wyjaśnienie o czym jest to książka. Że faktycznie stosunkowo łatwo się dowiedzieć jakie Sabaty świętują wiccanie i jakich narzędzi używają, ale sięgnąć do filozofii i mądrości arcykapłanki z wieloletnim stażem nie jest tak prosto. 

Dalej mamy już teksty samej Morgany. We wprowadzeniu pisze ona o tym, co w dzisiejszym świecie może popchnąć ludzi do duchowych poszukiwań. Zwraca uwagę, że ludzie nie tylko liczą w życiu na "ilość", ale też coraz częściej na "jakość", nawet jeśli trzeba na tę jakość ciężko pracować. Bardzo ważne, moim zdaniem, jest wspomnienie o indywidualizmie i różnych interpretacjach samej Wicca przez różnych wiccan. Dobrze jest wskazywać na to i pamiętać, by nie trzymać się kurczowo jednej opinii. Jak pisze autorka: "Jest tak wiele 'wyjątków od reguły', że zaczynamy się zastanawiać, czy 'reguła' w ogóle istnieje". Wspomina również o konieczności zwrócenia uwagi na naturalne rytmy, które istnieją w przyrodzie.

Kolejny rozdział, "Przeciwieństwa", jest króciutki, ale moim zdaniem kluczowy do zrozumienia Wicca. Polecam gorąco wszystkim, którzy mają problem z ogarnięciem o co chodzi w tej "męskości i żeńskości" oraz "biegunowości" w Wicca. Nie chodzi bowiem o "(...) całkowitą dualność, ale ideę dwu-w-jednym". Morgana wykazuje w nim, że "(...)bieguny męski i żeński niekoniecznie odnoszą się do mężczyzny i kobiety jako osobnych fizycznych bytów".

Kolejny rozdział poświęcony jest Bogini i stanowi niejako wstęp do kolejnych rozdziałów, odpowiednio o Pannie, Matce i Starusze. Tutaj autorka przechodzi od biegunowości do cykliczności i pokazuje związek między nimi. Jedyne moje zastrzeżenie - nie porównywałabym jednak Matron z Nornami czy Mojrami, bo to jednak ciut co innego... Pojawia się za to świetny przykład pszczół jako społeczeństwa matriarchalnego. Znajdziemy w tym rozdziale również informację o Kabalistycznym Drzewie Życia i jego żeńskim i męskim filarze.

Rozdział dotyczący Panny ma niewiele ponad dwie strony. Szkoda, że tak mało! Morgana wspomina w nim o Dianie i Amazonkach - mitologicznych dziewicach, które odrzuciły małżeństwo , by pozostać dzikie, ale też niezaangażowane. Rozdział o Matce zawiera więcej informacji. Autorka pisze w nim między innymi o związku między Panną a Matką, wspomina też o misteriach eleuzyjskich. Opisuje też mit o Korze i Demeter z psychologicznej płaszczyzny, jako transformację Kory z Panny w Matkę, niesłychanie ciekawy punkt widzenia. Na koniec wspomina również o chrześcijańskim kulcie Boskiej Matki, "Gwiazdy Morza" (co jest też przydomkiem Izydy), który również w tej religii pełni ważną rolę. Starucha natomiast jest opisana dość mrocznie, jako stara, mądra kobieta, świadoma swego schyłku, ale nie potrzebująca już zbytków - jest bogata swoją mądrością, wiedzą i intuicją.

Dalej mamy rozdział dotyczący Boga w Wicca. Morgana bardzo podkreśla, że mimo różnic dzielących Boga i Boginię (ona daje kształt bezkształtnej sile), to są równorzędnymi i tak samo ważnymi partnerami. "Także w Rzemiośle Boginię i Boga należy uważać za parę; żadne nie jest ważniejsze od drugiego, skoro jedno nie może istnieć bez drugiego". Sporo miejsca poświęca rogom, jako symbolowi siły i połączenia ze światem duchowym. Porusza przy tym kwestię rogatych hełmów wikingów (zwalmy to na lata 80te...) i pióropuszy. Porównuje energię Boga nie tylko do Słońca, co jest znaną i dość oczywistą przenośnią, ale też do siły Ognia, przytaczając mit o Prometeuszu. Dalej wspomina drugi męski żywioł - Powietrze, związane ze Słowem, intelektem i logiką. Opisuje też greckiego Pana jako boga płodności i natury.

Kolejny rozdział opisuje cztery żywioły - jaki jest ich charakter oraz jaki pierwiastek reprezentują. Zaczyna od Ziemi, wiążąc ją z materializmem, kształtem, podkreśla jej stabilność. Dalej pisze o Wodzie, jej związku z sefirą Binah i kielichem, symbolizującym morze i łono. Woda jest, pisze autorka "czysta jak duch". Następnie pojawia się Ogień z jego funkcją przemiany, transformacji, pokazany jest też jego związek z krwią i Słońcem. Ostatnie jest Powietrze, łączące nas ze wszystkimi żywymi istotami. Ważny jest też jego związek z intelektem. Nie wiem, czy sama opisałabym żywioły w tej kolejności w ten sposób, jednak z pewnością ma to sens i ekscytująco było przeczytać tę analizę.

Rozdział pt. "W praktyce" zaczyna się od rozważania czym jest "powrót do natury" i jak naprawdę chcielibyśmy, by wyglądał. Morgana wspomina też o zasadach, które są wspólne dla wielu wiccan, opisując swoje ich interpretacje. Trochę szkoda, że "wiccańska rada" występuje w wersji "rób co chcesz, kiedy nie krzywdzisz nikogo", zamiast "czyń swoją wolę" - zabiera to jedną z warstw interpretacyjnych, gdzie możemy przeciwstawić wolę "chceniu" ("will" i "want"), ale w zasadzie o takim możliwym spojrzeniu autorka nie pisze, opisując za to najważniejszą lekcję płynącą z rady - dotyczącą tolerancji i umiejętnej pomocy. Sporo poświęca też reinkarnacji i cyklowi słonecznemu, gdzie wspomina o Sabatach. Opowiada też, jak poganie odnajdują się we współczesnym świecie, wyjaśniając, że ów powrót do natury nie musi oznaczać powrotu do przeszłości.

Potem mamy już tylko epilog. Morgana wspomina w nim krótko historię Wicca, opisuje jej strukturę, częstotliwość spotkań i metody pracy kowenów. Pod koniec książki znajdują się załączniki - bibliografia, polecane adresy, czasopisma i strony internetowe. Co do tego ostatniego mam mieszane uczucia, by w drukowanej książce polecać "internety". Sama co prawda zawsze powtarzam, że na niejednej stronie są informacje lepsze niż w niejednej książce, ale tu jest pewien haczyk - trzeba być na bieżąco. Pojawia się bowiem w tych polecanych stronach między innymi strona Polskiej Sekcji Międzynarodowej Federacji Pogańskiej - i bardzo pięknie, tylko ostatnia aktualizacja zaprasza na Ogólnopolski Zjazd Rodzimowierczy w sierpniu... 2013 roku. Całość kończy się sugestią dalszych lektur i notą biograficzną autorki.

Podsumowując 5,5/6
Wiem, że to niekonsekwencja tworzyć sobie skalę, żeby ją dzielić na połówki, ale nie wymyślę inaczej. Zdecydowanie najlepsza książka o Wicca, jaką czytałam po polsku i nie słyszałam, żeby ktokolwiek twierdził co innego. Musiałam ściąć trochę z oceny za wydawnicze koszmarki (korekta!), ale treść fantastyczna, a tłumaczenie - rzetelne. Aż chciałoby się, by niektóre rozdziały były ciut bardziej rozbudowane. Książka nadaje się na lekturę zarówno dla kogoś, kto tylko liznął temat Wicca, jak i dla osób szukających nowego punktu widzenia i faktycznie chcących sięgnąć do filozofii, a nie tylko instrukcji, jaki kolor ma rękojeść athame. Sama Morgana jest z resztą przesympatyczną, ciepłą i inteligentną osobą, a czytanie właśnie jej punktu widzenia, popartego dziesiątkami lat doświadczenia w Wicca, jest czystą przyjemnością - "Poza miotłą" można na prawdę polecać z czystym sumieniem. Jedynym jej minusem jest to, że ta przyjemność tak szybko się kończy!

22 czerwca 2015

Szczęśliwa siódemka

Monogram Chrystiana VII (wszystkie ilustracje z Wikimedia Commons)
 W końcu nadszedł czas na kolejny z serii wpis o magii liczb - tym razem przyjrzymy się siódemce.
Wpis dedykuję Arkowi.
 
Najprawdopodobniej siódemka była uważana za ważną już w prehistorii. Za przykład może tu posłużyć malowidło ścienne z Lascaux, na którym na głowę konia naciera siedem wielkich byków. Zbudowany 5 tysięcy lat temu ziggurat babiloński o nazwie Etementaki miał siedem kondygnacji, podobnie jak Silbury Hill w Anglii czy piramida Dżosera w Egipcie, które są niewiele od zigguratu młodsze.


Jeden z możliwych modeli Etementaki
Pierwszym ludem, co do którego mamy pewność, że przypisywali siódemce wielką rolę, byli Sumerowie. Czcili oni siedmiu Bogów Anunnaki oraz siedmiu Bogów Losu, znali siedem wielkich wiatrów, siedem gwiazdozbiorów i tyle samo złych demonów. Sławili siedem imion Isztar, a do sumeryjskich podziemi prowadziła droga przechodząca przez siedem bram. Siódemka pojawia się z resztą często w sztuce sumeryjskiej - znane są przedstawienia dłoni z siedmioma palcami czy siedmiogłowe węże, w literaturze zaś powstało określenie "za siedmioma górami" - czyli bardzo daleko.

Persowie, podobnie z resztą jak Sumerowie, również dzielili świat na siedem sfer a ziemię - na siedem części. Wierzono, że odbyło się siedem walk między Ormuzdem a Arymanem. Do legendy przeszła też informacja, że Zaratusztra zginął mając 77 lat. Z resztą według zaratusztrianizmu ludzkość miała pojawić się na ziemi w siódmym tysiącleciu od założenia świata, zaś siódme tysiąclecie dziejów ludzi będzie pierwszym z nowej, niekończącej się epoki dobra. 

Płaskorzeźba przedstawiająca Ormuzda (Ahura-Mazdę)
Ważną rolę siódemka jako symbol odgrywała również w Indiach. Według jednego z hymnów Rygwedy Suria (czyli Słońce) podróżuje po nieboskłonie powozem, do którego zaprzęgnięto siedem koni. Znana jest też historia o tym, jak Bóg grzmotu, Indra, zabijając smoka Writrę i wypuszcza z jego ciała siedem rzek. Z kolei do ust Waruny - Boga nieba i wody, siedem rzek wpływa, dzięki czemu nigdy nie wyschną. Inny znany z religii wedyjskiej Bóg - Agni, identyfikowany z ogniem, przedstawiany był często z siedmioma ognistymi językami. Hinduską tradycją jest również "siedmio-krokowy" ślub - młodzi musieli się chwycić za ręce i zrobić razem siedem kroków. W Indiach jednak większą rolę miała dziewiątka, uznawana za przeciwieństwo siódemki.

Ciekawą sytuację widzimy w Grecji, gdzie symbolika liczb była w dużej mierze zależna od regionu. Wiemy, że w całej Grecji występowały boskie rodzeństwa w liczbie siedmiu (podobnie jak w przypadku rodzin składających się z trzech członków). Znanych jest nam więc siedem Plejad, siedmiu synów Heliosa, siedmiu synów i córek Niobe. Siedem młodych dziewcząt i siedmiu młodzieńców domagał się jako ofiary Minotaur każdego roku. Grecy znali też siedem cudów świata.
Szczególnie ważna siódemka była w Tebach. Wieszcz pochodzący z tego miasta - Terezjasz, miał ponoć żyć aż siedem pokoleń. W wyprawie Siedmiu przeciw Tebom każdy wojownik bronił jednej z siedmiu bram. Wierzono też, że siedmiu wygnańców z Teb wyzwoliło miasto spod okupacji Sparty. Co ciekawe - w niektórych regionach Grecji wyróżniano siedem Hesperyd i siedem Muz.

Siostry "Plejady" na obrazie Elihu Veddera
Siódemka była ważna także dla Rzymian - uważano ją za symbol miasta Rzym. Legenda głosi, że założono je na siedmiu wzgórzach (choć w rzeczywistości prawdopodobnie było ich więcej), a rzymską poezję zapisywano heptametrem. 

To oczywiście nie wyczerpuje listy siódemek w kulturze i religii. Pojawiają się one często np. w wierzeniach ludów Wschodniej i Zachodniej Afryki. W Starożytnym Egipcie była to liczba prawdopodobnie związana z Ozyrysem i mumifikacją. Ciało Boga pocięto na 14 części, a proces mumifikacji w którym, według zapisów, używano siedmiu olejów, trwał 70 dni. W Japonii znanych jest Siedmiu Bogów Szczęścia, w Chinach zaś - kojarzy się z kultem zmarłych lub z tradycyjną astronomią, w której wyróżniano siedem ważniejszych gwiazd. Niektóre wersje irlandzkiej legendy o Cuchulainnie mówią, że bohater ten miał po 7 palców u rąk i nóg, pierwszy raz zaś trzymał w ręce broń w wieku siedmiu lat. W wielu kulturach wierzy się, że siódmy syn siódmego syna może stać się wilkołakiem lub wampirem, w innych - przeciwnie, miałby być uzdrowicielem i magiem. W Islamie wspomina się o tym, że niebo, piekło i ziemia składają się z siedmiu warstw każde.

Siedmiu japońskich Bogów Szczęścia
Symbolika siódemki najmocniej jest widoczna w Biblii. W Starym Testamencie siedem jest wręcz liczbą świętą. Słowo "siedem" pochodzi z tego samego źródła co słowa "przysięga" czy "pełnia. Siódemka to w hebrajskim również to samo co "tydzień", czasem nawet może być to dowolny odcinek czasu, składający się z siedmiu odcinków. Czasem, ze względu na brak samogłosek w większości Starego Testamentu, trudno stwierdzić, o jakie określenie dokładnie chodzi.
Siódemka oznacza w tym wypadku pełnię, jakiś doprowadzony do końca etap, wręcz epokę (stąd opisywanie powstania świata w siedem dni - sześć dni stworzenia i jeden na boski odpoczynek). W wielu miejscach w Biblii siódemka oznacza również mnogość, powtarzanie czegoś po wielokroć. Aby jeszcze bardziej podkreślić to symboliczne znaczenie wielości, pełni i doskonałości, stosuje się wielokrotności, takie jak siedemdziesiąt czy siedemdziesiąt siedem, jak w jednym z bardziej znanych fragmentów Ewangelii wg św. Mateusza:

Wtedy Piotr zbliżył się do Niego i zapytał: "Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?" Jezus mu odrzekł: "Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy". (Mt 8, 21-22)
Siódemka w Biblii wysuwa się najbardziej na pierwszy w plan w Apokalipsie. Wiele symboli występuje po siedemkroć - świeczniki, anioły, gwiazdy, głowy Smoków i Bestii, trąby i tak dalej i tak dalej... Siedem razy występują też otchłań i Szatan. 
W katechizmie katolickim znajdziemy również wiele siódemek - dary Ducha Świętego, uczynki miłosierne względem duszy i ciała, grzechy główne... tu również można by długo wymieniać.


W magii ze względu na swoją symbolikę (głównie biblijną, lecz nie tylko) siódemka może być uważana za swego rodzaju dopełnienie trójki. O ile trójka jest zwielokrotnieniem i zwiększeniem mocy, o tyle powtórzenie jakiegoś zaklęcia czy gestu siedem razy, jest nie tylko jego dopełnieniem, ale również zamknięciem, zakończeniem. To co wykonane siedem razy - już się domknęło, dokonało. Analizując subtelnie inny odcień znaczenia trójki i siódemki wydaje się, że powtarzanie czynności czy rytualnego gestu trzy razy byłoby spotęgowaniem go, więc pewnie najchętniej będzie używane podczas przyciągania czegoś bądź osiągnięcia w czymś sukcesu. Z drugiej strony siódemka, jako zamknięcie pewnej całości, może pojawić się raczej w rytuałach zamknięcia jakiegoś rozdziału, podziękowania Bogom, za otrzymane dary, podsumowanie jakiegoś rozdziału w naszym życiu.

Oby było to zamykanie tylko dobrych, pełnych obfitości rozdziałów.
Niech siódemka przyniesie Wam szczęście!

PS. Jak zwykle - zapraszam do polubienia Bloga Czarowniczego na Facebooku!

10 czerwca 2015

Mamą być - odhaczone z listy


W polskich internetach w najlepsze trwa burza guano po publikacji najnowszego spotu Fundacji Mamy i Taty. Chyba każdy, kto nie zakopał się w ciemnej i głębokiej ziemnej jamie już go widział, a przynajmniej o nim słyszał, ale wspomnę o nim - tak dla porządku we wpisie. Otóż widzimy młodą, piękną kobietę, która tak długo zwlekała z zajściem w ciążę, że teraz już dla niej za późno. Wiemy, że ma wyremontowaną willę ze szkła, dobrą pracę, udaną karierę, podróżowała do Paryża i Tokio, ale "nie zdążyła zostać mamą".

Mniej-więcej taki był szklany dom w spocie. Dobrze, że nie próbowali jeszcze pokazać Paryża i Tokio.

Za późno przed czterdziestką

Ilość absurdów w tym spocie jest tak spiętrzona, że aż trudno zdecydować w co wpierw ręce włożyć. Po pierwsze sama fundacja i jej kampanie są kontrowersyjne, opierające się na jedyniesłuszności poglądów i dziwnych interpretacjach fałszywie dowiedzionych statystyk (Nie, droga Fundacjo! Żonaci mężczyźni nie żyją dłużej, bo są żonaci i działa na nich magiczna moc sakramentu, tylko dlatego, że kobiety wybierają facetów o "zdrowszych" genach, a poza tym we dwoje łatwiej o siebie dbać). Inna sprawa to to, że nie widać na horyzoncie bliższym ani dalszym żadnego żałującego niedoszłego Taty. Samej też się ponoć da, nawet taki fajny film o tym nakręcili w 1983, ale generalnie model, zwłaszcza jedyniesłuszny, na którym powinna się chyba Fundacja skupiać jest zgoła inny. Po trzecie - pani ze spotu ewidentnie ma problem medyczny (i to od jakiegoś czasu), który jej uniemożliwia posiadanie dzieci, skoro jest młoda, ładna, bogata, dobrze odżywiona i jak znajdzie Tatę/zdecyduje się na seksmisję, to jeszcze się załapie na Kartę Dużej Rodziny.

O takim maleństwie marzy Mama ze spotu, chociaż w spocie nie ma Taty... ciekawe...

Rzeczywistość uciekła spod nóg

Nic dziwnego, że poszedł hejt, jak Polska długa i szeroka, że spot do niczego się nie nadaje.
Bo to nie ma żadnego biologicznego sensu.
Bo to nie ma sensu ekonomicznego, bo znakomita większość par odwleka decyzję o posiadaniu dziecka nie dlatego, że robi karierę dla frajdy, ale robi pseudo-korpo-karierę, żeby mieć co włożyć do gara. Albo w ogóle pracuje na kasie, sprząta, albo wydzwania z call-center na "śmieciówce".
Bo nawet jeśli ktoś jest bogaty i lata do Tokio, to jego wyłączny interes. I to, jak się kto spełnia w życiu nie zależy od bycia rodzicem.
W końcu - bo nasz piękny kraj aż pęka w szwach od odpowiedzialnych, dojrzałych i mądrych kandydatów na ojców, którzy nie zwieją zaraz po poczęciu, a nawet jeśli - będą grzecznie płacić alimenty... jaaasne...

Wydaje mi się tylko, że jedna rzecz została pominięta w tej całej dyskusji. Cichy, niepozorny, w zasadzie nawet niedoszły bohater z drugiego planu spotu.
Dziecko.

"Płaczę, bo o mnie zapomnieliście!"

Chyba kogoś zostawiliśmy w tyle

Serio, kochana Fundacjo?! Przyrównujecie zostanie mamą do 8-godzinnego dnia pracy? Do szklanego domku? Do wycieczki do Paryża? Mamą się nie zostaje ot tak. Mamą się zostaje na zawsze. Do końca życia. Forever.  Pewna mądra osoba mówiła mi kiedyś: "Mówią, że 5 minut przyjemności a potem 9 miesięcy męczenia się, ale to nie prawda. Ciąża i poród mijają szybko, ale dziecko jest już do samego końca".
Nie można sobie ot tak, w biegu codziennego życia zdążyć być mamą, między zdążeniem na pociąg a zdążeniem po paczkę. Dziecko to ogromna odpowiedzialność i tylko nieliczni ludzie są dość uczciwi sami z sobą, żeby stanąć przed lustrem i zapytać sami siebie, czy w ogóle mają do tego dość cierpliwości, sił, motywacji, szacunku, dumy i pokory, by być rodzicami - i szalenie cenię takich ludzi, którzy zadali sobie trud takiej rozmowy, niezależnie od jej wyniku. 

Charmander, Pikachu, Piotruś...

Poza tym dzieci się nie ma dla "mania". Nie zostaje się mamą, by "być". Tak samo jak nie zostaje się excusez-moi, właścicielem psa, dla mania psa i bycia jego panią/panem. A przynajmniej nie tylko dlatego. Kiedy sprowadza się na tę świat kolejną istotę, to nie po to, żebyśmy czuli samozadowolenie z jej posiadania. Jesteśmy przede wszystkim dla niej i ciąży na nas za nie ogromna odpowiedzialność. Nie rodzi się dzieci, by sobie "byciować mamowanie", ale dla samych dzieci. I wszystko powinno się robić dla nich. Opiekować się nimi i troszczyć o nie. Dbać o ich wychowanie, o ich szczęście, o ich zaradność życiową, o ich zdrowie. Po to się ma dzieci, żeby to one były szczęśliwe. Jeśli nie potrafisz dać szczęścia drugiemu człowiekowi - kumplom i przyjaciołom, rodzicom, partnerom - to nie nadajesz się na rodzica.

Ten spot to całe zostanie mamą traktuje jak kolekcjonowanie znaczków, albo zbieranie pokemonów. A zostanę se matką, mam na liście akurat. Tak między szklanym domem a Tokio. A przecież to chyba nie o to chodzi, żeby bycie mamą było na "uff, zdążyłam", odhaczone. Bo lista musi być kompletna. Przynajmniej mam nadzieję, że nie o to chodziło.


Załapałaś wszystkie? Nie? Przegrywasz życie!

A ty, Piękna, Młoda, Dobrze Odżywiona Kobieto ze spotu! Znajdź dobrego partnera, dobrą klinikę lub agencję adopcyjną i zostań matką, jeśli myśl o byciu matką wywołuje u Ciebie łzy. Wypełnij swój szklany dom tupotem małych nóżek i zabierz dzieci do Tokio. Na prawdę zdążysz.

Chyba, że nie potrafisz dawać szczęścia, nie ma w Tobie cierpliwości ani miłości, nie chcesz odpowiedzialności za drugą istotę.
Wtedy może lepiej wybuduj drugi dom.



PS. Informacje o kolejnych wpisach, zawsze na bieżąco na fanpage Czarowniczego Bloga!

7 czerwca 2015

Kurs dobrego samopoczucia

Dobrze, już, dobrze... Wiem, że zbierałam się do tego całe wieki, ale w końcu jest i oddaję do rąk Waszych recenzję kolejnego klasyka, który zawitał do Polski na początku lat dwutysięcznych. Znam osoby, które odbyły cały, opisany w książce kurs, ba, znam i takich, którzy bardzo go sobie chwalili. Mnie jakoś nie podpasował, ale po kolei...
Zajrzymy dzisiaj do książki o monstrualnie wielkim tytule: "Zostań Boginią - Przewodnik po celtyckiej mądrości i zaklęciach, aby leczyć, doświadczyć szczęścia oraz radości seksu", której autorką jest Francesca de Grandis. Tłumaczenie autorstwa Bogny Olkuszewicz ukazało się u nas nakładem Studia Astropsychologii.

Niestety, w wydaniu Polskim znów mamy przykład straszenia okładką. W 2002 roku nadal panowała tu estetyka wczesnych lat 90tych, kiedy na okładce próbowano upchnąć wszystko na raz. Tłumaczenie jest niezłe. Co ciekawe, słowo "wicca" pojawia się w formie oryginalnej, ale "wikkanie" czy "wikkański" jest już pisane inaczej. Ponadto pojawia się parę kwiatków typu "manna", która kojarzy mi się głównie z kaszą, a miała chyba być "mana". Są i rzeczy, których nie dostrzegła korekta, typu "szamanowie".

 

Książka zaczyna się od fragmentu "Dziennika magiczki" - jest bardzo poetycki i bardzo patetyczny. Dla mnie zdecydowanie przepatetyzowany, ale chyba taki miał być, dać nam smak czy też klimat jak to jest być Faerie. Chyba. Znaczenie tego tekstu dla całej książki jest dla mnie niejasne.
Jeszcze we wstępie dowiadujemy się, że, niestety, ale o Tradycyjnej Wicca nic się z niej nie dowiemy, a do tego panuje w niej niezły bałagan. Autorka informuje nas na przykład, że "Tradycja Wróżek jest dziedziną wikkańską" - nie, nie jest. Tradycja Feri to zupełnie odrębna, równoległa do Wicca tradycja, stworzona przez Victora i Corę Andersonów, których autorka w swej książce wspomina i cytuje wielokrotnie. Trzeba natomiast pamiętać, że w USA każde czarostwo bywa nazywane Wicca - stąd takie stwierdzenie. 

Można by zgadywać, że autorka będzie pisała zatem o Tradycji Feri, w której odebrała inicjacje i szkolenie od Andersonów. Też nie! Zdecydowała się na opisanie swojego autorskiego programu zwanego "Trzecia Droga" stworzonego na bazie jej różnych doświadczeń. Jak szybko jesteśmy uprzedzani: "Trzecia Droga (R) i odmiany tego programu są oznaczone znakiem praw autorskich Franceski De Grandis". Jest to chyba główna przyczyna, dla której w książce jest taki bałagan i dobry powód, by nawet nie próbować tam szukać jakiejkolwiek informacji o jakiejkolwiek magicznej tradycji. Zwłaszcza, że autorka sama przyznaje: "Będę posługiwać się terminami celtycki szamanizm, Wicca, duchowość Bogini, Stara Religia, Stare Sposoby, magia i będę używać terminów podobnych jako synonimów. Będę  traktować słowa wiedźma, pogański, szamanka, kapłan, mistyczny  i magiczny w ten sam sposób". Później przeczytamy też: "Będę bardzo często używać wymiennie takich terminów jak zaklęcie, obrzęd, rytuał, medytacja, praca, ćwiczeniemodlitwa".

Książkę czyta się dość szybko, ma lekki, prosty styl. Wkurzają mnie jednak wtrącenia w nawiasach, które miały być chyba formą puszczenia oczka do czytelnika, zbratania się z nim. Według mnie są strasznie infantylne i zupełnie w tej książce niepotrzebne. Zwłaszcza, że połowa z nich dotyczy seksu. Na tym punkcie autorka ma chyba jakąś obsesję, bo o seksie wspomina przynajmniej co 2-3 strony. Tak, seks jest fajny. Załapaliśmy. Nie trzeba tego ciągle powtarzać.

Główna część książki podzielona jest na 15 rozdziałów zwanych "lekcjami". Autorka radzi, by przerabiać jedną lekcję tygodniowo, zupełnie tak, jakby się przechodziło szkolenie u niej, odwiedzając ją co tydzień. Zastrzega też, by nie przyspieszać materiału, ani nie zmuszać się do pracy, jeśli ktoś czuje, że potrzeba mu 2 tygodni na jedną lekcję. Abstrahując od zawartości poszczególnych lekcji, ogólnie to bardzo dobra i mądra rada. W każdym szkoleniu magicznym ważna jest regularność, ale i czas na to, by mogły zajść w nas odpowiednie zmiany pomiędzy jednym rytuałem a kolejnym. 

Zanim rozpoczną się lekcje mamy "Przygotowanie do szamańskiej podróży", na stronie 20 znajduje się definicja Wicca. Oczywiście od razu możecie ją wyrzucić do kosza. Zaraz potem wyskakują Hawajczycy (którzy objawiają się też w rozdziale ósmym) i ich definicja 3 dusz i ciała. Z Wicca to oczywiście nie ma nic wspólnego, podobnie jak z "celtyckim szamanizmem", ale nie zrażajmy się tym i idźmy dalej.

Chciałam jak zwykle w moich recenzjach opisać poszczególne rozdziały, ale mam z tym ogromny problem. Książka jest dość chaotyczna i mam wrażenie, że de Grandis pisze o wszystkim i o niczym na raz. Podręcznik ten, zamiast instruktarza, przypomina mi bardziej zbiór esejów, których tytuły luźno tylko nawiązują do tematu całego rozdziału. Większość z nich nie jest zła czy w jakiś sposób nieprawdziwa - jest za to strasznie naiwna. Pojawiają się oczywiście teksty o starożytności Wicca (np. na stronie 33) oraz takie opowieści o magii, jak "Magia jest dziedziną nauki, poprzez którą zmieniamy rzeczywistość, psychiczną manipulacją atomów..."

Warto wspomnieć, że w rozdziałach drugim i trzecim pojawiają się opisy Bóstw, które pojawiają się w kontekście "wikkańskim" tudzież staroceltyckim. Są to opisy i imiona Bóstw z Tradycji Feri, niestety, przez tą książkę później przez wiele lat widniały na niesławnych stronach internetowych , jako cytaty dotyczące Wicca, choć to zupełnie inna sprawa.

W lekcji trzeciej pojawia się ponadto niepokojący tekst:
"... większość rzeczywistego świata nie jest ani światłem, ani równowagą między światłem i ciemnością, a istnienie nie jest równowagą między dobrem a złem, mężczyzną a kobietą, przywódcą i poddanym, mocnym i słabym, nie ma żadnej konsekwentnej równowagi i naturalnego porządku między tym za czym w życiu tęsknimy. Szukanie takiego porządku jest nierealne, nie może być celem umysłu prawdziwej czarownicy."
Prawdę mówiąc nie mam pojęcia, o co w nim chodzi, jestem wręcz przeciwnego zdania. Może nie między "dobrem a złem", ale według mnie czarownica stale powinna poszukiwać równowagi właśnie między światłem a cieniem, kobiecością a męskością, między dumą a pokorą, siłą a pięknem, szacunkiem a radością. Sama de Grandis wciąż pisze o tym, żeby znajdować własną, trzecią drogę między utartymi schematami, więc o co miało tutaj chodzić?

W rozdziale piątym znów możemy przeczytać o podejściu do magii jak do współczesnej nauki, rezultat jest dość komiczny: "Pierwsi szamanowie z prehistorycznych czasów, tak zwane dzikusy, byli pierwszymi lekarzami i naukowcami" - to się niby zgadza, nawet jeśli słowo naukowiec jest tu mocno naciągane, ale zaraz czytamy, że "...zajmowali się naturą i jej budzącą grozę mocą bezpośrednio. Robili to w sposób naukowy, studiując fizykę nie tylko środkami obiektywnymi, ale również poprzez metodyczne osobiste interakcje z naturą."
O ile wiem, to współczesna nauka, której standardy prowadzenia badań nie zmieniły się za bardzo, ukształtowała się za czasów Newtona, więc studiowanie fizyki naukowo przez pierwszych plemiennych szamanów to pomysł zaiste intrygujący.

Wiele szkód wyrządził Wicca rozdział jedenasty "Zostań Boginią..." - nosi on tytuł "Wicca - jej etyka i prawa". Jest też chyba rozdziałem, w którym słowo "Wicca" pada prawdopodobnie najczęściej w stosunku do reszty książki. Co prawda jest kilka fajnych fragmentów - na przykład ten mówiący o tym, magią należy się posługiwać odpowiedzialnie i ostrożnie. Przestrzegający, że magia jest prawdziwa i może wiązać się czasem z odbieraniem wolnej woli osobie, która staje się obiektem zaklęcia. Chwilę później jednak pojawia się spaczona i uproszczona wersja Prawa Trójpowrotu: "Cokolwiek uczynisz magicznie czy zwyczajnie, wraca to do ciebie potrojone. Jeśli dajesz dobro, to samo otrzymasz z powrotem. Jeśli dajesz zło, to samo otrzymasz z powrotem". Dość powiedzieć, że to nieprawdziwa, spłaszczona i mocno eklektyczna wersja tego prawa, to jeszcze do dziś pokutuje ono nie tylko na kiepskich stronach internetowych, ale również w umysłach wielu, którzy słyszeli cokolwiek o Wicca.
W tym samym rozdziale pojawia się sugestia w stylu 'jeśli nie wiesz - zapytaj Boginię, Bogowie mają radę na wszystko'. Co zrobić, gdy przyjaciel jest chory? Zapytaj Bogów o radę! "Być może Bogowie powiedzą: "Zrób mu trochę rosołu."" Może stąd wzięły się te wszystkie fluffy, powtarzające, że są wiccankami, bo Bogini im powiedziała? Że inicjacja, szkolenie ani tradycja nie są potrzebne, bo rozmawiają z Bogami? 

Jeszcze najbardziej spójnym rozdziałem ze wszystkich jest "Czara miłości". Rozdział w zasadzie dotyczy zaklęcia miłosnego i przyciąganiu miłości do swojego życia. Skupia się jednak na kilku istotnych kwestiach. Mówi o tym, że nie należy rzucać zaklęcia na konkretną osobę, podaje sposoby (abstrahując od ich jakości) jak oczyścić i przygotować się na miłość. Dużo de Grandis pisze w nim o samoakceptacji i miłości własnej wskazując, że jeśli nie ma w nas poszanowania samego siebie, swojego ciała o charakteru, jak mają pokochać nas inni ludzie? To cenna rada, która jednak wielu ludziom umyka.

Skoro już jesteśmy przy zaklęciach... nie będę się za wiele rozpisywać na ten temat, zwłaszcza że sama autorka przyznała już, że wszystko jej jedno, czy to zaklęcie, rytuał, modlitwa czy medytacja. To, co określane jest mianem zaklęć czy rytuałów w tej książce to głównie wizualizacje, medytacje i afirmacje, nie mają za dużo wspólnego z zaklęciami, rytuałami, czy jakąkolwiek tradycją magiczną. Takie... sympatyczne nic. Może dobra wprawka w koncentracji, może komuś się przyda, jako ćwiczenie wizualizacyjne. Ale raczej nic więcej. Nic w nich szkodliwego, raczej głównie skupiają się one na poprawie samopoczucia.

Mam wrażenie, że w ogóle na tym polega ten cały kurs - na uzyskaniu dobrego samopoczucia. Nie potrzebna tu magia, raczej zdrowe podejście do siebie, pełne szacunku i miłości ale też zdrowego krytycyzmu. Książka, oryginalnie wydana w 1998 roku, jest przede wszystkim kierowana do kobiet tak zwanego pokolenia X - uginających się pod ciężarem stereotypów, seksizmu i rasizmu, oczekiwań bycia idealną matką, żoną i gospodynią z jednej, a nakazem pracowania, zarabiania i  zdobywania dobrych ocen z drugiej strony. Całość książki opiera się więc o powtarzanie, że każdy ma prawo do swojego hobby, swojego spokoju i swojego szczęścia, bez względu na różne oczekiwania. Kładzie nacisk, by się z nich wyzwolić, znaleźć w sobie siłę, by być sobą i po prostu cieszyć się życiem (i seksem, seks też ma być fajny). I to w zasadzie to wszystko. I to samo. W kółko.
Nie zrozumcie mnie źle, jestem przekonana, że wielu osobom taki kurs dobrego samopoczucia i wolności, przyznający prawo do "wrzucenia na luz" i bycia sobą będzie potrzeby i takim osobom będzie on bardzo przydatny i pozwoli cieszyć się życiem, czego wcześniej te osoby nie znały. Ja chyba jednak jestem na to za stara. Przerobiłam swoje lekcje dawno temu i teraz taka książka jest mi zupełnie zbędna.

Podsumowując 2/6
Ot taki kurs jak czuć się dobrze i zrzucić okowy zbędnych oczekiwań innych ludzi. Napisane prosto, miejscami wręcz prostacko lub naiwnie. Większość ludzi wykonuje taką pracę samemu lub z terapeutą, ale jeśli komuś pomoże książka - czemu nie? Nie można jednak wpaść w jej pułapkę i uwierzyć, że na prawdę odpowiada o Wicca, o Feri lub o magii - nic z tych rzeczy. Nie opiera się o żadną tradycję a zaklęcia w niej opisane w praktyce nie są zaklęciami. Wydaje się, że to właśnie ta pozycja (obok Cunninghama) wprowadziła fluffikom sporo zamieszania w puszystych główkach, które trwa do dziś. Ja prawdę mówiąc, poza ciągłymi wtrąceniami o seksie, niewiele zapamiętałam - tylko "masz prawo czuć się dobrze" - odmieniane przez wszystkie przypadki, w kółko i bez konkretu.

29 maja 2015

Nie jesteś przeklęty, do choinki!

Niektórzy być może uważali, że mój wpis o osobach poszukujących na wszystko zaklęć był trochę surowy. Obawiam się, że dzisiaj będzie jeszcze bardziej stanowczo. Obserwuję w dalszym ciągu co się dzieje w ogólnomagicznym półświatku egzoterycznym i ze zgrozą stwierdzam, że wśród osób roszczeniowo szukających zaklęć na każdą okazję jest specjalna podgrupa, najbardziej chyba wytrwała w szukaniu prostych rozwiązań niewymagającymi ścieżkami.
Przeklęci...

Przeklętych na takich otwartych forach czy innych towarzystwach można pęczkami rwać. Każdy szuka lekarstwa na niepowodzenia wywołane złym okiem, ociotowaniem, klątwą, urokiem, voodoo czy innym strasznym rytuałem. Ofiarami padają wszyscy, sami użytkownicy owych forów, ich partnerzy, rodzina i znajomi... Należy się strzec, bo nigdy nie wiadomo, kiedy klątwa dosięgnie i Ciebie, mój Czytelniku!
Opisana przeze mnie niedawno postawa takich roszczeniowych poszukiwaczy nie pozwala im oczywiście sprecyzować szczegółów. Dopytywanie się o nie zwykle nie przynosi skutków, bo zanim normalny człowiek spróbuje się dowiedzieć poza tym, że "ta baba w pracy jest wredna a mi wszystko idzie źle", już pojawi się kilku "specjalistów", którzy zapewnią ofiarę magicznej zbrodni, że wystarczy świeczka w odpowiednim kolorze lub klikną "na priv". Okazuje się, o czym się dowiedziałam niedawno, że część owych "specjalistów" zajmuje się właśnie głównie ściąganiem klątw. Bardzo często za odpowiednią opłatą.

Nie zrozumcie mnie źle, ja bardzo współczuję ludziom, którym się nie układa. Są chwile w życiu, kiedy sypie się dosłownie wszystko dookoła. Człowiek będący w takiej sytuacji zrobi przecież wszystko, żeby sobie pomóc. Zapewne jest skłonny zapłacić nawet niemałą kwotę. Nawet osobie obcej, podejrzanej, anonimowej i nie dającej żadnej gwarancji poprawy. Ja wiem, że nieszczęście może odebrać rozum, ale błagam o minimum logicznego myślenia. W końcu chodzi o to, żeby zwoją sytuację poprawić, a nie pogorszyć, a pomoc pseudoeksperta zwykle niewiele pomoże. Zwłaszcza, że nie jesteście przeklęci.

Do jasnej choinki, skąd się biorą takie pomysły? Żeby kogoś przekląć, nie tylko na kogoś marudzić i złorzeczyć, ale na prawdę, na serio przekląć, potrzeba dużo mocy, doświadczenia i trzeba wiedzieć, co się robi, nie wystarczy być "wredną babą z pracy". Oczywiście jest łatwiej wierzyć, że dosięgła nas klątwa, nie trzeba sobie wtedy zaprzątać głowy swoją winą w tym, co nas spotyka. Klątwa to świetny kozioł ofiarny, kiedy nie mamy odwagi przyznać się przed sobą, że jesteśmy odpowiedzialni za to, co nas spotyka. Tak, drodzy Przeklęci - sami jesteście sobie winni!

Nie szukajcie winy dookoła, nie obwiniajcie innych za swoje niepowodzenia! Może jesteście mało zaradni albo nierozważni i stąd was spotykają nieszczęścia? Gapy z Was, po prostu, nieuważne, dlatego wszystkie te małe wkurzające rzeczy spotykają właśnie Was.
Może jesteście zestresowani i nerwowi, nie potraficie się wyluzować i zrelaksować, stąd zepsuły się Wam relacje ze współpracownikami i bliskimi? Pewnie sama obgadałaś "wredną babę z pracy" a teraz sytuacja odbija się na tobie, albo kuzyn "zapomniał" o twoich urodzinach, bo nie pamiętałeś o jego święcie. Kiedy człowiek jest ciągle spięty trudno się na nikogo nie wydrzeć i nie popsuć domowej atmosfery.
Może sami próbowaliście kiedyś rzucić klątwę, albo zrobiliście coś wrednego? Każdy z nas sam może być "wredną babą z pracy" i nasze uczynki odbiją się na nas samych. Z pewnością nie zaszkodziłby rachunek sumienia i przemyślenie, czy aby na pewno wszystkich traktujesz tak, jak sam chciałbyś być traktowany. W końcu karma to... niemiła czasem jest.
A w końcu - może już był czas, żeby się trochę popsuło w życiu? W życiu nie może być zawsze pięknie. Spokój oznacza stagnację, tylko zmiany niosą rozwój. Może te zmiany, które Ciebie dotyczą, muszą zajść? Nie raz jeszcze przyjdzie Ci coś zburzyć, żeby na tych gruzach zbudować coś lepszego.

Klątwy oczywiście istnieją, ale nie uwierzę, że dotyczą chociaż jednego procenta osób, które szukają od nich uwolnienia. Więc, że sama zaklnę - do choinki! Przestań się wykręcać klątwą i weź odpowiedzialność za swoje czyny i swoje życie!
Zwłaszcza, że odpowiedzialność, poza ponoszeniem przykrych konsekwencji i znoszeniem nieprzyjemności, kiedy dzieje się źle, daje też skutek odwrotny - możesz sam sobie przypisać wszystkie zasługi, z czystym sumieniem smakować rozkoszy swojego niezależnego życia.
A kiedy cię znów dopadnie "klątwa" niepowodzeń - masz pełne prawo i obowiązek dążyć do poprawy samodzielnie.

Ilustracja pochodzi ze vitryny Eurovision Ireland

PS. Zapraszam do śledzenia Bloga Czarowniczego na Facebooku!

20 maja 2015

Ile wiccanin wie o Wicca

Ostatnio bardzo mile zaskoczyło mnie szalenie ciekawe pytanie zadane na jednym z forów. Choć stosunek do owego forum mam... no dość powiedzieć, że ambiwalentny, to sam temat był na tyle interesujący, że postanowiłam na zagadnienie odpisać na blogu. Mam nadzieję, że się nie pomyliłam, że uznacie ten temat za warty uwagi.

Pytanie brzmiało tak:
"... naszła mnie myśl, że tak naprawdę skoro jest to religia stosunkowo urozmaicona i niejednorodna (nie wolno zapominać o jej początkach w XX wieku), to ile tak naprawdę o Wicca wie Wicca? Ile sama religia jest w stanie o sobie nam opowiedzieć, i ile jest w stanie zdobyć wiedzy o Wicca sama czarownica? (...) Bo wiadomo - dogmatyka (jeśli można o takowej mówić) w Wicca jest tak różna jak różne są koweny. Zastanawia mnie więc fakt na ile da się zgłębić temat, czy się go w ogóle da zgłębić, bo wiadomo, że z grubsza chodzi o doświadczanie a nie o analizowanie/definiowanie, tego co Wicca niesie ze swoją praktyką. Dwa pytania - czy Wicca da się nasycić? Czy Wicca kiedyś się "kończy", czy da się ją zamknąć w jakiś ramach?"
Do tego, co ma "dogmatyka" do kowenów jeszcze dojdziemy, ale chciałabym, żebyśmy najpierw zmienili trochę płaszczyznę interpretacji i odeszli na chwilę od powtarzania, że Wicca jest religią. Mówienie o religii prawie wszystkim kojarzy się z wiarą, wyznaniem jakiegoś obrazu Bóstwa, co prowadzi do albo szukania dogmatów i odgórnie narzuconych interpretacji, albo wręcz przeciwnie - do mówienia, że wierzyć można jak się chce, bo ludzkiej wiary nic nie ogranicza.

Byłoby cudnie, jakbyśmy, choć na trochę, na potrzeby dzisiejszego wpisu, podeszli do Wicca jak do magicznego zakonu, do pewnego zestawu praktyk, do ortopraksji zamiast ortodoksji. Jak w każdym innym zakonie magicznym, w Wicca również jest pewien zestaw praktyk. Każdy wiccanin ma Księgę Cieni - tę podstawową książkę kucharską, z bazą podstawowych przepisów. Każdy wiccanin operuje podobnymi technikami bazowymi, zna podstawowe teksty, wiccański sposób na przyzywanie żywiołów, wiccański patent na zwołanie Bogów i wiccańskie misterium. Wszyscy na równi otrzymujemy możliwość nauki i korzystania z tych praktyk po inicjacji, więc wśród wiccan taką wiedzę i wprawę, jeśli praktykuje się w rytuałach regularnie i pod czujnym okiem swoich arcykapłanów, jest dość łatwo zdobyć. Dzięki temu można łatwo zorganizować rytuał na wiele osób, nawet na wiele kowenów, zaprosić innego wiccanina lub samemu być gościem. Wszyscy mamy te same podstawy i ten sam warsztat, każdy w rytuale się odnajdzie, bo każdy wie, co ma robić, kiedy i jak.

Inna sprawa, że, jak każdy inny magiczny zakon, Wicca zakłada doskonalenie się i transformację, dążenie do przebudzenia i oświecenia, magiczną podróż do mistrzostwa. W tym sensie - jak mające nas transformować i przekształcać rytuały na nas działają, dokąd uda nam się zajść - nigdy się nie dowiemy. Nie wiemy też dokąd zajdą nasi najbliżsi w Wicca - nasi arcykapłani, uczniowie, członkowie kowenu - i jak to działa na nich. Nie dowiemy się też nigdy dokładnie, ile jeszcze tej drogi pozostaje przed nami. Zmienia się też podejście do wiary. Jak już pisałam, w Wicca wiara wynika z praktyki rytualnej, a w każdym razie zdecydowanie bardziej wiara wynika z praktyki niż praktyka z wiary (jak jest np. w chrześcijaństwie). To sprawia, że w miarę praktyki nasza wiara, jej kształt (Kim są Bogowie? Jacy są Bogowie? Jak działa rytuał? Czym jest energia? Te i wiele innych pytań wiccanie zadają sobie wciąż i wciąż...) ulega zmianie, bo rytuały, energia, umysł grupowy, wpływają na nas. Największe znaczenie ma tutaj, oczywiście, misterium - spotkanie z Bogami może mocno wpłynąć na nasz sposób postrzegania ich mocy czy odczuwania ich obecności. Poza tym jesteśmy normalnymi ludźmi, którzy też wątpią, więc wypada od czasu do czasu podjąć refleksję nad tym, w co wierzę, co ja robię, i po kiego grzyba się w to wpakowałem...

Wrócę teraz do tego określenia "dogmat", którego, w przypadku Wicca, jednak wolę jak ognia unikać. Dogmat to coś, co Kościół "podaje do wierzenia", dogmaty wygłaszane są (nomen omen) ex cathedra, czyli że nie wolno z nimi dyskutować, należy je przyjąć bezkrytycznie. W Wicca swoje wierzenia wszyscy wynoszą z praktyki, więc nie ma w niej żadnych dogmatów. Wszystkie jej elementy wynikają jeden z drugiego, tworząc łańcuch przyczyn i skutków. Wynikają z praktyki. Z rytuałów. Wszystko ma swój logiczny ciąg, gdzie jedno do drugiego się odnosi, ma swoje miejsce i porządek. Oczywiście, podejście do wiary może się różnić między kowenami, jednak jeśli spotkacie kowen, który będzie Wam chciał coś "podać do wierzenia" i będzie mówił o dogmatach należy... no może nie wiać, ale podchodzić z ostrożnością i zweryfikować, dlaczego mówią tak a nie inaczej.

Wracając jeszcze do pierwszej części mojej wypowiedzi - pisałam w niej, że każdy z nas zna podstawy swojego rzemiosła. Podstawowe teksty i rdzeń praktyki. Natomiast warto pamiętać, że wiele kowenów wprowadza w te teksty modyfikacje. Po latach praktyki może się okazać, że jedno słowo zastąpiło inne, kilka wersów zostało dodanych, inne lepiej pasują do klimatu całego święta po przeniesieniu w inne miejsce. Często też się zdarza, że rytuały modyfikuje się "na raz", żeby spróbować innego podejścia, zweryfikować, jak będzie wyglądać praca w lekko zmienionym trybie albo też by zwyczajnie dopasować rytuał do liczby osób biorących w nim udział (staramy się zawsze zaangażować wszystkich uczestników). Tutaj również możliwości są niemal nieograniczone, więc na pewno trudno będzie wszystkie warianty chociażby obejrzeć.

Jeśli weźmiemy pod uwagę to wszystko, to można by powiedzieć, Wicca ma dwie ramy - ciasną i szeroką. W tej ciaśniejszej jest jej rdzeń, który każdy wiccanin nie tylko może sprawnie poznać, ale i powinien dobrze znać. Co do tych ram szerokich - ciągną się one jak bezkresny horyzont możliwości, który aż czeka na poznawanie, zgłębianie i wykorzystywanie, by samemu coraz lepiej się rozwijać.
I tak wiccanin wie o Wicca wszystko i zarazem nic, może ją więc wciąż odkrywać na nowo, kawałek po kawałku, a każda część jest fascynująca.


PS. Zachęcam do polubienia Bloga Czarowniczego na Facebooku!

18 maja 2015

Kartony z mlekiem

Przez długi czas siedziałam zamknięta w swoim bezpiecznym światku wiccańskich stron i forów, tłumacząc sobie książkę, organizując spotkania no i generalnie mając styczność z ludźmi, którzy wiedzą, o co w tym wszystkim biega. Postanowiłam więc wyjść trochę z mojego grajdołka i zaczęłam zerkać trochę na szersze grono osób, które "chcą się zajmować magią", nawet jeśli nie wszystkie z nich wiedzą, co to znaczy albo co z tego wynika.

Pierwsza, mniej liczna grupa w tym gronie to "specjaliści", o których pisał Verm. No ale wiadomo, że wśród początkujących zawsze się tacy znajdują, coby im świecić przykładem.
Druga, znacznie większa grupa, to ludzie szukający porad. Na wszystko.
Moją ulubioną częścią tej grupy jest ta o zaskakującej precyzji pytań. Tacy, którzy piszą, że "szukam nauczyciela", "polećcie dobre książki", wspominałam już chyba o koledze, który "szukał odpowiedzi na trudne pytania", a ostatnim moim hiciorem było "chętnie coś kupię - oferty na priv". No wybaczcie, ale jeśli nie napiszecie, o co Wam chodzi, to nikt Wam nie odpowie. Jeśli ktoś jednak odpowie, to możecie być pewni, że może to być jeden ze "specjalistów", albo ktoś, kto nie ma pojęcia, o czym mówi. Precyzujcie swoje pytania, bo "magia", tak jak "nauka" czy "sztuka" ma wiele gałęzi, a przecież kubistyczne malarstwo na płótnie a realistyczna rzeźba w kamieniu to dwie różne sprawy! Bez informacji o co tak na prawdę pytacie, udzielenie informacji staje się niemożliwe.

Inną podgrupę stanowią ludzie, którzy szukają zaklęć. Wszystkich zaklęć. Na miłość i na odegnanie uczuć, na pieniądze, na pracę, na poprawienie samooceny, na zmianę koloru włosów, na niewidzialność, na poprawę atmosfery a nawet klątw. Powiedzieć, że to roszczeniowe to mało. Powiedzieć, że bez sensu - też za mało. To jest, po prostu niebezpieczne, zwłaszcza jeśli taki wpis okraszony jest prośbą o zgłaszanie się "na priv".
Wiele takich próśb czy poszukiwanych zaklęć jako żywo kojarzy mi się z zaklęciami z pewnej niesławnej witryny internetowej, na której znajdowały się takie zaklęcia jak wspomaganie odchudzania ("Bogini, uczyń tę lodówkę niewidzialną dla mnie"), bądź na znalezienie miejsca parkingowego. Zawsze wspominam wtedy powiedzonko z jednego z dawnych forów - "nie otwiera się magią kartonu z mlekiem". Magia po prostu nie służy do wszystkiego, nie jest odpowiedzią na wszystko i nie da się nią wszystkiego załatwić. Jest naiwnym sądzić inaczej, jeszcze gorzej - dawać się wpędzać w maliny przez zgłaszających się na priv "specjalistów". Serio, chcecie przyjmować rady w sprawie pracy, miłości czy zdrowia od jakiegoś anonimowego obcego spotkanego przypadkowo na ulicy? To czemu robicie to w Internecie?

Nie twierdzę, że magii należy używać zawsze tylko w ostateczności, ale zawsze należy zwracać uwagę na wagę sytuacji, w której się znaleźliśmy. Nikt rozsądny nie pomyślałby nigdy o używaniu magii właśnie do otwierania kartonów z mlekiem - bo i po co? Szukać pracy - no jeśli potrzeba dodatkowej pomocy, to czemu nie? Magia ma nam służyć, ale trzeba się z nią obchodzić po prostu rozsądnie. Jak każde narzędzie używane w zły sposób - będzie działać na naszą niekorzyść. 
Tak jak, znajdywane przeze mnie w różnych zakamarkach sieci, zaklęcia na podniesienie samooceny, dodanie wiary w siebie, poprawienie humoru. Zwykle chodzi w nich o zapalenie świeczki w określonym kolorze, ale nawet jeśli - nie rób tego! Jeśli czujesz się źle, jesteś przybity, czujesz się słaba - nie rzucaj zaklęć, NIGDY. Jest wiele sposobów, które pomogą z samooceną czy wiarą we własne możliwości, ale magia w dużej mierze polega właśnie na korzystaniu ze swojej siły i pewności. Mag czy czarownica, słabi, pełni zwątpienia i przygnębieni, mogą łatwo zostać "pożarci" przez swoje zaklęcie. Pomijając fakt, że kiepsko się skupić w takich okolicznościach, często okazuje się, że nasza magia staje się silniejsza niż my, co może skończyć się nieszczęśliwie.

Magia jest narzędziem przydatnym, ale subtelnym i nie zniesie lekkomyślnego obchodzenia się z nią. Warto jej używać, kiedy sprzyjają temu okoliczności, ale zawsze zważ wcześniej plusy i minusy rzucenia zaklęcia w danej sytuacji. Tylko na litość boską - nie zdawaj się w tym na rady internetowych "specjalistów"!
Zadawaj mądre pytania, szukaj, eksploruj.
I dochodź do odpowiedzi samodzielnie.


PS. Oczywiście zapraszam też do polubienia Bloga Czarowniczego na Facebooku!

10 maja 2015

Dziewięć - czyli trzy po trzy

Pisałam na blogu o trójce już jakiś czas temu, czas w końcu ruszyć do przodu i przyjrzeć się kolejnej magicznej liczbie - czyli dziewiątce.
Wpis dedykuję Marzenie i Nefre.

Podobnie jak trójka, dziewiątka była znana od najdawniejszych czasów, chociaż nie zawsze budziła pozytywne skojarzenia. W Starożytnym Egipcie hieroglifem dziewięciu łuków oznaczano na przykład wrogów Egiptu, zaś w dalekiej Japonii słowo "dziewięć" brzmi bardzo podobnie do słowa "ból" lub "cierpienie" (kyu), więc dziewiątkę uważa się za liczbę przynoszącą pecha. Źle może się też skończyć spotkanie z kumiho - koreańskim lisim demonem o dziewięciu ogonach. Początkowo uważane po prostu za psotne stworzenia, z czasem zaczęto wierzyć w ich apetyt na ludzkie mięso. Miały polować na całe rodziny, bądź też wykopywać ludzkie serca z grobów.
Kumiho - wszystkie ilustracje we wpisie pochodzą z Wikimedia Commons
Bardzo duże znaczenie dziewiątka ma w kulturze Indii. Nazwą Navaratna - dziewięć klejnotów, określano grupę dziewięciu osobistości na dworze cesarza. Hinduscy astronomowie zakładali istnienie dziewięciu planet, a Navaratri - święto ku czci dziewięciu form Bogini Durgi trwa dziewięć dni. 
Co ciekawe, w Chinach dziewiątka budzi zupełnie inne skojarzenia niż w Japoniii czy Korei i uważa się ją za dobrą i przynoszącą szczęście. Słowo "dziewięć" brzmi dla nich tak samo, jak "długowieczny", pewnie stąd jest to liczba smoków. W przeciwieństwie do naszego wawelskiego potwora, chiński smok jest symbolem magii i mocy. Może występować w dziewięciu formach, opisuje się go dziewięcioma atrybutami, ma też dziewięciu synów. Smok był często symbolem cesarza, jego władzy i siły.
Wyłożona glazurą ściana w Datong, przedstawiająca dziewięć smoków, pochodzi z 1392 roku. To największy taki zabytek w Chinach.
Spójrzmy w końcu na Europę, bo tu również dziewiątka odgrywała ważną rolę. W Starożytnej Grecji na przykład dziewięć muz towarzyszyło orszakowi Apollina. Mawiano, że dziewięć dni i nocy należy wędrować, żeby sięgnąć do niebios. Tyle samo zaś miało trwać spadanie z nieba na ziemię i kolejne dziewięć - by z ziemi spaść aż do Tartatu. I co dla nas ważne - dziewięć dni trwać miały misteria eleuzyjskie ku czci Demeter, którą często przedstawiano z dziewięcioma kłosami. Niektórzy Grecy twierdzili zaś, że najdoskonalszym wiekiem, którego człowiek mógł dożyć, to 81 - dziewięć razy dziewięć.
Ważna dziewiątka była również dla Skandynawów. Na wielkim drzewie Yggdrasil znajdowało się 9 światów, zaś do samego drzewa by zdobyć wiedzę o runach, przybity był Odyn - aż na 9 dni i 9 nocy.
Przedstawienie kosmosu z mitów skandynawskich - ilustracja z połowy XIX wieku
Nową jakość dziewiątki zyskały w monoteizmach, gdzie dziewięć oznacza pełnię, duchowość czy doskonałość - ponieważ dziewięć to trzy razy trzy. W islamie, na przykład, sznur modlitewny ma 99 paciorków, zaś w Koranie zapisano 99 różnych imion Allaha. Natomiast mocno widać wagę dziewiątki w przypadku chrześcijaństwa. Wyróżnia się tu między innymi dziewięć chórów anielskich. Wiele bożych łask można uzyskać zmawiając trwającą dziewięć dni nowennę lub przyjmując komunię przez dziewięć kolejnych pierwszych piątków w miesiącu. Za to grzesznicy idący do piekła przechodzą przez 9 bram - kolejno trzy spiżowe, kamienne i żelazne (może to stąd pomysł Dantego, by piekło miało dziewięć kręgów).

Ciekawym zjawiskiem są też malowidła i rzeźby przedstawiające Dziewięciu Bohaterów. To trzy triady legendarnych i historycznych postawi, uosabiające ideał średniowiecznego rycerstwa. Każdy chłopak starający się zostać rycerzem musiał ich znać. Co ważne, wszyscy Bohaterowie byli rycerzami, nie zaś potomkami królewskich rodów. W triadzie chrześcijan idealnych rycerzy znaleźli się Karol Wielki, król Artur i Gotfryd z Bouillon. Trzema poganami byli Juliusz Cezar, Hektor i król Aleksander Macedoński. Triadę żydowską tworzyli zaś król Dawid, Jozue i Juda Machabeusz. Niezależnie od triad, Bohaterowie zawsze byli przedstawiani razem - sztukę obrazującą Dziewięciu Bohaterów można dziś znaleźć głównie w Europie Zachodniej, przede wszystkim na terenie Francji i Niemiec.

Czternastowieczne przedstawienie Dziewięciu Bohaterów w Sali Hanzeatyckiej w ratuszu w Kolonii
 W magii dziewiątka to kompletność i spotęgowanie. W swojej wymowie jest bardzo podobna do trójki, bo dziewiątka to właśnie przede wszystkim trzy razy trzy. Napędzające się koło akcji i reakcji - cokolwiek zrobisz, wróci do ciebie po trzykroć, a to co otrzymasz po trzykroć oddajesz znów dziewięć razy. Dziewiątą sefirą Drzewa Życia jest Jesod, co wiąże dziewiątkę także z Księżycem (przecież i kształtem przypomina przybierający sierp). Triady łączą się w triady osiągając pełnię. Koło cyfr się toczy i po 9 znów mamy 0 - cykl zaczyna się od początku. 
Na koniec wpisu - roślina o pięknej nazwie - dziewięćsił
PS. Nie przegapcie kolejnych wpisów - na bieżąco tylko na fanpage Czarowniczego Bloga!

3 maja 2015

Politycznie

Już za chwilę w naszym pięknym kraju będziemy wybierać prezydenta, co jest ważnym wydarzeniem w naszej, dość jeszcze młodej demokracji. Dodatkowo niedługo będą również wybory parlamentarne, do tego za sobą mamy wybory do Europarlamentu i struktur samorządowych - choć równie dobrze możemy powiedzieć, że niedługo będą kolejne. Przy takim kalendarzu wyborczym można by powiedzieć, że w kraju panuje ciągła kampania wyborcza i, nie oszukujmy się, w dużej mierze tak jest.

Ilość nowości i wiadomości politycznych w serwisach społecznościowych zaczęła mnie ostatnio trochę przytłaczać. Widzę, jak moi znajomi różnych wyznań i pochodzenia angażują się, podając dalej linki i wklejając obrazki. To tylko w necie, za to telewizji czy radia już nie sposób włączyć i uniknąć przedwyborczej gorączki. A ja sobie stoję z boku, cicho i spokojnie, i sobie obserwuję. Nie dlatego, że mnie to nie obchodzi - wręcz przeciwnie. Dlatego się nie wtrącam.

Nie wiem, czy wy też tak macie, ale ja nie policzę, ile razy wkurzałam się, kiedy (niejednokrotnie niepytani o zdanie) księża wypowiadali się dla mediów o tym czy innym pomyśle polityków.
No właśnie... 
Jakoś tak się złożyło, że od kiedy zaczęłam funkcjonować w Internecie, na forach, blogach, od tego momentu już wypowiadałam się z perspektywy osoby zainteresowanej pewną religią. Ba! Teraz, kojarzenie mnie z Wicca musi być wielokrotnie silniejsze, po tym jak stałam się arcykapłanką. 
Arcykapłani katoliccy wypowiadają się politycznie w Polsce często i chętnie, a ich stanowisko jest utożsamiane ze stanowiskiem całej wspólnoty. W zasadzie tak powinno być w religii o tak hierarchicznej strukturze, z drugiej strony chętnie przypisujemy grupie poglądy jednostki z tej grupy. Nawet, jeśli jednostka ta jest po prostu głośna, a jej opinie - niereprezentatywne, to łatwiej nam wtedy zaszufladkować całą grupę i żyć dalej w świecie, który jest uporządkowany.

Ja uznałam, że się politycznie zaszufladkować nie dam. Jestem kapłanką, i to głównie w tej roli ludzie mnie widzą, kiedy wypowiadam się publicznie, więc wara mnie od głośnych opinii na temat polityki! Nie chcę nikomu nic wskazywać, agitować, proponować ani stanowić wzoru dla ludzi, którzy mogliby wpaść na pomysł naśladowania mnie w politycznych poglądach. 
Doprowadziłam się tym samym do paradoksu, bo okazało się, że jeśli nie wypowiadasz się o polityce publicznie, musi to oznaczać, że jesteś apolityczny, że nic cię to nie obchodzi. To totalnie nieprawda! Interesuje mnie polityka, politycy, ich opinie, prawa, które wprowadzają i to, jak głosują. Mam bardzo silne poglądy w sprawach polityki w wielu jej aspektach. Jak ktoś jest już bardzo ciekaw, to zdradzę tylko, że żadna z obecnych na szerokiej scenie propozycji nie odpowiada mi do końca. Natomiast moja zachowawczość i to, że staram się nie rozmawiać o polityce inaczej, niż w domu po obiedzie, stworzyła, zdaje się, nawet wśród moich znajomych, iluzję tu-mi-wisizmu w tych sprawach.

Iluzja ta kompletnie nie oddaje rzeczywistości i musicie wiedzieć, że na polityce, podobnie jak na wielu innych rzeczach, o których nie rozmawiam głośno, bardzo mi zależy. 

Więcej Wam już nie podpowiem. Po prostu uważam, że sojusz tronu z pentagramem byłby tak samo zły, jak sojusz tronu z ołtarzem krzyża.
Dlatego bardzo proszę - idźcie na wybory, skreślcie odpowiedniego kandydata/kę w zgodzie i spokoju swojego sumienia.

Bądźcie zadowoleni i dumni ze swojego oddanego głosu!

Ilustracja pochodzi z serwisu NowaRuda24.pl
PS. Nie zapomnijcie zajrzeć na fanpage Bloga Czarowniczego!

28 kwietnia 2015

Pełną parą!

Nie planowałam, a i tak będzie - otwarty rytuał Beltane w Warszawie. Ludzie tak nalegali, że nie sposób było się oprzeć i nie przyłączyć się do takiej fali entuzjazmu. To oczywiście wiąże się z pewnymi dodatkowymi nakładami pracy... ale czego się nie robi dla przyjaciół?

I pomyśleć, że zaczęło się tak skromnie... Szczerze mówiąc (aż wstyd się przyznać), że na samym początku nawet ja nie wierzyłam w ten projekt. Bo naprawdę, nigdy bym nie pomyślała, że zaledwie po kilku miesiącach będziemy organizować rytuały przy ognisku, a na spotkaniach będzie pojawiać się nas tyle, że z trudem będziemy się mieścić przy knajpianym stoliku. Żartowaliśmy nawet ostatnio o wynajęciu klubu albo sali wykładowej, jeśli dalej będzie nas tak przybywać.

Prawdę mówiąc, kiedy zdecydowałam się zacząć organizację spotkań dla osób zainteresowanych Wicca w Warszawie byłam pełna entuzjazmu i zapału. Zniknęły one bardzo szybko, kiedy na pierwsze spotkanie... nie przyszedł nikt! Tylko zmarzłam czekając, aż ktoś się zjawi, na szczęście nie miałam daleko do domu i jakimś cudem obyło się bez przeziębienia. Chciałam sobie odpuścić i stwierdzić, że widocznie nie ma zainteresowania ani potrzeby takich spotkań. Na szczęście, dzięki wsparciu i namowom mojej kochanej Arcykapłanki, zdecydowałam się spróbować jeszcze raz.

Pierwsza WKDka odbyła się 14 maja zeszłego roku. Kto by pomyślał, że to było tak niedawno! Chociaż wydaje mi się, że większość z Was, stali bywalcy spotkań, nie będzie pamiętała tamtego wydarzenia. Na pierwszych spotkaniach pojawiały się jedna, góra dwie osoby... A potem nagle wszystko zmieniło się w lawinę! Sama się nie spodziewałam, że każdy comiesięczny odjazd WuKaDki będzie okazywał się sukcesem obfitującym w wiele humoru, interesujące dyskusje i możliwość stworzenia społeczności, która będzie mogła razem świętować sabaty.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że zbiór WKDkowiczów i WKDkowiczek nie jest i nigdy nie będzie zamknięty. Pojawiło się kilka osób, które na spotkania zawitały tylko raz, są osoby, które zjawiają się niemal za każdym razem i jest jeszcze, mam nadzieję, wiele osób, które do nas dołączą.
Wszystkim pięknie dziękuję, bo WKDki są tak odjazdowe tylko dzięki Wam.

PS. Żeby być na bieżąco z nowymi wpisami, polub fanpage Bloga Czarowniczego!