26 stycznia 2012

Anti-ACTA

Czyli co mi się najbardziej nie podoba w sławetnej umowie...
No, bo sami przyznacie - głupio w dzisiejszych czasach mieć bloga i nawet nie wspomnieć o tym, nie odnieść się, nie wkleić maski V. 
I nie chodzi, przynajmniej mnie, o wolność słowa, możliwość przesyłania sobie plików. Jestem pewna, że moje państwo dość o wolność mojego słowa, mojej osoby, ba! wolność do wyznawania mojej religii. No, przynajmniej dbają admini NK, Allegro i innych stron, gdzie zdarzało mi się bzdury i krzywdzące teksty czytać. Admin w końcu też obywatel czyli też państwo.


Chodzi raczej o to, że moje dane osobowe mogą zostać przekazane bez mojej zgody i wiedzy np. firmie, która podejrzewa, że udostępniam jej własność. I ok - zawsze tak było, a przynajmniej tak długo, jak mamy ustawę o ochronie własności intelektualnej. Ale na prośbę policji. A Internet można było odciąć dopiero po nakazie sądowym. Teraz może już być inaczej. Może, a nie musi, ale sama możliwość przeraża
Inna rzecz, że to administratorzy mogą się stać odpowiedzialni za wszystkie treści publikowane na stronie. Mogą - nie muszą. Ja na przykład mogę się stać odpowiedzialna za wszystkie komentarze na swoim blogu, albo na wszystkie posty na forum. Hihi, wyobraźcie sobie teraz sytuację sprzed kilku lat, kiedy istniała jeszcze Księga Luster. Wyjechałam na wakacje bez Internetu, a w tym czasie pojawiały się komentarze prozelityczne, nawiązujące do słynnego biblijnego "Nie pozwolisz żyć czarownicy", podżegające do nienawiści wobec... mnie. I za to, gdyby ktoś zgłosił to jako przestępstwo mogliby mi odciąć sieć. I skazać. W końcu mój blog - moja odpowiedzialność za publikowane teksty. Śmiać się, czy płakać... trudno zawyrokować...


Najgorsze jednak ze wszystkiego jest to, że nikt tak na prawdę nie wie po co to. Większość obrad i ustaleń było tajnych a sam dokument opublikowano w pełnym brzmieniu... w tym miesiącu. Dodatkowo nie konsultowano tego projektu z żadną organizacją broniącą praw człowieka czy nie poddawano do oceny opinii publicznej. Do oceny ACTA dostały jedynie organizacje (takie jak ZAiKS, ZPAV, Stowarzyszenie Filmowców Polskich, Stowarzyszenie Dystrybutorów Filmowych, Business Software Alliance, Polska Izba Książki... w sumie 27) zainteresowane jak najściślejszą ochroną własności intelektualnej - i chwała im za to! Tylko gdzieś prawo obywatela do decydowania o swoich danych osobowych im uciekła.

Rząd argumentuje, że ACTA jest przepisem bardziej ogólnym niż nasze polskie prawo, że nic z tego nie wynika. Problem jest przede wszystkim w tym, że ludziom nikt nie wytłumaczył, co to jest, skąd się wzięło, co ma dać i dlaczego to podpisujemy. I myślę, że ci, którzy winni są nam - społeczeństwu i internautom - takie wyjaśnienia sami odpowiedzi nie znają. 
Ba okazuje się, że nawet nie wiedzą, jak głosowali...




0 komentarze:

Prześlij komentarz