Byłam jednak (i nadal jestem) zdeterminowana, by w Wicca zostać i rozwijać się mimo kolejnych przeciwności. Nauczona już z autopsji że przeciwności przychodzą i odchodzą, a doświadczenia i nauka z nich płynąca - zostają, po prostu zostawiłam wszystko poza mną swojemu biegowi, a skupiłam się na rzeczach, na które miałam wpływ. Po wielkim sukcesie, jakim były warsztaty Wicca Study Group w 2011 roku, zorganizowane zostały kolejne edycje, zmieniające się stopniowo w "Wiccanisko", które współorganizowałam w mniejszym lub większym stopniu. Od momentu powstania Wiccańskiego Kręgu koryguję i tłumaczę niektóre teksty. Pomagałam w tłumaczeniu Księgi Cieni. Piszę bloga, czasem jakieś artykuły, doglądam forum... masa pracy!
Dodatkowo nie myślcie sobie, że nie miałam dodatkowych zadań, związanych z przygotowywaniem się do kolejnej inicjacji, o nie... Przecież nic nie może być proste, w końcu inicjacja to inicjacja, w dodatku w dorosłość, a to zobowiązuje. Dorosłość, czyli arcykapłaństwo, umożliwia już założenie nowego, swojego kowenu, więc mistrzowie muszą się upewnić, że taki delikwent będzie umiał przeprowadzić rytuał, przekazać podstawy tradycji naszej Rodziny... ale ja nie o tym. Jak sami dotrzecie do tego etapu, to się przekonacie, jak to jest.
Fakt zdobycia normalnej, etatowej, biurowej pracy w lipcu 2012 roku, sporo mi pomógł i, mimo że finansowo jak u wszystkich, to jednak poczucie stabilizacji i ubezpieczenia w NFZ sporo zdjęło z mojej głowy i uspokoiło niepewność jutra (związaną zwłaszcza z faktem, że w końcu w tym call-center nie wytrzymam). Do tego jakoś tak się złożyło, że przez ponad rok wokół tej drugiej inicjacji mieszkałam sama, w pokoju, który miałam tylko dla siebie. Cała sytuacja była raczej średnio komfortowa, zwłaszcza, że nie tak miało być, bo plan był inny, ale wiecie... Chcesz rozśmieszyć Bogów - powiedz im o swoich planach. Z drugiej strony - miałam swoje miejsce, własny rozkład dnia i mogłam się zajmować sobą i tylko sobą. Tak patrząc z perspektywy czasu - ten czas też był mi potrzebny i dobrze, myślę, wykorzystany. No i tym bardziej doceniam teraz mieszkanie z kimś (choć wciąż przydałoby się miejsce, do którego można czasem uciekać i pobyć samemu).
I tak to w zasadzie płynęło aż do kolejnego przełomu...
Wyznaczono datę, wzięłam urlop i poleciałam na spotkanie z tym, co na mnie tam będzie czekało, po drugiej stronie Drugiej Bramy.
Przyznam szczerze. Dla mnie przynajmniej druga inicjacja nie była aż takim szokiem, jak pierwsza. Wiedziałam przynajmniej, od czego będziemy zaczynać, chociaż potem pamiętam tylko (jak z innych, ważnych chwil swojego życia) migawki, epizody, jakby zdjęcia z tego, co się działo, bo ze zdenerwowania wszystko mi się zamgliło... jak już wspominałam w poprzednim wpisie, od osoby na drugim stopniu wymaga się już dojrzałości. O ile prośbę o tę inicjację porównałam do odczepiania pomocniczych kółek od roweru, o tyle teraz trzeba wykazać się, że umie się jeździć. Przed grupą kolarzy.
Chyba wyszło nieźle, bo szanowni arcykapłani włączyli mnie do swojego grona.
Był czerwiec 2013 roku
Prawie Midsummer
Pachniało czarnym bzem
Ilustracja pochodzi z zasobów Wikimedia Commons |
I tak to właśnie było... miałam opisać historię, jak zostałam arcykapłanką, więc temat został wyczerpany. Czy dalsze odcinki się pojawią - zostawiam to w rękach Czytelników.
Jestem tak bardzo na początku..sama z tym wszystkim. Gdy czytam po części zazdroszczę. Proszę nie odebrać tego źle. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie odbieram tego źle, bo jedyne, czego tu można zazdrościć, to ciężkiej pracy, niestety (albo na szczęście ;) )
UsuńI nie musisz być z tym sama - widzę, że śledzisz bloga, zapraszam też na forum Wiccańskiego Kręgu. Zawsze można znaleźć tam jakąś pomóc
Życzę powodzenia i żeby Twoja zazdrość była motywująca :)