17 września 2014

Wierząc w powroty

Kiedy na FB pojawiła się prośba, żebym napisała coś na Czarowniczym Blogu o karmie, miałam bardzo dużo wątpliwości, czy podołam, bo to bardzo skomplikowane zagadnienie. Nie chcę się za bardzo wymądrzać na ten temat, bo nie jestem jakąś specjalistką od Indii i Środkowego Wschodu ani też nie jestem wyznawczynią religii dharmicznych, więc postaram się, po dwóch słowach wyjaśnienia o co biega, przedstawić swój punkt widzenia.

Słowo "karma" z sanskrytu oznacza dosłownie "praca". A któż to tak pracuje? My sami, ponieważ karma zakłada, że nasze intencje i nasze czyny budują naszą przyszłość - a więc my sami jesteśmy odpowiedzialni za nasze szczęście lub cierpienie. Związana jest z prawem przyczyny i skutku i zakłada, że nasze czyny, myśli i intencje "wracają do nas" w postaci konsekwencji za nie. Brzmi prosto i bardzo podobnie do wiccańskiego Prawa Trójpowrotu, ale już pierwszy rzut oka, chociażby na Wikipedię (po polsku i po angielsku), pokazuje jak skomplikowane i złożone jest to zagadnienie.

Okazuje się bowiem, że wiele religii a nawet poszczególnych wyznań w ramach tych religii ma na karmę bardzo różne spojrzenie. Wśród grup wierzących, że prawo karmy działa znajdują się ponadto takie, które trudno uznać za klasyczne religie, a raczej za filozofie i duchowe ścieżki, takie jak Buddyzm czy Taoizm. Niektóre z nich twierdzą, że cała karma - czyli to, co mamy otrzymać w zamian za to, co robimy, realizuje się w ciągu jednego życia. Inne - że pozostawiamy za sobą tak zwany "dług karmiczny" i możemy konsekwencje czynów jednego życia odczuwać w kolejnym, jako że karma jest związana z naszą duszą, a nie ciałem czy umysłem. Istnieje też pogląd, że to, kim lub czym jesteśmy teraz, to nasza karma z poprzedniego życia i jeśli dług karmiczny mówi, że powinniśmy w tym życiu np. mieć długi, bo byliśmy przyczyną czyjegoś bankructwa w poprzednim, to w tym życiu raczej nie uda się nam z tego zadłużenia wyjść.
Zainteresowanych zachęcam oczywiście do dalszych badań meandrów znaczeń i interpretacji na własną rękę, w bardziej profesjonalnych źródłach.

A co ja o tym wszystkim myślę?
Prawdę mówiąc nie wiem, co myślę. Jak wielokrotnie wspominałam, wiele rzeczy odczuwam, przeczuwam, ale trudno jest mi je jakoś intelektualnie usystematyzować. Mogę więc najwyżej napisać, w co wierzę, w co chciałabym wierzyć.

Wierzę, że prawo karmy - pracy na własny rachunek, że Prawo Powrotu istnieje i działa. Nie jestem zwolenniczką twardego powtarzania, że "co wysyłasz, to wróci do ciebie po trzykroć", bo nie wiem, jak niby można by to było zmierzyć. Na pewno przecież nie jest tak, że jak złamiesz komuś rękę, to on ci złamie trzy ręce. Już bliższa jest mi interpretacja, że cokolwiek człowiek zrobi w jednym ze światów - fizycznym, mentalnym i astralnym, to wraca do niego we wsztskich trzech, choć i ona wydaje mi się niedo kulawa. Wierzę jednak, bardzo mocno, w konsekwencje naszych czynów i to, że odbijają się one na nas. Każda akcja wywołuje reakcję, a reakcja - odrzut. Wierzę, że to, co robimy odbija się na nas, na wszystkich i na nas samych.

Bardzo chcę też wierzyć, że przynajmniej większość naszych czynów znajdzie oddziaływanie - a więc i konsekwencje w ciągu jednego życia. Myśl o tym, że można być dobrym, uczynnym człowiekiem, starającym się powtrzymać od złośliwych myśli i szkodzenia innym cały czas zbiera plony, podczas gdy człowiek mściwy, złośliwy,  no wredny, po prostu, ma obfite plony, wydaje mi się szaloną niesprawiedliwością. I w dodatku kojarzy mi się ze zgoła inną bajką, gdzie należy w dobroci swojej cierpieć, by sprawiedliwość spotkała nas dopiero po śmierci. Nie moją bajką, zdecydowanie. Co prawda wiele rzeczy nie będzie dla nas widoczne. Ale wierzę, że nawet jeśli konsekwencje nie są widoczne gołym okiem, jakoś odciskają piętno na naszej duszy, psychice, umyśle i że zawsze w jakiś sposób ponosi się tę odpowiedzialność.

Wierzę w to, ponieważ gdybym wierzyła, że Prawo Powrotu może w znaczący sposób przenosić się i działać między żywotami, to już ocierałoby się o predestynację i zaprzeczałoby sensowi robienia w życiu praktycznie czegokolwiek. Bo z jednej strony - można by było uniknąć w tym życiu konsekwencji za to, co w nim robimy - poczekałyby do następnego wcielenia. Ale to by oznaczało, że w tym wcieleniu musimy "odpokutować" za wszystko, co zrobiliśmy w poprzednim. Jaki jest więc sens, żeby postępować "według Woli, nie krzywdząc nikogo"? Jaki jest sens obdarzać Miłością i Zaufaniem? Nasza następna inkarnacja i tak nie będzie o tym pamiętać, co najwyżej będzie cieszyć się z wypracowanych przez nas zysków. Z kolei bardzo łatwo jest zrzucić na nasze poprzednie wcielenie wszystkie nasze grzeszki, niepowodzenia i lenistwo.
Popadłeś w uzależnienie? - taka karma.
Nie możesz znaleźć pracy? - taka karma.
Oblałeś ważny egzamin? - trudno, taka karma.
W końcu wszystko, co nas spotyka, to efekt karmy z poprzedniego wcielenia - więc po co się starać i robić cokolwiek?
Bardzo, ale to bardzo nie podoba mi się taka interpretacja.

Wiccanie w większości wierzą w wędrówkę dusz, wierzą w światy niematerialne i możliwość wpływania na nie. Jednak tak samo kochają świat materialny i to życie, w którym akurat przyszło im teraz żyć. Dlatego nie negujemy naszej fizyczności, jak to się dzieje w niektórych religiach. Nie jesteśmy zapatrzeni jedynie w ducha, odrzucając cielesność i jej uciechy. Staramy się żyć najpełniej jak się da w czasie, który mamy, z całą świadomością, że co robimy wróci do nas. W tym lub - ewentualnie - w przyszłym życiu.

A wy jak myślicie?

Ilustracja z serwisu spiritual-knowledge.net

2 komentarze:

  1. Jak dla mnie karma to szersze pojęcie niż Prawo Trójpowrotu, może dlatego, że dłużej istnieje i ma przez to więcej znaczeń i było rozumiane na różne sposoby. Wydaje mi się, że karma to po prostu zasada napędzająca świat. Póki istnieje karmy, póty rzeczy się dzieją. Mam wrażenie, że ludzie Zachodu często rozumieją karmę jako "karę" i czasem też "nagrodę", ale to chyba dlatego, że wmawiano nam wizję, w której Bóg "za dobro wynagradza, a za zło karze" - to ma sens, jeśli jest tylko jedna inkarnacja, a potem jesteśmy zsyłani do raju albo do piekła. Tylko że to trochę prymitywna wiara.

    Dla mnie karma jest jak grawitacja - naturalna i poza zasadami moralnymi, choć uważam, że karma jest trochę bardziej delikatna i np. jeśli faktycznie zrobi się komuś krzywdę, a potem się ją wynagrodzi i naprawdę się jej żałuje, wtedy można wymazać część karmy i "zło" do nas nie powróci. To tylko takie moje przemyślenie związane z rozwojem duchowym - jeśli jest rozwój, karma jest jakby mniej negatywna. Takie mam wrażenie.

    Arek

    P.S. Właśnie przeczytałem na jakiejś stronie, że wszystko wraca 10 razy :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10... O.o Wow...
      Dobrze by było :D Tylko nie wiem, skąd tyle energii na takie działania miałoby się brać ;)

      Wielkie dzięki za Twój komentarz, wiem że postrzegasz prawo karmy trochę inaczej, wiec uważam Twoją interpretację za bardzo cenną :)

      Usuń