Wielokrotnie słyszałam opinie ateistów, że religia jest nam potrzebna po to, żeby wyznaczać ludziom moralność. W końcu większość religii ma jakiś-tam dekalog czy inny system zasad, którego należy przestrzegać, żeby być lepszym wyznawcą i osiągnąć jakiś cel (niebo, nirwanę), a w przeciwnym razie spotka człowieka kara. Więc jak się odrzuca bajki o boziach w niebiesiech, to system etyczny jest tym, co pozostaje w religii wartościowego. Kiedy zaś zapytałam - "A co jeśli religia jest społecznie amoralna? Jeśli nie wyznacza takich standardów?"
Dzisiaj będzie o tym jak ja widzę "amoralność" i dlaczego uważam, że Wicca jest amoralna. Temat jest dość trudny i kontrowersyjny, dlatego chcę podkreślić (co chyba nie powinno wymagać podkreślenia, skoro to mój prywatny blog, ale na wszelki), że to mój prywatny blog a więc i moje prywatne zdanie. Pewnie wiele osób się ze mną zgodzi, a jeszcze więcej nie. Ja zawsze jestem na dyskusję otwarta, więc bardzo chętnie o tym podyskutuję, ale z zaznaczeniem, że możemy się dalej nie zgadzać i mimo to rozejść się w pokoju.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że nie stosuję pełnej, słownikowej definicji amoralności i że w zasadnie nauki społeczne i etyczne podchodzą do tej kwestii inaczej. Że dla nich amoralnoćć jest zasadniczo równa antymoralności, czy też immoralności. Ja natomiast pozwolę sobie używać swoich własnych definicji (bo na moim prywatnym blogu mi wolno ;) ), dla odróżnienia wrzucając "amoralność" w cudzysłów, żebyście nie myśleli, że poprawiam naukowców, którzy się znają lepiej. Nie poprawiam. Potrzebuję jakiejś nazwy, a ta wydaje mi się najlepsza.
Czymże jest więc ta "amoralność" według mojej, odautorskiej definicji? To cecha, która oznacza, że coś (lub ktoś) nie wyraża stanowiska w sprawie moralności. Oczywiście to bynajmniej nie stawia "amoralności" w opozycji do moralności! "A-" nie znaczy "anty-" albo "nie-". Kwestia czy coś jest niemoralne lub moralne - to już jest kwestia pewnego stosunku do moralności. "Amoralność" mówi "meh..." i to w sumie tyle. Trochę to można porównać do zachowań aspołecznych. Zachowania społeczne to zachowania w pewnej wspólnocie, tę wspólnotę scalającą, zachowania według reguł tej wspólnoty. Antyspołeczne - to rozwalanie tejże wspólnoty, okazywanie otwartej wrogości i agresji do jej członków i norm. Człowiek aspołeczny zaś jest trochę jak introwertyk. W sensie - siedzi w tym samym pokoju, ale na drugim jego końcu i w zasadzie jego stosunek to reszty grupy, to właśnie takie "meh...".
Dlaczego uważam, że Wicca jest "amoralna" - w sensie przytoczonej wyżej definicji? Bo jej stosunek do moralności w zasadzie jest nijaki. Oczywiście, zawiera wskazówki odnośnie tego, co jest moralne i etyczne. W Prawie Trójpowrotu daje wskazówkę o konsekwencjach. W Wiccańskiej Poradzie podpowiada, kiedy mamy się wstrzymać od działania (kiedy możemy kogoś skrzywdzić). Są i inne teksty rytualne, które podpowiadają nam, co jest miłe naszym Bogom, jakich zasad powinno się przestrzegać... tylko że to wszystko jest trochę "meh". Znaczy ani nie czeka nas za to niebo, nirwana, ani nie ma piekła czy piorunów, które mogłyby być taką karą. Kwestia zaświatów jest w Wicca kwestią osobistej interpretacji, więc i nie może być mowy o odgórnej wizji tego, czy czeka nas po śmierci kara czy nagroda, Sąd Ostateczny czy Boska Łaska. Oczywiście dla logicznie zorganizowanego umysłu jeśli Bogowie nas ładnie o coś proszą, jeśli praktykuje się religię, która w wielu założeniach dąży do pewnej harmonii z naturą i równowagi, jeśli ma się bezpośredni kontakt z boskością, z energiami duchów i bogów, to naturalnym jest, że człowiek stara się być coraz lepszym. Stawia sobie poprzeczkę coraz wyżej. Problem w tym, że Bogowie Wicca bynajmniej tego nie ułatwiają - wręcz przeciwnie.
W Wicca nie ma łatwych, prostych odpowiedzi na to, co jest dobre a co złe. Nie ma jednoznacznie określonego systemu moralności - stąd użyłabym pojęcia, że Wicca w swojej naturze jest "amoralna" - nie zajmuje jasnego stanowiska. Nie znaczy to jednak wcale, że wiccanie są ludźmi "amoralnymi" lub (co gorsza) niemoralnymi - w żadnym wypadku! Wicca w swojej amoralności wręcz zachęca do tego, by zachowywać się moralnie i etycznie. Zwróćcie uwagę, że właśnie przez brak jednoznacznych reguł, przykazań, katechizmów, punktów i gotowych, dostarczonych przez "górę hierarchii" nakazów i zakazów, przez brak absolutnych dobra i zła, wiccanin musi się cały czas zastanawiać. Cały czas myśleć. Cały czas poświęcać uwagę swoim czynem. Wicca zmusza go, by nieustannie sam kształtował swoją moralność, swoją etykę, swoje sumienie.
Źródeł etyki i moralności można upatrywać w wielu czynnikach. Wiele osób tak się przyzwyczaiło do myśli, że to religia wyznacza standardy moralne i etyczne, że nawet ateiści (ci z pierwszego akapitu) nie mogą czasem pomyśleć o innych źródłach, takich, jak choćby filozofia humanistyczna ateistów Starożytnej Grecji i Rzymu, albo oświecenia. Wiele norm społecznych i obowiązujących praw nie wywodzi się z religii, a jednak społeczeństwo jakoś się jeszcze nie rozsypuje - to najlepszy znak, że normy moralne i społeczne wcale nie muszą być wyznaczane z góry, przez Bogów, religię czy kościelną hierarchię, by społeczeństwo funkcjonowało sprawnie.
Przy czym istnieje jedno "ale" - kiedy twoja religia jest "amoralna", jest cholernie trudno być moralnym. Wicca podpowiada, pomaga, daje wskazówki, ale nie są one jasne, jednoznaczne. Jak już pisałam -człowiek, by pozostać moralnym, by wykształcić w sobie jakąś etykę, musi się cały czas zastanawiać. Cały czas myśleć. Analizować swoje czyny. Przewidywać ich konsekwencje. Reagować stosownie na poszczególne akcje i reakcje. Dostosowywać się do prawa i norm społecznych. To jest strasznie ciężka praca. Wszystko to, sprowadza się do, jak to mawia Misiek: "nie bądź ch*jem dla innych", ale w realizacji jest dużo cięższe, niż się wydaje!
Dlatego niektórzy ludzie potrzebują norm moralnych i etycznych zawartych w religii - w pakiecie do czczenia Bóstw, Bóstwa te podadzą nam, jak mamy żyć dobrze. Dadzą nam zestaw zasad, nakazów, zakazów i ludzi, którzy w razie wątpliwości zinterpretują Słowo Boże za nas, a do tego zestaw nagród i kar. Tak jest łatwiej. Jest konkret, co do którego nie trzeba się zastanawiać. Nie trzeba myśleć - wszystko jest jasno wyłożone. Łatwiej do tego stopnia, że wiele osób podążających ścieżką do Wicca nie potrafi znaleźć innego sposobu. Podejrzewam, że stąd tak wielka popularność "13 celów czarownicy" czy innych wypunktowań dotyczących tego, co czarownice powinny robić a czego nie. W rezultacie dla wiccańskiej praktyki per se, nie mają one kompletnie żadnego sensu ani znaczenia, ale pomagają osobom, które się nimi kierują, jako-taki system etyczny utrzymać. Po raz kolejny - bo mając zestaw jednoznacznych punktów jest łatwiej. Pytanie, czy to, nomen-omen, dobrze czy źle, że tak łatwiej, a bez tego - trudniej, zostawiam Wam do refleksji. Jedno jest pewne, nikt nigdy nie mówił, że Wicca jest łatwą drogą, wręcz przeciwnie, wymaga wiele wysiłku.
Natomiast chciałabym kiedyś obudzić się w społeczeństwie, które stwierdzi, że nie potrzebuje punktów, zakazów i nakazów. Które może ustalać prawo, które będzie regulowało wewnętrzne stosunki drogą konsensusu społecznego, bez nagrody nieba i kary piekła nad głową. Społeczeństwo, które nie będzie stosowało wyrównywania do linijki, równania wszystkich do tych samych punktów, ale w którym każdy człowiek będzie myślał nad swoim zachowaniem. W końcu zwykłe "nie bądź ch*jem dla innych" nie może być tak bardzo trudniejsze w realizacji, jeśli wpadniesz na nie sam.
Ilustracja pochodzi z serwisu roznice.com |
0 komentarze:
Prześlij komentarz