Jak co roku pod koniec października przewala się przez kraj guano-burza związana z obchodami Wszystkich Świętych na amerykańską modłę. Jak każda guano-burza polega ona na werbalnym i (częściej) klawiaturowym obrzucaniu się owym guanem różnych frakcji, czyli miłośników i kilku rodzajów hejterów i jest kompletnie bez sensu. Halloween wydaje się być lubiane przede wszystkim przez dzieci, które mają dodatkowy dzień w roku, żeby założyć dziwne przebrania i spożyć nadmiar cukru (obok kolędowania i baliku karnawałowego), a także studenci i inna młodzież, która ma dodatkowy dzień w roku, żeby założyć dziwne przebrania i spożyć nadmiar alkoholu (jakby w ogóle potrzebowali do tego pretekstu). Stron przeciwnych jest więcej, między innymi:
- Święta Matka Kościół Rzymski, bo to zabawa w okultyzm, kult śmierci, pogańskie obrzędy, zbliżenie do Satanizmu i wypaczanie dziecięcej psychiki i estetyki
- Miłośnicy Polskiej Tradycji - nie mniej Świętej, bo do śmierci, zmarłych, grobów i zniczy na nich należy odnosić się z szacunkiem, czcią, zadęciem oraz umartwianiem się i smutaniem, przy obowiązkowym grobingu w najlepszym futrze
- Zwolennicy Dziadów Mickiewiczowskich, bo to dopiero było klimaciarskie, przemawiające do Duszy Polskiej i kompletnie niezgodne z historycznym... czymkolwiek
- Rodzimowiercy Prawdziwi - czyli ci, co o obchodzeniu Dziadów i pochodzeniu znicza (ogniska rozpalanego na kurhanie) będą wypisywać na NK, Facebooku i w komentarzach na Onecie, na złość dyniowej propagandzie.
Tak, cały powyższy akapit miał ośmieszyć wszystkie strony tej nierozwiązywalnej dyskusji. I niepotrzebnej przy okazji - Halloween już bowiem stało się faktem i już go nie usuniemy, podobnie jak Walentynek, z prostego powodu. Bo można na tym zarobić. To kolejna strona konfliktu, nie obsmarowałam jej wyżej, bo pojawia się przy okazji dosłownie wszystkiego - hejterzy konsumpcjonizmu. W sumie nie trudno przyznać im chociaż część racji - dzisiaj da się zarobić na wszystkim. I na Samhain, Dziadach, Wszystkich Świętych i Halloween. I na świętym Walentym też. Można więc co najwyżej zatrzymać się chwilę nad problemem i uronić łzę nad stwierdzeniem, że wszystko można kupić i sprzedać.
Jednak warto nabrać też więcej dystansu i nie przejmować się tak dyniowo-zniczową histerią. Wszak w całej walentynkowej awanturze, Miłości - tej wielkiej, prawdziwej, nie udało się i nigdy nie uda skomercjalizować.
Nie bójcie się więc - Śmierci też się nie da.
Ilustracja pochodzi z archiwum prywatnego. |
PPS. WKD na występach gościnnych w Poznaniu! Poznańskie Spotkanie Wiccańskiego Kręgu Doświadczeń odbędzie się w sobotę, 8 listopada, spotykamy się o 13:00 na Starym Rynku pod Pręgierzem. Do zobaczenia!
Ale czemu mielibyśmy się przejmować dyniami? ;) Ja uwielbiam dynie i uwielbiam Halloween. To moje ulubione święto. BĘDĘ drążyć dynię i BĘDĘ oglądać horrory. Ale jestem przecież czarownicą, to normalne ;)
OdpowiedzUsuńArek
Nie mówię o odrzuceniu dyniowości - co to, to nie!
UsuńPo prostu chodzi o histerię i panikę sianą przez... no właśnie wszystkich.
Ot tak, co by było więcej dystansu i luzu w naszym życiu ;)