W telewizji o TYM (TUTAJ inny opis tej samej sytuacji) nie mówili, bo wszystkie inne sprawy przesłoniła tragedia związana z wybuchem gazu w Katowicach. Oczywiście to bardzo przykra historia i zawsze niezmiernie smutnym jest, gdy ludzkie życie tak po prostu, przypadkowo gaśnie. Wydaje mi się jednak, że news o trzech ofiarach nie odbiłby się tak głosnym echem, gdyby to nie była rodzina dziennikarzy. Tymczasem zupełnie bokiem przemknął tekst, że są w tym kraju ludzie, którzy uważają, że prawo ich nie dotyczy... bo nie.
Tak, ja wiem, że ojciec (w sumie nie wiem czyj, bo nie mój) Tadeusz jest osobą specyficzną, że nikt go nie traktuje, a przynajmniej nie powinien traktować poważnie. Swoją drogą, to niepokojące, że dotąd jakoś upiekały mu się kolejne antysemickie i antypaństwowe wypowiedzi tylko dlatego, że jest szaleńcem - szaleńcy bywają szalenie niebezpieczni. Pan Tadeusz zaś tak się w swoim szaleństwie rozsmakował i zauważył, że jest w nim metoda, aż zaczął wyrażać swoje myśli tak na serio-serio. Według nich prawo nie obowiązuje katolików. W myśl tego, że Hitler również ustanawiał prawo katolik powinien prawo stanowione olewać.
Nie wiem, jaka to inna złowieszcza myśl matka na świat wydała tę potworną matkę córkę. Nieznajomość Biblii może? Bo wiecie, Biblia mówi o tym, że człowiek prawy uważając, że prawo stanowione jest złe, powinien je złamać... ale z całymi konsekwencjami, włącznie z pójściem do więzienia (słusznie w oczach prawa, ale niesłusznie w oczach Boga), poniżeniem, ukrzyżowaniem i śmiercią włącznie. Bo prawo obowiązuje wszystkich, nagrodę można co najwyżej odebrać po śmierci, a nie po wykrzyczeniu w twarz szefowi KRRiT swojej pokręconej logiki.
Co gorsza jednak, zdaje się, że pan Tadeusz ma rację. Oto bowiem po raz kolejny odrzucono wniosek KLPSu o zarejestrowanie go jako formalnego związku wyznaniowego. Odmowa zawierała te same argumenty, co pierwsza, do tego stopnia, że prawdę mówiąc miałam przez chwilę wrażenie, że pomyliłam linki i czytam znów to samo - o ilości wiary w wierze (jakim prawem?), o elementach prześmiewczych i wzorowanych na innych (wyrzućmy z rejestru protestantów!) i o ekspertyzie biegłych, która nawet nie powinna powstać. Sąd przecież po to nakazał powtórne rozpatrzenie wniosku, żeby się wyżej wymienionych błędów, wypunktowanych przez sąd, ustrzec. Okazuje się więc, że, w myśl pana Tadeusza, wyrok sądu można se, od tak, zignorować, jak Ci coś ideologicznie nie pasuje.
Mimo to wiara moja pozostaje niezłomna i wierzę, że w końcu urzędnicy, sędziowie, prokuratorzy i katolicy opamiętają się, dotknięci Wysokowęglowodanową Macką. Że w końcu będą traktować wszystkich nawołujących do przemocy i łamania prawa - równo, jak również wszystkich obywateli, chcących legalnie demonstrować swoje wyznanie - równo. I że pierwsi trafią do aresztu, a drudzy - do rejestru.
Ramen!
Tak, ja wiem, że ojciec (w sumie nie wiem czyj, bo nie mój) Tadeusz jest osobą specyficzną, że nikt go nie traktuje, a przynajmniej nie powinien traktować poważnie. Swoją drogą, to niepokojące, że dotąd jakoś upiekały mu się kolejne antysemickie i antypaństwowe wypowiedzi tylko dlatego, że jest szaleńcem - szaleńcy bywają szalenie niebezpieczni. Pan Tadeusz zaś tak się w swoim szaleństwie rozsmakował i zauważył, że jest w nim metoda, aż zaczął wyrażać swoje myśli tak na serio-serio. Według nich prawo nie obowiązuje katolików. W myśl tego, że Hitler również ustanawiał prawo katolik powinien prawo stanowione olewać.
Nie wiem, jaka to inna złowieszcza myśl matka na świat wydała tę potworną matkę córkę. Nieznajomość Biblii może? Bo wiecie, Biblia mówi o tym, że człowiek prawy uważając, że prawo stanowione jest złe, powinien je złamać... ale z całymi konsekwencjami, włącznie z pójściem do więzienia (słusznie w oczach prawa, ale niesłusznie w oczach Boga), poniżeniem, ukrzyżowaniem i śmiercią włącznie. Bo prawo obowiązuje wszystkich, nagrodę można co najwyżej odebrać po śmierci, a nie po wykrzyczeniu w twarz szefowi KRRiT swojej pokręconej logiki.
Co gorsza jednak, zdaje się, że pan Tadeusz ma rację. Oto bowiem po raz kolejny odrzucono wniosek KLPSu o zarejestrowanie go jako formalnego związku wyznaniowego. Odmowa zawierała te same argumenty, co pierwsza, do tego stopnia, że prawdę mówiąc miałam przez chwilę wrażenie, że pomyliłam linki i czytam znów to samo - o ilości wiary w wierze (jakim prawem?), o elementach prześmiewczych i wzorowanych na innych (wyrzućmy z rejestru protestantów!) i o ekspertyzie biegłych, która nawet nie powinna powstać. Sąd przecież po to nakazał powtórne rozpatrzenie wniosku, żeby się wyżej wymienionych błędów, wypunktowanych przez sąd, ustrzec. Okazuje się więc, że, w myśl pana Tadeusza, wyrok sądu można se, od tak, zignorować, jak Ci coś ideologicznie nie pasuje.
Mimo to wiara moja pozostaje niezłomna i wierzę, że w końcu urzędnicy, sędziowie, prokuratorzy i katolicy opamiętają się, dotknięci Wysokowęglowodanową Macką. Że w końcu będą traktować wszystkich nawołujących do przemocy i łamania prawa - równo, jak również wszystkich obywateli, chcących legalnie demonstrować swoje wyznanie - równo. I że pierwsi trafią do aresztu, a drudzy - do rejestru.
Ramen!