Dwa dni temu facebookową grupę niezwykle poruszyła kwestia magicznego talentu i magicznych umiejętności. Zaczęło się bardzo spokojnie, pytaniem o to, czy zgromadzeni słyszeli kiedyś o rodach wiedźm i czy, jeśli się zmieni ścieżkę, to nadal mowa o tym samym rodzie. O samych rodach wypowiadać się nie chcę, bo do takiego nie należę (przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo), ani takich nie znam, trudno więc zająć mi jakieś stanowisko.
Padło jednak stwierdzenie, które uznałam za bardzo dziwne (i chyba nie tylko ja), że jeśli zmieni się ścieżkę, w domyśle z tradycyjnej ja niuejdżową, to można talent stracić, bowiem "takie są prawa natury". Dyskusja zrobiła się burzliwa, chociaż zakończyła się konsensusem, a że na Facebooku miejsca mało, pomyślałam, że opiszę swoje przemyślenia na blogu, tak na wszelki, coby być lepiej zrozumianą.
Po pierwsze, co wyszło w dyskusji, trzeba ustalić kwestie semantyczne, bo potem piętrzą się wzajemne nieporozumienia. Oddzielę więc na starcie grubą krechą pojęcia magicznego talentu i magicznych umiejętności. Talent to to samo co uzdolnienie, cechy, zdolności i predyspozycje, które są wrodzone - czyli gdzieś się nam zagrzebały w genach. Umiejętności zaś, to sprawa nabyta, wyuczona. Moje podejście jest więc takie, że aby być dobrą czarownicą, trzeba mieć i jedno i drugie.
Talent, pewne predyspozycje, jak wspomniałam, najczęściej są dziedziczne. To oczywiście nie znaczy, że trzeba pochodzić z wielkiego magicznego rodu, praktykujące od pokoleń. Ale pewną żyłkę, pewną "bożą iskrę" do tego - już tak. To, co wrodzone i w genach zniknąć nie może. Ale może zostać niewykorzystane, zmarnowane, zaprzepaszczone. Ktoś, kto ma wybitny talent do muzyki, ale zostaje ekspertem w obróbce skrawaniem, a instrumenty widzi tylko w telewizji raczej pianistą nie zostanie. Ale to nie znaczy, że jego talentu nie ma, on po prostu nigdy się nie zamanifestuje.
Do tego, by talent zakwitł, potrzebna jest ciężka, wytrwała praca. Według mnie to brak odpowiednich cech charakteru najczęściej odpowiada za brak sukcesów w magii i w wielu innych dziedzinach. Brak wytrwałości, cierpliwości, nieustępliwości. Pewne rozleniwienie i chroniczny "brak czasu". Praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka jest niezbędna, by osiągnąć sukcesy w magii. Teoretyzowanie nie czyni czarownicy - trening tak.
Oczywiście najlepsze efekty się osiąga, kiedy i talentu i praktyki jest jak najwięcej. Niestety, tutaj system zero-jedynkowy się tu nie sprawdza, bo zarówno talentu jak i praktyki można mieć więcej lub mniej. Co zatem jest ważniejsze? Moim zdaniem praca. Trzeba niewiele talentu, by isiągać bardzo dobre wyniki, jeśli szlifuje się uparcie swoje umiejętności. Wydaje mi się jednak, że pewne predyspozycje są niezbędne i bez tego ani rusz, chociaż z drugiej strony takich ludzi będzie niewielu. Wracając do przykładu z pianistą - żeby kompletnie nie dało się kogoś nauczyć stukać w klawisze ni w ząb, musiałby to być wyjątkowo ekstremalny przypadek beztalencia, bo większości ludzi uda się opanować postawy. Tylko żeby koncert chopinowski wygrać potrzeba znacznie, znacznie więcej talentu i ćwiczeń. Co oczywiście nie przeszkadza, żeby grać, nawet nieźle.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo mam wrażenie, że ludzie, niezależnie od tego, czy brak im talentu czy umiejętności, i tak wpadają w samozachwyt. Nie raz ani nie dwa zdarzyło mi się rozmawiać z osobą, która talentu nie ma za grosz i nawet nie szuka tego, w czym mogła by być dobra, ale i tak kończy kolejne ezo-kursy w nadziei, że ilość dyplomów w czymkolwiek jej pomoże. Ewentualnie wierzy, że jak przejdzie jakąś super-duper inicjację przez Otherkiny albo Wyższe Istoty (kimkolwiek są), to taki talent, "dar" jak to mówią w serialach, zyska. Tak, wiecie, z powietrza.
Na drugim biegunie znajdują się "zdolni, ale leniwi". Ja wiem, że to frazes, ale tu świetnie pasuje. Takie osoby, są tak wybitnie uzdolnione, mają takie świetne geny i takie pradawne rodziny, że w głowie się to nie mieści. Co z tego, że o tym, co to magia, dowiedziały się tydzień temu i przez ten czas zdążyły przeczytać tylko stary numer "Wróżki" - same geny wystarczą im, by być autorytetem w każdej sprawie (pomijam tutaj fakt, że kwestię "magicznej rodziny" trudno udowodnić, a często istnieje ona tylko w głowie rzeczonego "autorytetu").
Jedni i drudzy są cokolwiek śmieszni. Żeby odnosić efekty nie musisz mieć udokumentowanych procesami czarownic w rodzinie do 4 pokoleń wstecz, ani otrzymać daru rzucania fireballami. Ale wiedz na pewno - będziesz musiał ciężko, ciężko pracować i dużo ćwiczyć. Tylko wtedy twój talent będzie miał szansę zakwitnąć.
Padło jednak stwierdzenie, które uznałam za bardzo dziwne (i chyba nie tylko ja), że jeśli zmieni się ścieżkę, w domyśle z tradycyjnej ja niuejdżową, to można talent stracić, bowiem "takie są prawa natury". Dyskusja zrobiła się burzliwa, chociaż zakończyła się konsensusem, a że na Facebooku miejsca mało, pomyślałam, że opiszę swoje przemyślenia na blogu, tak na wszelki, coby być lepiej zrozumianą.
Po pierwsze, co wyszło w dyskusji, trzeba ustalić kwestie semantyczne, bo potem piętrzą się wzajemne nieporozumienia. Oddzielę więc na starcie grubą krechą pojęcia magicznego talentu i magicznych umiejętności. Talent to to samo co uzdolnienie, cechy, zdolności i predyspozycje, które są wrodzone - czyli gdzieś się nam zagrzebały w genach. Umiejętności zaś, to sprawa nabyta, wyuczona. Moje podejście jest więc takie, że aby być dobrą czarownicą, trzeba mieć i jedno i drugie.
Talent, pewne predyspozycje, jak wspomniałam, najczęściej są dziedziczne. To oczywiście nie znaczy, że trzeba pochodzić z wielkiego magicznego rodu, praktykujące od pokoleń. Ale pewną żyłkę, pewną "bożą iskrę" do tego - już tak. To, co wrodzone i w genach zniknąć nie może. Ale może zostać niewykorzystane, zmarnowane, zaprzepaszczone. Ktoś, kto ma wybitny talent do muzyki, ale zostaje ekspertem w obróbce skrawaniem, a instrumenty widzi tylko w telewizji raczej pianistą nie zostanie. Ale to nie znaczy, że jego talentu nie ma, on po prostu nigdy się nie zamanifestuje.
Do tego, by talent zakwitł, potrzebna jest ciężka, wytrwała praca. Według mnie to brak odpowiednich cech charakteru najczęściej odpowiada za brak sukcesów w magii i w wielu innych dziedzinach. Brak wytrwałości, cierpliwości, nieustępliwości. Pewne rozleniwienie i chroniczny "brak czasu". Praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka jest niezbędna, by osiągnąć sukcesy w magii. Teoretyzowanie nie czyni czarownicy - trening tak.
Oczywiście najlepsze efekty się osiąga, kiedy i talentu i praktyki jest jak najwięcej. Niestety, tutaj system zero-jedynkowy się tu nie sprawdza, bo zarówno talentu jak i praktyki można mieć więcej lub mniej. Co zatem jest ważniejsze? Moim zdaniem praca. Trzeba niewiele talentu, by isiągać bardzo dobre wyniki, jeśli szlifuje się uparcie swoje umiejętności. Wydaje mi się jednak, że pewne predyspozycje są niezbędne i bez tego ani rusz, chociaż z drugiej strony takich ludzi będzie niewielu. Wracając do przykładu z pianistą - żeby kompletnie nie dało się kogoś nauczyć stukać w klawisze ni w ząb, musiałby to być wyjątkowo ekstremalny przypadek beztalencia, bo większości ludzi uda się opanować postawy. Tylko żeby koncert chopinowski wygrać potrzeba znacznie, znacznie więcej talentu i ćwiczeń. Co oczywiście nie przeszkadza, żeby grać, nawet nieźle.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo mam wrażenie, że ludzie, niezależnie od tego, czy brak im talentu czy umiejętności, i tak wpadają w samozachwyt. Nie raz ani nie dwa zdarzyło mi się rozmawiać z osobą, która talentu nie ma za grosz i nawet nie szuka tego, w czym mogła by być dobra, ale i tak kończy kolejne ezo-kursy w nadziei, że ilość dyplomów w czymkolwiek jej pomoże. Ewentualnie wierzy, że jak przejdzie jakąś super-duper inicjację przez Otherkiny albo Wyższe Istoty (kimkolwiek są), to taki talent, "dar" jak to mówią w serialach, zyska. Tak, wiecie, z powietrza.
Na drugim biegunie znajdują się "zdolni, ale leniwi". Ja wiem, że to frazes, ale tu świetnie pasuje. Takie osoby, są tak wybitnie uzdolnione, mają takie świetne geny i takie pradawne rodziny, że w głowie się to nie mieści. Co z tego, że o tym, co to magia, dowiedziały się tydzień temu i przez ten czas zdążyły przeczytać tylko stary numer "Wróżki" - same geny wystarczą im, by być autorytetem w każdej sprawie (pomijam tutaj fakt, że kwestię "magicznej rodziny" trudno udowodnić, a często istnieje ona tylko w głowie rzeczonego "autorytetu").
Jedni i drudzy są cokolwiek śmieszni. Żeby odnosić efekty nie musisz mieć udokumentowanych procesami czarownic w rodzinie do 4 pokoleń wstecz, ani otrzymać daru rzucania fireballami. Ale wiedz na pewno - będziesz musiał ciężko, ciężko pracować i dużo ćwiczyć. Tylko wtedy twój talent będzie miał szansę zakwitnąć.
Ilustracja pochodzi z Wikimedia Commons |
PS. Pamiętajcie, żeby dać Czarowniczemu Blogowi łapkę na Facebooku!
0 komentarze:
Prześlij komentarz